Braun jak Hitler. Kto chce palić "Poradnik świadomego narodu"?
DoRzeczy.pl: Zacznijmy od kwestii, która wzbudziła największe emocje. Po publikacji „Poradnika świadomego narodu” pojawiły się porównania – zarówno ironiczne, jak i motywowane nieudawanym lękiem – że środowisko Grzegorza Brauna zyskało swoje „Mein Kampf”. Jak pan reaguje na tak radykalne etykiety? Czy uważa pan, że poprzez swoją książkę spełnia misję intelektualną i społeczną? Dlaczego w pana ocenie uświadamianie obywateli stało się dziś tak kontrowersyjne?
Bartosz Kopczyński: Te ciągłe porównania do tej jednej książeczki świadczą o wąskich horyzontach myślowych porównywaczy. Mogliby wykazać się większą finezją, przywołując „Sto kwiatów przewodniczącego Mao” albo „Manifest partii komunistycznej” Marksa i Engelsa. To ubóstwo intelektualne dyżurnych krytyków wszystkiego wskazuje, że trzeba edukować również ich, aby poszerzyli swój wolumen inwektyw. Notoryczne przywoływanie pracy ich ulubionego wodza już się zgrało i dziś jest słabe. Natomiast radykalne etykiety nie przeszkadzają mi wcale, bo prawda zawsze jest radykalna.
Moją intencją podczas pisania „Poradnika” było od początku kontynuowanie pracy podjętej przez śp. Krzysztofa Karonia. W trakcie doszła jeszcze jedna: pojąłem, że Polakom potrzebne są „Myśli nowoczesnego Polaka” Romana Dmowskiego na nasze czasy. Na ile to się udało, Czytelnicy będą mogli ocenić po lekturze ostatniej, czwartej księgi. Uświadamianie zawsze jest kontrowersyjne. Po pierwsze, nasi okupanci nigdy tego nie lubili, a ponieważ Polska nadal jest pod okupacją, to nie można się dziwić, że siły okupacyjne stosują debilizację. Po drugie, ludzie nie chcą wiedzieć, i powody są trzy. Powód pierwszy: wielu poszło na kolaborację z wrogiem i zaczęło się prostytuować w sensie politycznym. Powód drugi to gnuśność, stała cecha natury ludzkiej. Powód trzeci to tchórzostwo. Każdy, kto otwarcie głosi prawdę, zaraz zostaje wyzwany od foliarzy, szurów, wariatów, faszystów, mizoginów i ruskich onuc. Na mnie żadne z tych inwektyw nie robią wrażenia.
„Poradnik świadomego narodu” wywołał burzę – zwłaszcza w środowiskach lewicowo-liberalnych. Na portalach społecznościowych nie brakuje opinii, że książka wzbudza lęk jako alternatywa dla obowiązującej narracji. Z czego pana zdaniem wynika obawa przed tą publikacją? Czy sądzi pan, że książka może zostać symbolicznie wyklęta jako zbyt „nielicująca” z dominującym światopoglądem?
Oni jeszcze tego nie pojęli, jak bardzo są nudni. Dziś nawet wizyta bodnarowców o szóstej nad ranem nie robi wrażenia, bo takie zachowania władzy wpisały się już w rzeczywistość III RP. Cały ten lewacki jazgot powoduje co najwyżej znudzone ziewanie. Co do ich wycia, donosów, pozwów czy wniosków do służb – niech składają. W ten sposób nagonią tylko większą popularność „Poradnikowi”. Ich obawa jest naturalna, bo wszystko, co nie jest ich przekazem, należy opluwać i denuncjować – takie są ustawienia lewactwa, tak ich wytresowali ich globalni właściciele, których nazywam gnostykami.
„Poradnik” powinien zostać wyklęty przez mainstream, gdyż nie licuje z żadnym dozwolonym światopoglądem. Nie tylko lewackim, ale również tym pseudoprawicowym. O lewaków dziś łatwo – plączą się wszędzie. Trudniej o porządnego prawicowca... To, co postrzegamy jako prawicę, nie jest nią, a jedynie mimikrą, udawaną pozą, aby się nikomu nie narazić i znaleźć swoje miejsce na rynku na tzw. prawicy. Spodziewam się anatemy również z tych środowisk. Obawa pseudoprawicy jest oczywista – „Poradnik”, jak i moja publicystyka, wyrażają to, co powinni głosić oni, ale tego nie robią, z trzech, a właściwie z czterech powodów. Trzy już wymieniłem: prostytucja polityczna, gnuśność i tchórzostwo, a czwarta to niedostatki intelektualne wielu z tych, co udają prawicę.
