Historyk: Polska domaga się od Ukrainy tylko tego, na co Ukraina pozwoliła Niemcom

Dodano:
Pomnik 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej na Skwerze Wołyńskim w Warszawie Źródło: PAP / Mateusz Marek
Trudno się oprzeć porównaniu metod działania ukraińskich nacjonalistów do nazistów – mówi historyk sowietolog dr Damian Markowski.

Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz postawił ultimatum dla Kijowa: bez zgody na upamiętnienie polskich ofiar ludobójstwa na Wołyniu nie będzie poparcia Warszawy dla akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej. Szef PSL podkreślił, że mówi to jako poseł, a nie wicepremier czy minister obrony narodowej. Jednocześnie twarde stanowisko ws. prawdy o ofiarach ukraińskiego ludobójstwa prezentuje szef MSZ.

Historyk, ekspert w dziedzinie historii Europy Wschodniej dr Damian Markowski mówi, że brutalność nacjonalistów ukraińskich może zostać porównana do metod stosowanych przez niemiecką III Rzeszę. – Mam wręcz wrażenie, że były one grosze, bo OUN i UPA swoje działania wymierzały przeciwko innym Ukraińcom – członkom ich własnej nacji. Wciąż na opracowanie czeka temat: ilu Ukraińców zginęło z rąk OUN-UPA. Myślę, że ujawnienie skali ofiar ukraińskich jakie padły z rąk banderowców wstrząśnie jeszcze Ukrainą i zmusi pewną część ukraińskiego społeczeństwa do pogłębionej refleksji nad charakterem ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego lat trzydziestych i czterdziestych minionego stulecia – wskazał w rozmowie z Interią.

Pytany o liczbę ofiar ludobójstwa na Wołyniu odparł, że zgodnie z szacunkami minimalna ofiar na samym Wołyniu to około 45 tysięcy. – Natomiast może być ich znacznie więcej. Historycy podają od 45 tysięcy nawet do 60 tysięcy osób. Nie zapominajmy o tym, że rzeź nie dotyczyła wyłącznie Wołynia. Na przełomie 1943 i 1944 r. OUN i UPA przenoszą antypolską akcję na teren trzech innych przedwojennych polskich województw: lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego. Tam mordy trwają do 1945 r. Szacuje się, że z rąk OUN – UPA w latach 1943 – 1945 łącznie zginęło od 90 do 100 tysięcy Polaków – wyjaśnia historyk.

Markowski: Widzę na Ukrainie wyparcie tematu Wołynia

Zdaniem dr. Markowskiego Ukraina nie zmieni swojego podejścia do tej kwestii. – Myślę, że wyparcie jest tutaj najlepszym słowem, jakiego można użyć w tym przypadku. Nie ma mowy o ludobójstwie na ludności polskiej, natomiast podnoszone są głosy, że ludobójstwem była akcja “Wisła". Przeprowadzona przez władze PRL akcja przesiedlenia ludności z południowo-wschodniej Polski na Ziemie Odzyskane, bez wątpienia była czystką etniczną, ale ludobójstwem nazwać jej nie można – wskazuje sowietolog. Dodaje, że "część ukraińskich kolegów, zwłaszcza reprezentujących nurt narodowy, stara się być wierna propagandowej wersji promowanej przez OUN i UPA, w myśl której rzeź wołyńska była sprawiedliwym aktem odwetu uciemiężonych chłopów ukraińskich na Polakach-wyzyskiwaczach".

Badacz zaznacza, że Ukraina powinna pokazać "prawdziwy gest". – A czy takiego gestu się doczekamy? Jestem raczej pesymistą w tej kwestii. Pamiętajmy, że Ukraina jest w stanie wojny i na pewno władze ukraińskie nie chciałby, aby świat ujrzał zdjęcia z zakończonych sukcesem wykopalisk. W obecnej sytuacji, fotografie grobów pełnych kości, szczątków ofiar OUN – UPA, bardzo źle wyglądałyby na arenie międzynarodowej. Ukraina będzie się bronić przed taką możliwością. Co nie znaczy, że Polska powinna zaniechać prób prowadzenia ekshumacji i upamiętnienia ofiar ludobójstwa – podkreśla ekspert.

– Polska domaga się od Ukrainy tylko tego, co Ukraina pozwoliła Niemcom zrobić z agresorami: 100 tys. żołnierzy Wehrmachtu zostało ekshumowanych i pochowanych w indywidualnych grobach na terenie Ukrainy. Uważamy, że nasi rodacy, którzy nie byli tam agresorami, mają chociażby takie prawa, jak żołnierze Wehrmachtu – podsumował sowietolog dr Damian Markowski.

Źródło: Interia.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...