Debata straconej szansy. Starcie Donalda Trumpa z Kamalą Harris

Dodano:
Donald Trump i Kamala Harris na debacie prezydenckiej. 2024-09-10 Źródło: PAP/EPA / DEMETRIUS FREEMAN / POOL
Tomasz Błaut | 10 września miała miejsce pierwsza i być może jedyna debata prezydencka między Donaldem Trumpem a Kamalą Harris. Opinie są dość jednostajne, dające Kamali Harris nieznaczne zwycięstwo nad Donaldem Trumpem.

Niczego ta debata nie zmieni, mówią. Właściwie to była nudna, nie powiedziano nic nowego. Tego typu spostrzeżenia z jednej strony mówią coś konkretnego o debacie i można zgodzić się z wieloma uwagami, ale z drugiej strony dają one wyraźnie do zrozumienia, że wszelkiej maści znawcy tematu tak naprawdę w ogóle nie zauważyli tego, co tu się naprawdę wydarzyło.

Prawda jest taka, że Donald Trump tę debatę przegrał. Przy tym słowo „przegrał” jest nadzwyczaj delikatnym sformułowaniem, bo na usta cisną się słowa nie nadające się do publikacji. Tak bardzo były prezydent pogrążył swoje szanse na zwycięstwo w tegorocznych wyborach.

Aby to w pełni wyjaśnić, poruszymy trzy aspekty. Najpierw omówimy to, jak właściwie Donald Trump przegrał tę debatę. Następnie przeanalizujemy pokrótce słabe punkty w retoryce Trumpa. Na koniec przyjrzymy się kilku przykładom tego, jak Trump mógł skutecznie zaatakować Harris, gdyby tylko przygotował się do tej debaty.

Klęska Trumpa

Typowa debata prezydencka ma przewidywalny przebieg. Przeważnie oczekuje się od kandydata na prezydenta tego, że przedstawi swoje rozwiązania na trapiące obywateli problemy, czy też udzieli odpowiedzi na jakiś zarzut padający ze strony obozu przeciwnego. Moderatorzy zadadzą pytanie raz temu, raz innemu kandydatowi, starając się trzymać to wszystko w ryzach.

Jednak w tej konkretnej debacie walka rozgrywała się na zupełnie innej płaszczyźnie. Kamala Harris jest tak słabym kandydatem, że w zasadzie nie może się niczym pochwalić i nie jest w stanie niczego zaoferować. Nie bez powodu jej kampania jest zbudowana na fundamencie nieustającego negowania istnienia Donalda Trumpa przy jednoczesnym kopiowaniu jego pomysłów, w tym nawet jego słynnego muru. Harris wypadła w tej debacie dobrze tylko dlatego, że prześlizgnęła się do mety na ciągłym wypominaniu Trumpowi jego grzechów.

Ostatecznie Trump walczy z kreowaną w mediach narracją. Dopóki w mediach można w miarę bezkarnie twierdzić pewne rzeczy nie mające związku z rzeczywistością, dopóty można subtelnie kreować w świadomości społecznej specyficzną interpretację faktów. W końcu spora część społeczeństwa nie wykazuje szczególnego zainteresowania detalami tych zawiłych intryg, a dziennikarze nieszczególnie mają ochotę ratować Trumpa z opresji.

Mówiąc inaczej, jeśli ktoś planuje sfałszować wybory, musi to mieścić się w granicach wiarygodności. Póki Harris wypada w miarę dobrze w wystąpieniach publicznych, narracja o wyrównanych wynikach sondażowych jest spójna. Gdyby natomiast doszło do tragicznej kompromitacji na żywo, trudno byłoby wmówić narodowi amerykańskiemu i światu, że Harris wygrała z Trumpem o włos.

Właśnie z tego względu dla Donalda Trumpa ta debata była na wagę złota. Nieważne jak bardzo media chciałyby zaczarować rzeczywistość, ich zdolność manipulacji jest ograniczona. Pewnych rzeczy nie da się wyretuszować, zwłaszcza gdy ma to miejsce w czasie debaty prezydenckiej transmitowanej na żywo, oglądanej przez cały świat.