Paradoksalnie, wzrost zainteresowania książką idzie w parze z nawoływaniami do jej bojkotu, a nawet usuwania ze sprzedaży. Pojawiły się postulaty wycofania jej z dystrybucji. Czy widzi pan w tych reakcjach dowód na kryzys zdolności do rzeczowej dyskusji wśród części opinii publicznej? Czy to reakcja na zbyt bezkompromisowy styl diagnozy? A może – mówiąc wprost – chodzi o nazwisko Grzegorza Brauna?
Albo usuwać, albo dyskutować. Chciałbym rzetelnej dyskusji wokół diagnoz, które stawiam. Nie spodziewam się jakiejkolwiek dyskusji po obecnym mainstreamie: tak samo lewackim, jak pseudoprawicowym. Mam jednak nadzieję, że znajdzie się w Polsce dość niezależnych ludzi do tego, aby taką dyskusję odbyć, a jej skutkiem będzie odzyskanie przez naród władzy nad państwem polskim. Co do osoby pana Grzegorza Brauna – powiązanie jakichkolwiek treści z jego osobą powoduje automatyczną cenzurę mainstreamu. Niewielka to strata, gdyż ów mainstream – zaznaczam cały czas: tak samo lewacki, jak i pseudoprawicowy – nie dopuszcza do głosu niczego spoza swojej sitwy.
Czy można powiedzieć, że prawdziwym autorem całego zamieszania wokół „Poradnika” nie jest wcale Grzegorz Braun, lecz Instytut Wiedzy Społecznej im. Krzysztofa Karonia, którego jest pan współzałożycielem? W wielu wypowiedziach podkreśla pan, że książka stanowi odpowiedź na postulaty śp. Krzysztofa Karonia. Na czym dokładnie polegało to wezwanie, które pan podjął? Czy utożsamia się pan z określeniem „ideowy spadkobierca Karonia”?
Oczywiście, że „Poradnik”, tak jak i następne publikacje Instytutu Wiedzy Społecznej, jest oryginalną twórczością, tworzoną z potrzeby sumienia i rozumu. Krzysztof Karoń, przekazując nam „Historię antykultury”, miał wiele obaw o przyszłość. Wołał do nas, abyśmy zaczęli się wydobywać z tego bagna, w którym tkwi cały Zachód, a do tego potrzeba stworzyć program pozytywny dla narodu. Karoń nazwał to Programem Wiedzy Społecznej, natomiast ja nieco go zmodyfikowałem – i oto jest Program Edukacji Narodowej.
Książka odniosła duży sukces wydawniczy, a zainteresowanie nią wzrosło m.in. po wystąpieniach Grzegorza Brauna. Czy nie obawia się pan, że projekt zostanie „upartyjniony” i utożsamiony z jedną formacją polityczną? A może uważa pan, że to naturalny etap popularyzacji programu, który i tak jest szerszy niż jakiekolwiek bieżące barwy partyjne?
Fenomen Grzegorza Brauna polega na tym, że wszystkie siły antypolskie działające w naszym kraju uznały go za dyżurnego wroga publicznego numer jeden, któremu można przypisać wszystko, czym chce się obrazić polskość jako taką. Dziś wystarczy zawyć „Braun!” i zaraz przyłączają się wszystkie inne wyjce. Przekaz, który zawieram w mojej publicystyce i „Poradniku”, jest zbieżny z poglądami Grzegorza Brauna oraz programem Konfederacji Korony Polskiej. Jestem bardzo wdzięczny panu Braunowi, że zechciał zainteresować się moją skromną twórczością. Nie spodziewałem się zainteresowania ze strony środowisk politycznych, a jeśli już, to raczej zwalczania. Dla mnie to miła niespodzianka, ale zdaje się, że tak pokierował naturalny bieg rzeczy. Zostałem włożony do szufladki z napisem „Braun i skrajna prawica” na długo, zanim zdałem sobie z tego sprawę. Ale to naturalne – zazwyczaj ludzie zmierzający do tego samego celu w tych samych warunkach dochodzą do tych samych wniosków.
Staram się unikać desygnatów: lewicowe, prawicowe, centrowe czy skrajne. Zamiast tego proponuję dwa inne: uczciwe albo kłamliwe oraz polskie albo antypolskie. Dla obecnego mainstreamu to, co głoszę, jest skrajną prawicą, a to jest po prostu uczciwe i polskie. Problem nie tkwi w przekazie, ale w głównym nurcie, który oswoił się z antypolonizmem i narzuca nam taki właśnie szablon myślenia. Należy więc zmienić główny nurt na propolski. Nie taję, że „Poradnik” polecam zarówno Koronie, jak również innym siłom społecznym i politycznym, które dążą do wolnej Polski. Nie dbam o to, co kto sobie pomyśli. Zajmuje mnie nie tylko myśl, ale przede wszystkim czyn. „Poradnik Świadomego Narodu” to jednocześnie Program Wolnej Polski – niech partie biorą go sobie na sztandary, to szybciej odzyskamy niepodległość.
