Przerzucał migrantów na polską granicę. Białoruski funkcjonariusz przerywa milczenie

Dodano:
Migranci na granicy polsko-białoruskiej Źródło: PAP / Artur Reszko
Były funkcjonariusz białoruskich służb ujawnia, jak wygląda proceder podrzucania migrantów na polską granicę.

Od kilku lat na pograniczu polsko-białoruskim trwa kryzys migracyjny, którego źródłem – jak podkreślają eksperci – są działania Aleksandra Łukaszenki i podporządkowanych mu służb. Straż Graniczna codziennie publikuje kolejne raporty, w których odnotowuje próby nielegalnego przedostania się do Polski oraz różnego rodzaju incydenty z udziałem "podrzucanych" migrantów.

Instrukcje pochodziły od Łukaszenki

Portal "The Insider" opublikował rozmowę z byłym członkiem białoruskiej Straży Granicznej, który przedstawił kulisy prowadzonej akcji. Według niego strażnicy otrzymywali bezpośrednie polecenia od Łukaszenki.

– Jeden z zapisów mówił o tym, że jeśli zauważymy w strefie przygranicznej podejrzaną osobę, to mamy oddać dwa strzały ostrzegawcze w powietrze, a trzeci bezpośrednio w osobę. Za złamanie którejkolwiek z zasad obowiązywały surowe kary – relacjonował były funkcjonariusz.

Opowiadał, że początkowo nocą przewoził na granicę po 20–25 migrantów, lecz z czasem liczba osób była tak duża, że transporty odbywały się także w dzień. – Najważniejsze było to, aby litewskie służby nie zorientowały się, skąd pochodzą migranci. Transport migrantów stał się priorytetem państwa – wyjaśniał.

– Wsadzaliśmy ich do naszych pojazdów, woziliśmy do pasa granicznego i wskazywaliśmy drogę gestami, mówiąc kilka słów, takich jak Europa, Niemcy czy Merkel. Nikt z nas nie znał angielskiego, większość z nich też nie – kontynuował.

"Gra w kotka i myszkę"

Sytuacja uległa zmianie po tym, jak Litwa zaostrzyła ochronę swojej granicy. – To była gra w kotka i myszkę. My szukaliśmy służb, oni szukali nas, a to wszystko przerodziło się w poważny kryzys humanitarny, bo mnóstwo ludzi utknęło na granicy – mówił A.

Przywołał też wydarzenia z jesieni 2021 roku. W kanale wodnym wyznaczającym granicę stało wtedy około 40 migrantów. – Mieliśmy na sobie różne rodzaje kominiarek, bo strona litewska zaprosiła dziennikarzy i kazano nam ukryć twarze. Kiedy cudzoziemcy próbowali wyjść z wody, odpychaliśmy ich. Trwało to prawie cały dzień – relacjonował.

Były pogranicznik ostatecznie zdecydował się odejść ze służby. Jak przekonuje, nie może pogodzić się z tym, co robił. – Uważam to za najbardziej haniebną rzecz, jaką zrobiłem w wojsku – przyznał.


Źródło: The Insider
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...