Start Zandberga. "Bronią się przed śmiercią"
– Startuję w tych wyborach, bo wierzę, że nasz kraj stać na więcej. I że ludzie, którzy uczciwie pracują, którzy chcą normalnie żyć, muszą mieć w tych wyborach kogoś po swojej stronie – mówił Zandberg w sobotę w Warszawie. Podkreślił, że choć wybory odbędą się za kilka miesięcy, media już odtrąbiły, że prezydentem zostanie Rafał Trzaskowski albo Karol Nawrocki. – Uśmiechnięte media opowiadają, jak Trzaskowski pięknie się uśmiecha, a te drugie, jakim wspaniałym patriotą jest Nawrocki – argumentował.
– Tak naprawdę znowu mamy wybierać pomiędzy Tuskiem a Kaczyńskim. To są ich kandydaci, to Tusk i Kaczyński podejmują decyzje. W tych wyborach możemy im wysłać prosty sygnał: Dosyć! Czas wysłać Tuska i Kaczyńskiego na emeryturę! – powiedział. Lider Razem wskazał, że wśród jego kampanijnych priorytetów będą energia jądrowa, zwiększenie wydatków na ochronę zdrowia do 8 proc. PKB, a także wprowadzenie progresywnych podatków.
Zandberg ma szansę?
Jak mówi w rozmowie z Interią dr Olgierd Annusewicz, w świetle koalicyjnego rozłamu, Razem nie mogło w wyborach prezydenckich poprzeć Biejat, bo wyborcom trudno byłoby zrozumieć ten krok. Adrian Zandberg był dość oczywistym wyborem.
– Zandberg jest dla mnie polityczną zagadką i niespełnionym dotąd liderem. Miał ogromny potencjał, by stać się znaczącym liderem politycznym, ale go nie wykorzystał. Pamiętamy błyskotliwe występy z sejmowej mównicy i tyle, a sądzę że miał szansę zostać wicepremierem, lub co najmniej ministrem – uważa politolog.
– Partie, które rezygnują z wystawienia kandydata na prezydenta, ryzykują tym samym zniknięciem z politycznej sceny. Razem stawiając na Zandberga, broni się więc przed polityczną śmiercią. Ale kij ma dwa końce. Idąc własną drogą partia osłabia lewicowego kandydata – przekonuje dr Olgierd Annusewicz.