"To jest patologia". Nauczyciele biją na alarm
Jak wynika z ankiety, nauczyciele kupują np. materiały eksploatacyjne do drukarek, licencje programów, nagrody dla uczniów i materiały dekoracyjne i pomoce dydaktyczne. 7 proc. z nich wydaje miesięcznie na te cele mniej niż 10 zł. 10 proc. przeznacza między 10 a 20 zł. Natomiast 12 proc. deklaruje wydatki od 50 do 100 zł, a 7 proc. – powyżej 100 zł miesięcznie. 22 proc. nauczycieli, którzy wzięli udział w sondzie nie wydaje żadnych pieniędzy na cele edukacyjne.
– To jest patologia, której nie ma w żadnym innym zawodzie. Czy pracujące w szpitalach pielęgniarki kupują sobie same gumowe rękawiczki i strzykawki? Czy pracownicy biura przychodzą do niego z kupionymi za własne pieniądze ryzami papieru? Nie – komentuje Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP w rozmowie z Gazetą Wyborczą w Krakowie.
Kaszulanis wskazuje, że powód takiej kuriozalnej sytuacji jest prosty – polska szkoła jest niedofinansowana. Z tego powodu każdy nauczyciel musi sam organizować sobie miejsce pracy.
Brakuje pieniędzy dla nauczycieli
Polskie samorządy biją na alarm – brakuje im ponad 40 miliardów złotych na finansowanie oświaty. Tymczasem rząd zapowiada kolejne podwyżki dla nauczycieli, nie zapewniając odpowiedniego wsparcia finansowego z budżetu państwa.
Zdaniem samorządowców, po reformie finansowania JST, rzeczywiste potrzeby budżetowe gmin i powiatów są lekceważone. Nowy system przewiduje, że najpierw samorządy finansują wydatki z własnych dochodów, a dopiero później mogą liczyć na wyrównanie, o ile w ogóle je otrzymają. Zdaniem Związku Powiatów Polskich tylko w 2025 roku ma zabraknąć samorządom co najmniej 40 mld zł na realizację potrzeb oświatowych.
Sytuację samorządów dodatkowo pogarsza nowelizacja Karty Nauczyciela, przegłosowana przez Sejm 25 lipca. Nowe przepisy przewidują m.in. nagrodę jubileuszową za 45 lat pracy (400 proc. wynagrodzenia) i wyższe odprawy emerytalne.