Przegrana byłego prezydenta polega na tym, że on w ogóle tej szansy nie wykorzystał. Zamiast zdeklasować rywala, wystąpienie Trumpa w tej debacie było tylko bardziej lichą wersją jego przemówień wiecowych. On startował z wyjątkowo silnej pozycji, a przyszedł nieprzygotowany. Ona startowała z wyjątkowo słabej pozycji, a mimo to przetrwała. O jakim sukcesie tu mówić?

Pięta Achillesa mistrza riposty

Ten tragiczny obrót wydarzeń był łatwy do przewidzenia. Częściowo nawiązałem do tego w artykule „Iluzoryczne zwycięstwo”, zwracając uwagę na to, że Donald Trump w czasie debaty z Joe Bidenem wcale nie pokazał się od najlepszej strony. Natomiast w artykule „The Most Dangerous Debate” opisałem to, jaką strategię Trump powinien był przyjąć, żeby wygrać konfrontację z prawdziwym przeciwnikiem uczestniczącym w debacie Trump-Harris – czyli z mediami.

Największym problemem Donalda Trumpa jest to, że wpadł w autodestruktywną rutynę. Opowiada te same anegdotki po raz tysięczny, porusza ważne kwestie w sposób zbyt ogólnikowy i nieumiejętny, wykorzystuje swoje techniki retoryczne w naprawdę nieodpowiednich momentach. Nie dostrzega tego, jak bardzo mu to szkodzi, a zaszkodziło mu to najmocniej w czasie debaty. Było do tego stopnia źle, że Kamala Harris, która na początku próbowała sprowokować Trumpa swoją dziwacznie wyćwiczoną mimiką i gestykulacją, w pewnym momencie zaczęła po prostu naturalnie przewracać oczami, gdy Trump znowu zaczął bredzić nie wiadomo o czym.

Szczególnie denerwujące jest to kurczowe trzymanie się przez Trumpa swoich wyświechtanych numerów. Przez ostatnie cztery lata ustalono mnóstwo rzeczy w wielu różnych zagadnieniach nieustannie poruszanych przez Trumpa, a on mimo to dany temat przerabia zawsze dokładnie w ten sam sposób. Przykładów tego jest wiele. Ciągłe zarzucanie Nancy Pelosi, że odmówiła wsparcia ze strony Gwardii Narodowej. Przywoływanie historii o Ralphie Northamie, gdy mówił o aborcji poporodowej. Czy nawet ciągłe opowiadanie tej anegdotki o Abdulu.

Przez to Trump nigdy nie idzie o krok dalej. W dyskusji dotyczącej wezwania Gwardii Narodowej mógł powiedzieć, że oddelegował ochronę Kapitolu odpowiednim osobom i liczył na to, że oni sami się tym zajmą. Zamiast tego generał Mark Milley specjalnie dzień przed protestem wydłużył łańcuch decyzyjny o jedną osobę, która tego dnia była nieosiągalna i przez to sprawne wezwanie Gwardii Narodowej czekającej nieopodal na sygnał było niemożliwe. W dyskusji dotyczącej aborcji poporodowej mógł podać szereg przykładów dziejących się na terenie kraju, aby pokazać mroczną stronę tego procederu. Przytoczyć wypowiedzi innych osób uważających, że kobieta powinna mieć prawo do aborcji nawet po urodzeniu dziecka. (Tu należałoby dokonać rozeznania w temacie.) Za to w przypadku dyskusji o wycofaniu się z Afganistanu można było zarzucić Kamali, że Biden w ciągu pierwszych kilku dni anulował wszystkie decyzje Trumpa. Skoro uważał, że mój plan jest głupi, czemu nic z tym nie zrobił? Bał się konsekwencji? Przecież otworzył szeroko południową granicę, pozbawił tysięcy ludzi pracy w związku ze wstrzymaniem budowy rurociągu Keystone XL, a nawet przywrócił wyższą cenę insuliny.

