Kopczyński: Robią nam z Kościoła świątynię Lucyfera

Dodano:
Dawid Mysior i Marcin Zieliński Źródło: YouTube
Bartosz Kopczyński | Katolicy, którzy patrzą na to całe zgorszenie i mimowolnie biorą w nim udział, powinni mieć świadomość, jaka walka się tu toczy – o skrytą podmianę Kościoła Chrystusa w Antykościół Lucyfera, całkowicie należący do władzy wielkiego kapitału i służący sprawie Nowego Izraela.

Bartosz Kopczyński, wiceprezes Instytutu Wiedzy Społecznej im. Krzysztofa Karonia, autor książek z cyklu „Poradnik świadomego narodu”.

Opinia publiczna w Polsce miała ostatnio niebywałą okazję oglądać niezwykłe zjawisko – u redaktora Bogdana Rymanowskiego zagościli na wspólnej rozmowie Dawid Mysior, znany publicysta internetowy, reprezentujący katolicyzm, określany zwykle przymiotnikiem „tradycyjny”, oraz Marcin Zieliński, również osobowość medialna, autor licznych książek, lider wspólnoty wyznaniowej i główna postać zjawiska określanego jako „nurt charyzmatyczny”.

Prawda kontra wrażenie

Panowie mieli sposobność spotkać się po raz pierwszy; rozmowa odbyła się z inicjatywy redaktora Rymanowskiego, który poprosił Marcina Zielińskiego, aby ten zaprosił Dawida Mysiora. Niebywałość tej okazji wynika z tego, że obydwa sposoby wyznawania swojej wiary są do siebie ustosunkowane co najmniej niechętnie. Katolicy tradycyjni uważają, że charyzmatyzm jest czymś obcym w Kościele, odrzucającym większość tego, co było wcześniej, natomiast charyzmatycy twierdzą, że ich sposób uprawiania wiary to naturalny rozwój. Katolicy tradycyjni postrzegają praktyki charyzmatyczne za heretyckie, zaś charyzmatycy traktują tych pierwszych niczym schizmatyków i zaprzańców, dla których nie ma miejsca w nowoczesnym Kościele. Kością niezgody jest Sobór Watykański II oraz stosunek do tego, co było przedtem i co dzieje się teraz. Tradycjonaliści utrzymują, że Sobór Watykański II dał podstawy do zerwania z Tradycją Kościoła, a posoborowie jest właśnie tym wielkim zerwaniem, wrogim przejęciem Kościoła przez wrogów i odejściem od prawdziwej wiary. Charyzmatycy należą do większości stosującej się do postanowień Soboru, znajdując się w awangardzie zmian, ale uważają się jednocześnie za katolików tradycyjnych.

Debata nie zakończyła się zgodą, ale o tym w dalszej części. Większość refleksji widzów skupiła się bowiem na wrażeniu, jak kto wypadł. A tu obiektywnie trzeba przyznać, że pod względem wrażenia Marcin Zieliński wziął górę. Spokojny, uśmiechnięty, wyluzowany, dobrze ustawiony, w sensie profesjonalnego przygotowania do wystąpień publicznych. Natomiast Dawid Mysior wystąpił jako naturszczyk, który sądził, że obrona prawdy jako takiej wystarczy, sama prawda zaś jest powszechnie znana. Musiał go tu spotkać zawód, gdyż w masowym społeczeństwie spektaklu liczy się forma widowiska, a nie jego treść. Profesjonalne przygotowanie, połączone z doświadczeniem prowadzenia imprez masowych, zadziałało stanowczo na korzyść Marcina Zielińskiego. Potrafi on uwodzi tłumy, o czym świadczy frekwencja na jego seansach uwielbieniowo-uzdrowieniowych. Dawid Mysior w swojej praktyce stara się merytorycznie wyjaśniać zawiłe kwestie, nie ma więc praktyki w robieniu wrażenia swoją osobą, a jedynie przekazem. Charakter debaty ze względu na nieuniknioną wybiórczość tematów oraz konieczność szybkich ripost sprawił, że Dawid Mysior nie rozwinął całości swoich intelektualnych wojsk, licząc na punktowe zwycięstwa w wybranych kwestiach. Jeśli oceniać wrażenie, to lepszy był Zieliński. Jednak nie o wrażenie tu chodzi, lecz o prawdę. A żeby to ocenić, musimy zrozumieć, co się stało na Soborze Watykańskim II, a to wymaga skrótu historii Kościoła i Europy.