Jak ocenia pan rolę Grzegorza Brauna w debacie publicznej, a szczególnie w kontekście tematów, które porusza pan w swojej pracy?
On sami mówi o sobie: „Czołg przełamania”. W czasie powszechnego zakłamania potrzebny jest ktoś taki, kto zamknięte drzwi wywala z kopa. „Poradnik Świadomego Narodu” jest częścią Programu Edukacji Narodowej, ten zaś służy do wdrożenia Programu Wolnej Polski. Mam nadzieję, że ten wkład intelektualny będzie taranem, który przebije mury obojętności Polaków. Mój przekaz dotyczy kwestii bardzo szerokich i nie obawiam się, że zostanie zawłaszczony przez kogokolwiek. Nie boję się też powiązań z Braunem i Koroną. Bałbym się raczej skojarzeń z Hołownią i Morawieckim. To dopiero byłby problem.
W kręgach konserwatywnych „Poradnik świadomego narodu” już zyskał bardzo wysokie oceny. Wspominał pan o planach kontynuacji w formie wielotomowego cyklu. Czy mógłby pan zdradzić, jakie tematy poruszy pan w kolejnych częściach? Zwłaszcza w zapowiadanej na jesień „Rewolucji bachantek”.
Księga druga pt. „Rewolucja bachantek” będzie traktować o sprawach damsko-męskich, a zwłaszcza tym, jak normalne relacje międzyludzkie zostały celowo zaburzone. Księga pierwsza, która jest obecnie w sprzedaży, to tylko łagodny wstęp. Jeśli więc ktoś już teraz czuje się święcie oburzony, to nawet nie wyobrażam sobie, jak zareaguje na resztę. Później będzie tylko mocniej, aż do akordu zwycięstwa na koniec. Księga trzecia pt. „Imperium kontra naród” opowie o globalnym systemie, który zniewala społeczeństwa Zachodu, natomiast ostatnia część, czyli „Powrót królestwa”, będzie najważniejsza. Przedstawię w niej plan odbudowy wolnej Polski, wyłonienia nowych elit narodu, uzdrowienia Kościoła, odbudowy polskiej szkoły, odwrócenia negatywnego trendu demograficznego, a finalnie – rekonkwisty Europy.
I wreszcie pytanie o współczesną rzeczywistość geopolityczną. Czy w pana ocenie społeczność międzynarodowa jest jeszcze w stanie powstrzymać tragedię ludności cywilnej, jak ta rozgrywająca się dziś w Strefie Gazy? Czy nie obawia się pan, że świat ponownie oblewa test z człowieczeństwa i solidarności?
Dopóki ludzie, których nazywam gnostykami, będą mieli wpływ na jakikolwiek duży organizm państwowy, to będzie nam grozić konflikt światowy. Obecnie ich władza rozciąga się na USA, które zaczęły walkę o niepodległość spod gnostyckich wpływów, a także na Europę, która tę walkę rozpoczyna. Jest kilka prostych sposobów, aby to zatrzymać. Wystarczy decyzja administracji Stanów Zjednoczonych o zaprzestaniu wsparcia, a obecność pół miliarda muzułmanów wokół tego małego państwa położonego w Palestynie wymusi zmianę jego polityki. Aby jednak rozwiązać problem docelowo, a przynajmniej w sferze politycznej, należy pozbawić mocarstwo morskie, czyli USA, możliwości kontroli globalnej wymiany handlowej. Można to zrobić w prosty sposób: przenieść dużą część transportu z Chin z morza na ląd. Oznacza to doprowadzenie Nowego Jedwabnego Szlaku do Polski, a stąd do portów atlantyckich i śródziemnomorskich Europy. Wówczas USA i wspierane przez nie małe państwo stracą możliwość kształtowania świata, stając się jednymi z wielu graczy. Ameryka nadal będzie tu potrzebna, ale już nie w roli gwaranta bezpieczeństwa Europy w kontekście Rosji, tylko jako okupant Niemiec. W takim scenariuszu Polska zdobywa wówczas pozycję wyjątkową i rozpoczyna się jej złoty wiek.
"Poradnik świadomego narodu" Bartosza Kopczyńskiego można kupić w tym miejscu.