Ujednolicanie jednolitości
Nie chcę być jednak oskarżony o nadmierne pójście na łatwiznę. Zresztą, przyznam, że od razu nabrałem do najnowszego dokumentu programowego Komisji Europejskiej bardzo osobistego, uczuciowego wręcz stosunku. Stanęły mi w oczach jak żywe czasy młodości, drugiej połowy lat siedemdziesiątych, kiedy zdychający „realny socjalizm” wytwarzał podobne dokumenty, w których wił się i skręcał niczym precel albo ofiara fentanylu, usiłując dokonać rzeczy z zasady niemożliwej: wskazać sposób przywrócenia funkcjonowania kompletnie już wtedy dysfunkcyjnemu systemowi, ale bez naruszania jego „ustrojowych pryncypiów”, w sytuacji, gdy każde dziecko wiedziało, że to właśnie te „pryncypia” są przyczyną katastrofy, i bez odejścia od nich żadne dzielenie cen na „regulowane” i „rynkowe”, żadne „spółki polonijne” czy „ajencje” ani inne „chrupiące bułeczki” zwyczajnie niczego dać nie mogą.