Nikt jednak w sztabie kampanijnym Trumpa nawet o tym nie pomyślał. Czy doradcom brak było wyobraźni? Czy Trump zlekceważył swojego przeciwnika? Czy może były prezydent jest tak przekonany o solidności swoich argumentów, wiedziony pozytywną reakcją ze strony wiernego elektoratu, że nigdy głębiej nie zastanowi się nad tym, co w ogóle mówi i jaką wywołuje to reakcję u osób nieprzekonanych?

Nie jest to nowa rzecz. Już w czasie kampanii prezydenckiej z 2016 r. Trump udzielał niezwykle frustrującej odpowiedzi na pytanie o to, jak zadba o zdrowie kobiet. „Mamy świetny plan. Będziemy robić dla kobiet najwięcej i najlepiej. Zobaczycie. To będzie fantastyczny plan”. Jest to parafraza, ale nieznaczna. Praktycznie w każdym wystąpieniu publicznym odpowiadał dokładnie w ten sam sposób, choć po którejś z kolei konfrontacji powinien był wypracować bardziej specyficzną odpowiedź na tak ważkie pytanie.

Podobnie jest też w przypadku krążących wokół niego skandali. Sprawy sądowe? Sąd odroczył wyrok albo Sąd Najwyższy wydał przychylną dla niego decyzję. Teorie spiskowe na temat sfałszowanych wyborów? Nie chcieli w ogóle patrzeć na to, co mieliśmy. Pandemia? Robiliśmy więcej niż ktokolwiek na świecie pod względem respiratorów, maseczek itp. Kulejąca gospodarka w ostatnim roku jego administracji? Patrzcie, jaki ostatnio wyszedł raport od sygnalisty na temat aktualnych danych dotyczących zatrudnienia.

Same słabe odpowiedzi. Nie miały one siły przebicia za pierwszym razem, a tym bardziej nie za tysięcznym. Mimo to Trump uporczywie mówi w kółko to samo, przekonany o słuszności swoich racji i błyskotliwości swoich wyjaśnień.

Czy ktoś w otoczeniu Donalda Trumpa wpadnie w końcu na pomysł przeprowadzenia szkolenia z poruszanych przez niego ważnych tematów? Amunicji jest sporo, Trump nawet podczas różnych wystąpień daje do zrozumienia, że jest świadomy różnych bardziej drobiazgowych wątków (np. tego, co obecnie dzieje się w stanie Georgia, patrz „Tajemnica papierowej karty”). Mimo to ta wysokiej jakości amunicja leży w magazynie i tylko pokrywa się kurzem, bo broń się zacięła.

Niewykorzystany arsenał

Wpierw należy rozprawić się z argumentem, że Donald Trump był osaczony w czasie debaty. Co z tego? Nie był to przecież pierwszy raz, kiedy Trump wchodził na wrogi mu teren i był atakowany zewsząd. Twierdzenie, że Trumpowi nie poszło tak dobrze, bo moderator nie korygował wypowiedzi Kamali Harris… Naprawdę? Między wierszami tego typu wymówki brzmią następująco: „Czemu nikt Trumpa nie wyręczył w czasie debaty? Czemu nikt go nie asekurował?”

To powiedziawszy, przejdźmy do omówienia możliwych linii ataku. Najbardziej oczywistym przykładem był moment, gdy Kamala Harris odpowiedziała na pytanie dotyczące ataku na Kapitol. Harris odparła, że tego dnia była na Kapitolu – co jest nieprawdą. Mniej więcej godzinę przed rozpoczęciem protestu Harris opuściła gmach Kapitolu i udała się do siedziby Partii Demokratów. Czemu Harris konsekwentnie stara się zataić to, że o mało nie padła ofiarą zamachu bombowego? Więcej o tym w artykule „Kogo chroni Secret Service?”

To był najpotężniejszy cios, jaki Trump mógł zadać Harris. Wielu republikańskich komentatorów od razu zaczęło prostować kłamstwo Harris w mediach społecznościowych. Sęk w tym, że to sprostowanie powinno było paść z ust Trumpa w czasie debaty.