Liturgia tradycyjna i posoborowa

Głównym wyróżnikiem obydwu sposobów jest liturgia: katolicy tradycyjni wierni są Mszy Wszechczasów, ustalonej na Soborze Trydenckim w 1570 r., kiedy to papież Pius V ustanowił konstytucję apostolską, ogłoszoną w bulli Quo primum tempore. Przyjął raz na zawsze kanon Mszy Świętej jako stały i niezmienny, nakładając zakaz jego zmian, obowiązek stosowania i zakaz zabraniania odprawiania tego kanonu. Jednocześnie usankcjonował inne ryty istniejące w Kościele, a mające w 1570 r. więcej niż 200 lat. Natomiast Sobór Watykański II dokonał gruntownych zmian kanonu Mszy, wprowadzając wiele reform i w rezultacie pozostawiając z Mszy Wszechczasów ok. 18%. Resztę zapożyczono z rytuałów anglikańskich, luterańskich i żydowskich. Od razu po wprowadzeniu Mszału Pawła VI zaczął się trwający do dziś festiwal nadużyć liturgicznych. Jednak poza samym rytem zmieniono nauczanie Kościoła. Dokumenty Soboru były sformułowane niejednoznacznie, a ich interpretacja w ciągu następnych lat poszła w kierunku stopniowego odrzucania tradycyjnego nauczania.

Tu należy się wyjaśnienie, gdyż na skutek tego odrzucenia większość katolików nie wie dziś, co jest źródłem nauki Kościoła. Jest nim Objawienie, czyli Słowo Boże w dwóch formach: poprzez Pismo Święte, czyli Stary i Nowy Testament, oraz w Tradycji, czyli przez to, co Kościół wyznawał zawsze (tak przynajmniej było do Soboru Watykańskiego II). Na skutek dokumentów Soboru i jego następstw źródłem Objawienia stało się przede wszystkim Pismo (które jednak jest przez współczesnych „specjalistów” interpretowane tak, jak robią to protestanci i judaiści), a Tradycja okazała się tym, co aktualnie uznaje za Tradycję władza w Kościele. Jest to więc zmienne, płynne i dostosowane do aktualnej polityki, ale traktowane wyżej niż samo Słowo Boże. W dzisiejsze praktyce słowo hierarchów jest ważniejsze niż świadectwa apostołów i samego Chrystusa, a ci, którzy uważają inaczej, są traktowani jako odstępcy i uciszani. Większość współczesnych hierarchów to progresiści, co w praktyce oznacza, że mają te same poglądy co protestanci, judaiści, masoni i globaliści.

Skąd wziął się charyzmatyzm?

Praktyki charyzmatyczne pojawiły się w Kościele katolickim w 1967 r., a wcześniej były spotykane tylko w heretyckich sektach i u protestantów. Szczególnie przychylne dla tych praktyk były denominacje purytańskie, które w XVII wieku przenosiły się z Anglii do Ameryki i od XVIII w. stanowią podstawę umysłowości Amerykanów. Purytanie to jeden z bardziej skrajnych odłamów protestantyzmu. Ten zaś rozpoczął się od buntu Marcina Lutra w 1517 r., który bynajmniej nie był próbą reformy Kościoła, ale próbą szantażu na Kościele: „albo zrobicie tak, jak ja chcę, albo odchodzę”. Za Lutrem poszli książęta Rzeszy, a za nimi inne grupy. Protestantyzm zakłada więc, że każdy ma prywatną wolność interpretacji Biblii, ale narzucać innym może tylko władza, która nie pochodzi już od Boga, ale od ludu, czyli od samej siebie. W praktyce pod hasłem wolności religijnej wprowadzono zasadę Cuius regio eius religio – czyja władza, tego religia. W Kościele władza pochodzi od Boga, co oznacza, że jest ograniczona Prawem Bożym, zawartym w Piśmie i Tradycji, oraz prawem naturalnym, nadanym naturze przez Boga.

