• Autor:Paweł Lisicki

Franciszek mówi o muzułmanach, że "są światłością świata"

Dodano:
Papież Franciszek Źródło: PAP/EPA / Alessandro Di Meo
Pewien dziennikarz zapytał mnie w jednym z programów czy nie czuję się zmęczony kolejnymi występami, skoro wszystko co napisałem przed laty się spełnia i jednocześnie żadne przestrogi nie działają.

Wzruszyłem ramionami, popatrzyłem w ekran komputera (rozmowa była prowadzona na skype’ie) i powiedziałem: „cóż nawet jeśli tak jest, dopóki mam siłę i tak będę mówił jak się rzeczy mają”.

Piszę o tym w związku z kolejną wizytą papieża Franciszka, tym razem do muzułmańskich państw Azji. Faktycznie, jak wiele lat temu napisałem w „Dogmacie i tiarze” charakterystyczną cechą pontyfikatów posoborowych jest to, że kolejni papieże ścigają się i konkurują ze sobą, który z nich w większym stopniu odrzuci Tradycję. Pod niektórymi względami Franciszek jest na pierwszym miejscu. Faktycznie słuchając jego wystąpień do muzułmanów katolikowi włos powinien jeżyć się na głowie. Oto garść cytatów, the best of the best. Podaję je za portalem pch24.pl, którego autorzy z kronikarską rzetelnością odnotowują wyskoki (szukam właściwych słów) biskupa Rzymu.

XXX

„4 września papież wygłosił w pałacu prezydenckim w Dżakarcie przemówienie adresowane do władz Indonezji. (…)Papież mówił wprawdzie o Kościele katolickim, ale jego misję przedstawił wyłącznie w kategoriach doczesnych. Stwierdził:

„Kościół katolicki służy dobru wspólnemu i pragnie wzmocnić współpracę z instytucjami publicznymi i innymi podmiotami społeczeństwa obywatelskiego, ale nigdy nie prozelityzuje i zawsze szanuje wiarę każdego człowieka”.

Jak to nigdy nie prozelityzuje, a więc nie nawraca? Gdyby słowa Franciszka były prawdziwe, to ani ja, ani nikt inny, ani on sam nie bylibyśmy katolikami. To, że wszyscy nimi jesteśmy zawdzięczamy „prozelityzowaniu”, a więc gotowości do głoszenia prawdy i przekonywania do niej najpierw uczniów Chrystusa a następnie pokoleń, które od nich tę wiarę przejęły i przekazywały.

Dalej Franciszek: „Kościół pragnie zachęcać do tworzenia bardziej zrównoważonej tkanki społecznej i zapewnić bardziej skuteczną i sprawiedliwą dystrybucję pomocy społecznej”.

O rany, ale banał. Zęby bolą. Do tego mógłby zachęcać pierwszy lepszy działacz społeczny. Jednak jeśli papież tak widzi sens istnienia Kościoła, to znaczy, że nic nie rozumie. Albo udaje, że nic nie rozumie. Zrównoważona tkanka społeczna – też mi coś. Podobnie jak „sprawiedliwa dystrybucja pomocy społecznej”. Jeśli tak, to papież powinien skierować księży do pracy w instytucjach pomocy społecznej. Po co tracić czas na modlitwy i msze?

„5 września papież wygłosił przemówienie w największym meczecie Indonezji, Istiqlal w Dżakarcie, uczestnicząc w spotkaniu międzyreligijnym, gdzie obecni byli z natury rzeczy głównie muzułmanie (choć nie tylko oni). Rozpoczął od określenia meczetu mianem „wielkiego domu ludzkości”, do którego „każdy może wejść, robiąc miejsce dla tęsknoty za nieskończonością, którą każdy z nas nosi w sercach”. Następnie papież zaczął mówić obrazowo o jedności islamu i chrześcijaństwa. Odwołał się do bardzo specyficznego rozwiązania architektonicznego związanego z meczetem Istiqlal. Otóż meczet ów znajduje się naprzeciwko katolickiej katedry Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Obie świątynie są połączone tunelem, który nazywa się „Tunelem Przyjaźni”.

Franciszek wykorzystał ten obraz, by przedstawić chrześcijaństwo oraz islam jako dwa porządki kulturowo-obrzędowe, które opierają się na tej samej głębokiej zasadzie, jaką jest dążenie do poszukiwania nieskończoności. (…)

„Na powierzchni zarówno w meczecie jak i katedrze są przestrzenie, które są definiowane i odwiedzane przez swoich wiernych, ale pod ziemią w tunelu ci sami ludzie mogą spotkać się ze sobą i z perspektywą religijną drugiego. Ten obraz przypomina nam o ważnym fakcie, że widzialne aspekty religii – ryty, praktyki i tak dalej – są dziedzictwem, które należy strzec i szanować. Możemy jednak powiedzieć, że to, co leży “pod spodem”, co biegnie w podziemiach, jak “Tunel Przyjaźni”, jest jednym wspólnym korzeniem dla wszystkich wrażliwości religijnych: to poszukiwanie spotkania z boskością, pragnienie nieskończoności, które Wszechmocny umieścił w naszych sercach, poszukiwanie większej radości i życia silniejszego niż jakikolwiek rodzaj śmierci, które ożywia podróż naszego życia i nakłania nas do przekroczenia naszych granic, by spotkać Boga. Pamiętajmy tutaj, że patrząc głębiej, ujmując to, co płynie w głębinie naszego życia, to znaczy pragnienie pełni mieszkające na dnie naszego serca, odkrywamy, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, wszyscy jesteśmy pielgrzymami na naszej drodze do Boga, ponadto, co nas od siebie różni”. (…)

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...