Zapomniany język katedry Notre Dame. Ucieczka od targowiska próżności
Wystarczy zerknąć na relacje medialne i na komentarze. Na pierwszym miejscu jest wszystko – kto się z kim spotkał, jak był ubrany, kogo przycisnął, w jakiej kolejności i jak mocno, jaki grymas gościł na czyjej twarzy – tylko nie ona, bohaterka główna, katedra.
Owszem, pojawia się, ale nieco z boku, zawsze schowana za wielosłowiem i wyłącznie, podkreślam wyłącznie, jako obiekt architektury, narodowy symbol francuskiego państwa i historii. Katedra została, mimo że pozornie widział ją cały świat, skutecznie skryta za płaszczem świeckości. Nie da się ukryć, że w tej operacji przykrywania doskonale odnalazł się francuski Kościół katolicki, który to w prawdziwie posoborowym duchu pilnował, żeby do odbiorców, a przecież była to jedna z tych chwil, gdy miliony wlepiały swój wzrok w ekrany, nie dotarła najważniejsza informacja o świętości, o przepotężnym, nieskończonym, budzącym grozę i bojaźń Bożym Majestacie. Pięknie wyrażała to kiedyś liturgia, mówiąc o kościele: „Bojaźnią przejmuje to miejsce. Wszak to jest dom Boży i brama niebios, a jego nazwa Mieszkanie Boga”. Tym bardziej słowa te odnosiły się do katedry, która jak żadna inna budowla miała być „terribilis”, a więc miała budzić bojaźń. Dziś jednak jak można było zauważyć w Paryżu stała się ona nie miejscem świętej, budzącej grozę i bojaźń Bożej obecności, ale kolejnym targowiskiem próżności.
Projektant mody i jego stroje
Rola katolickiej hierarchii jest tu nie do przecenienia. To przecież jej przedstawiciele zadbali o to, żeby najbardziej charakterystycznym znakiem liturgii były osobliwe stroje, przypominające bardziej kostiumy dla modeli na wybiegu niż właśnie święte szaty kapłańskie. Jak się później dowiedziałem wrażenie nie było mylne. Otóż stroje zostały zaprojektowane przez niejakiego Jeana-Charlesa de Castelbajaca, znanego również jako JC/DC. Pan Castelbajac, donosiły media, to francuski projektant mody. Stworzył on, jak się dowiedziałem, płaszcz z pluszowymi misiami noszony przez Madonnę i supermodelkę Helenę Christensen w filmie "Prêt-à-Porter", cekinową kurtkę dla Beyonce i kostium Kaczora Donalda dla Rihanny. Przyjaźnił się i współpracował z takimi artystami jak Andy Warhol, Jean Michel Basquiat, Malcolm McLaren i Lady Gaga. Wszystkie te osiągnięcia sprawiły, że paryski arcybiskup właśnie jemu powierzył zadanie przygotowania strojów dla blisko 700 duchownych. Castelbajac zaprojektował dla nich niemal dwa tysiące elementów ubioru, w tym ornaty, stuły, dalmatyki oraz mitry. Sam napisał: „To zaszczyt i wielkie emocje móc wykorzystać swoje doświadczenie i sztukę w służbie Kościołowi”. Zapewne, ale czy to co wykonał faktycznie służy Kościołowi czy raczej, jak twierdzili niektórzy złośliwi, niektórym wielkim korporacjom, choćby Microsoftowi?