W protestantyzmie nie ma takich ograniczeń; po odrzuceniu Tradycji i boskiego pochodzenia władzy oraz uwolnieniu interpretacji Pisma władza decyduje, jak rozumieć Słowo Boże i jakie obowiązki mają ludzie. A ponieważ źródłem władzy jest lud, dlatego wszystko odbywa się wspólnotowo, co oznacza, że jednostka rozpuszcza się w kolektywie. Ma to starożytne pochodzenie gnostyckie, gdzie wierzono w panteizm; cały świat jest bogiem, a ludzie są jego częścią, nie mają więc osobnej duszy, a tylko wciela się w nich kropla Absolutu – jednej duszy świata. Charakterystycznym stałym wątkiem w różnych denominacjach protestanckich jest utożsamianie każdej ze wspólnot z Nowym Izraelem, traktowanym jako kontynuacja Izraela biblijnego. W praktyce zwykle przyjmuje to postać popierania syjonizmu.

Pięć Wielkich Przebudzeń

Purytanizm był radykalnym odłamem protestantyzmu, który szczególnie zajadle zwalczał wpływy Tradycji katolickiej. W Anglii purytanie w 1649 r. ścięli katolickiego króla Karola I i na pewien czas zlikwidowali monarchię. Później to samo zrobili jakobini we Francji. W Ameryce doszło do pięciu tzw. Przebudzeń, czyli wielkich wzmożeń emocjonalnych, którym towarzyszyli wędrowni kaznodzieje, uzdrowienia i nawrócenia wywierające wpływ na losy świata. Pierwsze Przebudzenie w I poł. XVIII w. przesunęło wiarę z teologii do polityki, czego skutkiem była Rewolucja Amerykańska i powstanie USA. Drugie Przebudzenie z I poł. XIX w. spowodowało przesunięcie wiary z polityki na sprawy społeczne. Kwestie sprawiedliwości społecznej stały się sprawami religijnymi, a to, co wcześniej było tolerowane i wspierane, np. niewolnictwo, nagle przez te same wspólnoty zaczęło być zwalczane. Trzecie Przebudzenie nastąpiło w II poł. XIX w. i dokonało kolejnego przesunięcia: grzech stał się wspólnotowy, ostatecznie zerwano z rozumowym dochodzeniem do wiary na rzecz emocji i uczuć, a jednostka roztopiła się w kolektywie. Skutkami tej fali był prohibicja, czyli zakaz alkoholu, i New Deal, czyli technokratyczny socjalizm.

Czwarte Przebudzenie rozpoczęło się w latach 50. XX w. i rozwinęło się dzięki telewizji. Zbiegło się w czasie z globalizacją Ameryki, która wcześniej wolała izolacjonizm, i było podłożem dla rewolty 1968 r. oraz rewolucji seksualnej. Wszystkie Przebudzenia charakteryzują się gwałtowną eksplozją uczuć i emocji religijnych, głębokim przeżyciem duchowym i niemal całkowitym brakiem refleksji rozumu, jak to rozumieć i co należy z tym robić. Wszystkie przebudzenia obsługiwane były przez samozwańczych kaznodziejów, uwodzących tłumy podczas masowych seansów na wolnym powietrzu, w namiotach cyrkowych i odpowiednio dużych salach. Pod ich wpływem ludzie się masowo nawracali, czynili zobowiązania, głównie względem nałogów, niektórzy odczuwali uzdrowienie. Przekazy historyczne relacjonują, że nawrócenia zwykle nie były trwałe i po okresie od kilku miesięcy do kilku lat sytuacja wracała do wcześniejszej normy.