Kolejna linia ataku miała miejsce na początku debaty, gdy Harris zaczęła przedstawiać swój plan gospodarczy. Gdy mówiła o udzielaniu ulg podatkowych czy dawaniu dodatków, Trump powinien był w pierwszej kolejności zapytać Harris jak ona ma zamiar to wszystko sfinansować. Kraj jest zadłużony na potęgę, wszystko się wali, a ona chce z kapelusza wyciągać kolejne pliki pieniędzy. Ten atak na starcie wytrąciłby Harris z równowagi.

Następny przykład dotyczy protestu na Kapitolu. Prowadzący David Muir uderzył w Trumpa za to, że zwlekał dwie godziny z aktywowaniem Gwardii Narodowej. Tutaj Trump mógł wyprostować szereg nieścisłości. Poza wspomnianym wyżej wydłużeniem łańcucha decyzyjnego, Trump mógł powiedzieć, że Policja Kapitolu źle traktowała protestujących. Atakowała ich granatami hukowo-błyskowo-łzawiącymi. Strzelała z karabinów na kulki pieprzowe, przebijając policzek jednego z uczestników. Strąciła jednego z protestujących z wysokości kilku metrów. Zabiła dwie osoby. Wykazała się skrajną niekompetencją wobec osób, które w większości nie robiły niczego złego. To samo również można też powiedzieć o policji miejskiej, która przyszła z odsieczą, a tylko prowokowała protestujących do bardziej agresywnego zachowania.

Ponadto Trump mógł zwrócić uwagę na sposób traktowania aresztowanych protestujących. Dobrym tego przykładem jest przypadek Johna Stranda, który niedawno opuścił więzienie po trzech latach za kratami i spędzeniu ok. czterech miesięcy w izolatce. Za co? Można to zobaczyć na stronie JohnStrand.com, gdzie znaleźć można kompilację nagrań z kamer monitoringowych ukazujących jego przemieszczanie się przez Kapitol. Ponadto Steve Baker przeprowadził wyczerpujący wywiad z Johnem Strandem i dr Simone Gold na temat ich doświadczeń z systemem sprawiedliwości Joe Bidena.

Kolejna linia ataku – Charlottesville. Niedługo przed debatą Donalda Trumpa z Joe Bidenem ukazał się artykuł Snopes o tym, że słowa Trumpa o „bardzo porządnych ludziach” zostały wyrwane z kontekstu. Tutaj Trump mógł przybliżyć kontekst tego dnia oraz sposób manipulacji mediów tym wydarzeniem. Nawet mógł to połączyć z zachowaniem mediów w czasie protestów Black Lives Matter, wskazując na to, że gdy przez te sześć miesięcy kolejne zamieszki doprowadziły wielu ludzi do ruiny, oni to nazywali pokojowym protestem. (Plusem jest to, że Trump próbował nawiązać do strefy CHAZ w Seattle, ale nieskutecznie, bo moderator przerwał mu w pół słowa.)

Następny przykład – wybory. Jak już wcześniej była mowa, Trump doskonale wie o tym, co obecnie dzieje się w stanie Georgia, bo nawet publicznie podziękował trzem Republikanom zasiadającym w Stanowej Radzie ds. Wyborów. Czemu nie zgłębił tego wątku i nie połączył tego z rokiem 2020? Pomogłoby to obalić mit o 60 sprawach sądowych używany do odwrócenia uwagi od różnych bardziej subtelnych kombinacji.

Jeszcze jeden przykład – zmarli weterani. Joe Biden nieustannie wypomina Trumpowi to, że kiedyś nazwał amerykańskich żołnierzy uczestniczących w drugiej wojnie światowej „frajerami i przegrywami”. Harris nawiązała pośrednio do tego w czasie debaty, mówiąc, że Trump znieważa żołnierzy. Pomijając to, że ta historia jest zmyślona, Trump mógł tutaj przywołać zamach w Abbey Gate. Gdzie byłaś, gdy rodziny poległych żołnierzy potrzebowały otuchy? Niedawno było trzecia rocznica tego wydarzenia, Biden opalał się na plaży, a ty zapadłaś się pod ziemię.