Nowa formuła zarządzania ludźmi

W 1967 r. pojawiły się obecne praktyki charyzmatyczne, które do Kościoła przeniknęły od Zielonoświątkowców. Czczą oni Zesłanie Ducha Świętego na apostołów, po czym mówili oni językami różnych ludów, których nie znali wcześniej, co zwie się ksenolalią. Współcześnie charyzmatycy uznali, że wszystko, co przeżywają i co im się wydaje, pochodzi od Ducha Świętego, a dowodem na to jest przemawianie w języku nieznanym nikomu, czyli glosolalia, a także „upadki w Duchu” (zwane też zaśnięciami). Rytuały te od tamtego czasu rozbudowują się, dostosowując do potrzeb wielkich imprez masowych. Nie ma jednego kanonu, choć można dostrzec wzorce dotyczące formy i treści. Imprezy mają bogatą oprawę muzyczną, zapewnianą przez zespoły rockowe. Utwory trwają długo, mają charakter inkantacji i mantry, co wprowadza widzów w odpowiedni trans: spokojny lub energetyczny. Towarzyszy im starannie aranżowana oprawa świetlna, jakby na dyskotekach czy techno party. Cała strona muzyczno-artystyczna jest głęboko zmysłowa, powodując odczucie relaksu i przyjemności. Muzyce towarzyszą zmysłowe śpiewy wokalistów, przechodzące w szepty. Na scenie występują dziewczyny do taktu muzyki wymachujące kolorowymi flagami, co pochodzi z egipskich ceremonii ku czci Izydy, gdzie flagi symbolizują skrzydła bogini, odganiające niepożądane duchy. Następuje masowe doświadczenie zmysłowej intymności. Mówi się dużo o Bogu, Jezusie, nawróceniu i miłości. Zwykle kulminacją działań lidera imprezy jest leczenie z chorób somatycznych. Cały seans łączy w sobie elementy religijne, muzyczne, choreograficzne i psychodeliczne.

Obecnie od lat 90. trwa Piąte Przebudzenie, które osiągnęło zasięg globalny i przeniknęło do Kościoła katolickiego, gdzie zyskało poparcie najwyższej hierarchii, zbiegając się z rewolucją genderową i ruchem Woke. Nie ma co prawda bezpośrednich dowodów, ale podobieństwa są znaczące. Imprezy charyzmatyczne bardzo przypominają wielkie imprezy muzyczne, urządzane od lat 60., podczas których na scenie występują idole muzyczni; ich wpływ na tłumy przypomina liderów charyzmatycznych. Imprezy muzyczne były wpierw testowane w Esalen Institute w Kalifornii, gdzie na zlecenie rządu USA pracowano nad sposobami wpływu na umysł: panowanie nad masami, psychologia, narkotyki i psychodelia. Nasuwa się jednak pytanie, w jakim celu ktoś chciałby stworzyć taka formułę zarządzania ludźmi i kto mógłby ją wprowadzić do Kościoła katolickiego. Widoczne jest takie działanie przez całą historię Kościoła. Co jakiś czas wspólnotę wiernych rozrywały herezje, oparte zwykle na tych samych gnostyckich podstawach, posługujące się emocjami i uczuciami. Ich ciągłe podobieństwo i coraz lepsze dopracowanie pozwala podejrzewać, że istnieje jakiś ośrodek władzy dążący do zniszczenia lub przejęcia dla siebie Kościoła. Każda herezja powodowała rozłamy polityczne i przesunięcia na mapach wpływów, przyczyny więc dotyczą obszaru władzy polityczno-ekonomicznej. Najgłębsze skutki, prowadzące do wielowiekowych wojen, przyniosła Reformacja, której ostatecznym skutkiem jest zawsze odrzucenie wiary w Chrystusa, przy pozostawieniu sakralnego charakteru władzy, mesjanizmu i posłuszeństwa wobec syjonizmu.

Masońska inicjacja lucyferyczna

Chrześcijanie pod wpływem wiary charyzmatycznej zazwyczaj przechodzą dwa stadia: najpierw upojenie własną wiarą, wejście we wspólnotę i zawierzenie jej swojego życia, a po kilku latach zawód, utrata wiary i sensu. Uczestnictwo w tych praktykach polega na głębokim osobistym zaangażowaniu emocjonalnym, przy braku zainteresowania sprawami realnej polityki własnego kraju. Wierzący na masowych seansach stoją, kołysząc się miarowo z uniesionymi rękoma i zamkniętymi oczami. Nie muszą wiedzieć, co się dzieje w kraju i na świecie. Siłą tych praktyk jest przyjemność zmysłowa i łatwość duchowa. Do zbawienia potrzeba, aby człowiek zrozumiał, że Jezus go kocha, i żeby on sam pokochał Jezusa. Poza masowym uzdrawianiem, upadaniem w Duchu, miarowym kołysaniem czy wypowiadaniem sekwencji sylab przez liderów jest coś jeszcze bardzo istotnego.

Chodzi o tzw. chrzest w duchu, zwany też „wylaniem ducha” (małą literę stosuję celowo). Lider wzywa profanów – postulantów do przyjęcia ducha, czyli otwarcia się na jego działanie. Polega ono na tym, że człowiek, stojąc z zamkniętymi oczami i uniesionymi rękoma, oczekuje na spłyniecie na niego ducha, który go wypełni i będzie odtąd prowadził we wszystkich sprawach życiowych, a człowiek podda mu się całkowicie. Ma to głębokie znaczenie liturgiczne, teologiczne i eschatologiczne. Chrześcijanin przyjmuje chrzest z wody z formułą trynitarną i wtedy staje się członkiem Kościoła. Stworzenie Boże staje się dzieckiem Bożym. Jeśli następnie ten sam człowiek przyjmuje inny chrzest, którego formuła wyraźnie wskazuje na panteizm i gnozę, to tym samym rezygnuje ze swojej indywidualnej duszy, zamiast tego zgadzając się, aby wypełniła go emanacja duszy świata. Człowiek staje się wtedy częścią innego bytu duchowego, a swoją duszę oddaje – nie wiadomo dokładnie komu. Wyraźnie występuje tu inicjacja do jakiegoś innego kultu. Biorąc pod uwagę proweniencje gnostyckie i masońskie oraz elementy pogańskich rytuałów wschodnich, można tu podejrzewać masońską inicjację lucyferyczną.

Spisek przeciwko Kościołowi

Przyczyny celowe całego przedsięwzięcia ukazuje historia Soboru Watykańskiego II, której nie chcą znać charyzmatycy i nie chcą nauczać współcześni hierarchowie. Pod koniec XIX wrogowie Kościoła podjęli próbę przejęcia struktur od wewnątrz. Wówczas się to nie udało dzięki Piusowi X. Próba został powtórzona po kilkudziesięciu latach, gdy nastał Jan XXIII. Sobór był zwołany po to, aby dostosować Kościół do wymogów współczesności, m.in. do walki z komunizmem. Przygotowano kilkanaście schematów, czyli zagadnień do dyskusji. Jednak na początku obrad ujawniła się silna grupa spiskowców, hierarchów mających powiązania z masonami, komunistami, rządem USA, judaistami i nade wszystko z globalnym kapitałem. Grupa ta przejęła władzę nad Soborem, zmieniając większość pierwotnych schematów i podsuwając nowe. Ojcowie soborowi zostali zaskoczeni nowymi dokumentami, pisanymi językiem niejasnym, ale pełnym pięknych haseł. Zawierały one treści rewolucyjne, wysadzające naukę Kościoła.