Można tu jeszcze sporo wymieniać. Afera z Central Park Five. Pandemia. Roe v. Wade. Kwestia ponadpartyjnego porozumienia dotyczącego uszczelnienia granicy. Prawie na każdym kroku można było, po odpowiednim przygotowaniu, wykonać precyzyjny manewr rozkładający przeciwnika na łopatki. Wiadomo, że w czasie debaty jest to trudne, ale jednak okazji było co nie miara.

Zamiast tego wszystkiego Trump niejako zbłaźnił się aferą ze zwierzętami. W trakcie debaty chciał udowodnić, że problem nielegalnej migracji coraz bardziej się pogłębia i dlatego powiedział, że Haitańczycy jedzą psy i koty w Springfield w stanie Ohio. Bardzo dobrze, że Trump poruszył ten temat na tej arenie, ale sposób w jaki to zrobił pozostawiał wiele do życzenia. Powstała z tego lawina zabawnych memów, a krytycy mają teraz kolejną broń w arsenale do ośmieszania Trumpa. To jak z zarzutem, że Trump kazał swoim zwolennikom pić chlor – jest to wierutna bzdura, ale przeciwnicy Trumpa wypominają mu to po dziś dzień.

Słowo końcowe

Porażka Trumpa w tej debacie będzie odczuwana długofalowo. Choć na razie mowa jest o tym, że niczego ta debata nie zmieniła, to właśnie brak zmiany jest dla Trumpa największym zagrożeniem. Od prawie dekady oczerniano go kolejnymi aferami, które krok po kroku wprowadzały cały świat w stan psychozy osiągający swoje najstraszliwsze apogeum w czasie pandemii koronawirusa – a to skutkowało krwawym, sfingowanym zwycięstwem Joe Bidena.

Ponieważ Trump nie miał zamiaru odpuścić, wytoczono kolejne działa. Liczne pozwy sądowe, kolejne pseudo-skandale, nalot na Mar-a-Lago. Nawet miał miejsce nieudany zamach. I choć to wszystko dzieje się na oczach światach, Trump nadal jest uważany za wariata szerzącego teorie spiskowe. W dodatku w mediach straszą tym, że jeśli Trump wygra, to nastąpi koniec Demokracji. A jak przegra, to wywoła wojnę domową.

W czasie tej debaty Trump miał być może niepowtarzalną szansę na zadanie śmiertelnego ciosu temu medialnemu potworowi. Kampania prezydencka Kamali Harris dobiegłaby końca jeszcze w trakcie debaty, gwarantując Trumpowi zwycięstwo w zbliżających się wyborach. Za to w mediach głównego nurtu – w mediach nienawiści – zaczęto by przez zaciśnięte zęby poruszać pewne nadzwyczaj niewygodne wątki.

To jednak nie nastąpiło.

Mimo tej sromotnej porażki, nie wszystko zostało stracone. Sztab Kamali Harris poczuł się tak pewnie, że od razu zaproponował zorganizowanie kolejnej debaty. W reakcji na to Donald Trump zaczął mówić, że zdeklasował rywalkę, wygrał bezapelacyjnie i że zastanowi się, czy w ogóle organizowanie drugiej debaty ma sens. Wbrew pozorom jest to podejście prawidłowe pod względem wizerunkowym – okazanie słabości dałoby mediom wodę na młyn. Mimo to, Trump powinien modlić się, żeby Harris popełniła ten poważny błąd i zgodziła się na ponową konfrontację. Nieważne jak słabo poszła pierwsza debata, zawsze istnieje szansa na zadanie tego śmiertelnego ciosu w drugiej, bo to Kamala Harris oraz stojący za nią ludzie podejmują ogromne ryzyko podczas każdego publicznego wystąpienia.

Tomasz Błaut – autor książki "Media nienawiści: anatomia psychozy anty-Trumpowej", założyciel strony AmerykaForum.pl

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...