Zmieniono również Mszę, uzasadniając to aggiornamento – koniecznością dostosowania do współczesności i jednoczesnego powrotu do źródeł. Zawarto tu fałsz, bo to właśnie Pius V w 1570 r. powrócił do źródeł, oczyszczając Mszę z naleciałości, a jego nakaz odprawiania tej Mszy wypływał nie z jego kompetencji władzy, ale z tego, że taka Msza odprawiana była w Kościele zawsze, a on ją tylko uroczyście potwierdził. Tylko bowiem ten rytuał w pełni prowadzi człowieka ku Bogu. Każde natomiast odstępstwo sprawia, że człowiek skupia się sam na sobie i swoich odczuciach, a Chrystus staje się tylko kontekstem. Tylko ryt Mszy Wszechczasów daje pewność Przeistoczenia, czyli istoty kultu. Natomiast Msza posoborowa została skonstruowana tak, aby bez wyraźnej i głębokiej intencji kapłana do Przeistoczenia nie dochodziło. Przy obecnej zapaści nauczania teologii katolickiej można więc podejrzewać, że duża część współcześnie odprawianych Mszy jest nieważna, gdyż obecnie wielu kapłanów nie wierzy w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie w momencie Przeistoczenia. Msza Wszechczasów usuwa takie wątpliwości, a Novus Ordo dostarcza ich w nadmiarze. Wszystkie więc postanowienia Soboru Watykańskiego II z nową Mszą włącznie nie są kontynuacją, tylko radykalnym zerwaniem w drodze przejęcia Kościoła przez jego wrogów. Stan ten trwa do tej pory, a najwyższe urzędy kościelne obsadzili heretycy i apostaci, zdrajcy Chrystusa, Kościoła, wiernych i własnych narodów. Zrywając z Tradycją, odrzucono też Arystotelesa i logiczne myślenie, szczególnie przyczynę celową i zasadę niesprzeczności.

O co toczy się walka?

Dawid Mysior – mimo że zna dobrze te fakty – nie do końca uchwycił to ostatnie zerwanie. Dziś można wprowadzać do Kościoła rytuały pogańskie i protestanckie, spotykać się z jawnymi wrogami katolicyzmu, przyjmować ich nauki, błogosławieństwa, a nawet świętokradcze chrzty, a jednocześnie twierdzić, że jest się katolikiem tradycyjnym, podpierając się cytatami z Ojców Kościoła. Dla Mysiora to jest sprzeczne, dla akwizytorów Kościoła Nowego Adwentu nie ma jednak prawdy ani niczego stałego. Zasada niesprzeczności nie istnieje, każdy może być tym, kim się aktualnie czuje, a prawdą jest to, co akurat się uważa. Tym bardziej że zostało to potwierdzone przez modnych neokapłanów i hierarchów, mimo że są jawnymi apostatami i zdrajcami. Urok władzy robi swoje.

Katolicy, którzy patrzą na to całe zgorszenie i mimowolnie biorą w nim udział, powinni mieć świadomość, jaka walka się tu toczy – o skrytą podmianę Kościoła Chrystusa w Antykościół Lucyfera, całkowicie należący do władzy wielkiego kapitału i służący sprawie Nowego Izraela. Właściwą drogą nie jest więc ekumenizm, czyli porozumienie ze wszystkimi religiami. Tego chcą masoni. Należy przywrócić zasadę niesprzeczności – prawda jest jedna, fałszów zaś wiele. Nie może prawda zgodzić się z fałszem, więc nie da się pogodzić katolicyzmu z innymi religiami, gdyż są fałszywe. A właściwa metoda na porozumienie z innowiercami, heretykami i apostatami jest niezmienna od początku Kościoła – nawrócenie na prawdziwą, katolicką wiarę. Pocieszające jest to, że debata wzbudziła tak duże zainteresowanie, co oznacza, że sprawy wiary żywo interesują przynajmniej część Polaków. Jeszcze większą nadzieję zbudzają wyniki sondażu przeprowadzonego w ramach debaty, gdzie znaczna większość widzów opowiedziała się za przywróceniem Mszy Wszechczasów.

Książki z cyklu „Poradnik świadomego narodu” można kupić w tym miejscu.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...