Zmieńmy prawo, zalegalizujmy pirotechnikę w trakcie zgromadzeń
Sam rac w trakcie zgromadzeń nie używam – nie odczuwałem nigdy takiej potrzeby. Miałem ją chyba tylko raz w ręku, w dodatku przed odpaleniem. Jednak, jako doświadczony uczestnik zgromadzeń publicznych (nie tylko Marszów Niepodległości), wielokrotnie miałem okazję obserwować ich sposób działania i, śmiem twierdzić, są one zupełnie czymś innym niż to, co pragną przedstawić liberalne media.
Dyskusja nad racami powróciła nie tylko z racji na coroczną debatę nad samym marszem – w tym roku wojewoda mazowiecki postanowił, podobnie zresztą jak w roku ubiegłym, podpisać rozporządzenie, które przewiduje zakaz posiadania rac w ogóle – nie tylko w trakcie samego zgromadzenia. Z łatwością można wykazać nierówne traktowanie uczestników zgromadzeń przechodzących przez stolicę – odnaleźć zdjęcia uczestników marszów organizowanych przez środowiska liberalno-lewicowe, na których race również były odpalane, co jednak nie sprawia, iż wojewoda wprowadzałby podobny zakaz. Jest to rzecz prosta, a komentatorzy polityczni zaczęli już wykazywać obłudę rządzących.
Ruch wojewody ma w dodatkowy sposób uderzyć w uczestników Marszu Niepodległości – jest to ruch polityczny, a tymczasem, moim zdaniem, warto wreszcie porozmawiać o tym, w jaki sposób skonstruowane zostały przepisy dotyczące posługiwania się pirotechniką w trakcie zgromadzeń. Temat rac nie jest bowiem tematem nowym – pamiętamy doskonale (jeszcze z czasów prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz) komunikaty ze stołecznego ratusza, iż urzędnicy będą skrupulatnie przyglądać się, czy 11 listopada na marszu są odpalane race, czy też nie. Moim zdaniem – zostały skonstruowane w sposób skrajnie nielogiczny. Ustawa z dnia 24 lipca 2015 r. Prawo o zgromadzeniach (podobnie zresztą jak jej poprzedniczka) przewiduje, że „w zgromadzeniach nie mogą uczestniczyć osoby posiadające przy sobie broń, materiały wybuchowe, wyroby pirotechniczne lub inne niebezpieczne materiały lub narzędzia”. Co więcej, w Kodeksie wykroczeń wskazano, że kto bierze udział w zgromadzeniu, posiadając przy sobie broń, materiały wybuchowe, wyroby pirotechniczne lub inne niebezpieczne materiały lub narzędzia – podlega karze aresztu do 14 dni, karze ograniczenia wolności albo karze grzywny. Innymi słowy: w trakcie zgromadzenia nie wolno posługiwać się pirotechniką, czyli m. in. racami.
Z łatwością można dostrzec, iż przepisy te prowadzą nas do absurdalnych wniosków – zakazane jest posługiwanie się nimi w trakcie zgromadzenia, ale nie przed lub po jego odbyciu. W praktyce oznacza to, iż uczestnicy manifestacji, gromadząc się w miejscach zbiórki, ochoczo odpalali i odpalają race do momentu, aż przewodniczący zgromadzenia oficjalnie je otworzy. Co więcej, odpala się je także po zakończeniu – jest to zresztą już najlepszy moment z punktu widzenia organizatora, wszak nie da się zdelegalizować wydarzenia, które już się odbyło.
W wyobraźni liberałów race mają eskalować radykalizm, a wręcz nieuchronnie prowadzić do zamieszek z policją – kojarzą się one bowiem z subkulturą kibicowską, a kibice postępowemu salonowi kojarzą się wyłącznie negatywnie, w tym z przemocą i zamieszkami. Jednak zauważmy, że również i tutaj brakuje jakiejkolwiek logiki w skonstruowanych przepisach – jeśli dochodzi do zamieszek, to, bardzo często, zgromadzenie zostaje rozwiązane, a zatem posługiwanie się pirotechniką przez demonstrujących (a także uczestników starć z policją)… jest legalne. Rozwiązane zgromadzenie przestaje być zgromadzeniem i nie stosuje się już do niego przywołanych wyżej przepisów.
Jeżeli problemem miałoby być to, iż race mogą być wykorzystywane jako broń, na przykład przeciwko funkcjonariuszom Policji, to wskazać należy, iż równie skutecznie mogą być wykorzystywane kamienie albo dowolne inne przedmioty – ewentualne pociągnięcie do odpowiedzialności karnej będzie wynikiem zastosowania przemocy wobec policjanta (co pociągnie za sobą zarzuty o czynną napaść na funkcjonariusza), a sąd analizować będzie to, za pomocą jakiego narzędzia takowa napaść miała miejsce i czy nie było to narzędzie szczególnie niebezpieczne. Jeżeli jednak problemem miałoby być nie tyle ich „bojowe” zastosowanie, co standardowe wykorzystywanie celem wytwarzania dymu – to, jak już wskazałem, paradoks prowadzi do tego, iż generowanie go w trakcie pokojowego, legalnego zgromadzenia jest wykroczeniem, ale w trakcie ewentualnych zamieszek jest legalne.
Dostrzec więc możemy z łatwością, iż wspomniane przepisy, mówiąc nieco kolokwialnie (za to dobrze oddając prawny paradoks, jaki wytwarzają)… nie trzymają się kupy.
Oczywiście, rozumiem, że argumentem przeciwko racom w trakcie zgromadzeń ma być też to, że miałyby być one niebezpieczne – co jest, oczywiście, kompletną nieprawdą. Ustawodawca posłużył się szerokim pojęciem „pirotechniki”, podczas gdy, co oczywiste, istnieje pirotechnika niebezpieczna (różnego rodzaju petardy i fajerwerki, którymi ludzie celebrują Nowy Rok i co nie zawsze kończy się dla ich integralności cielesnej dobrze – być może warto jest tę zabawę pozostawić w rękach profesjonalistów), której obecność w trakcie zgromadzeń może budzić uzasadnione wątpliwości… tyle, że race do niej nie należą. Każdy, kto chociaż raz w życiu widział odpaloną racę wie, iż ta, po wypaleniu, gaśnie, podobnie jak, chociażby, zimne ognie. Raca nie ma prawa eksplodować.
Zgadzam się, iż w tłumie nie powinny wybuchać petardy – ustawodawca powinien wskazać, jakiego rodzaju pirotechnika powinna być dozwolona w trakcie zgromadzeń, a jaka nie. Penalizacja posługiwania się, w pokojowy sposób, racami przez manifestantów może natomiast służyć jako antyprzykład dobrej legislacji – nie służy ona ochronie zdrowia i życia uczestników marszów, ponieważ nie wybuchają one w rękach czy pod nogami, nie służy też zapewnieniu bezpieczeństwa funkcjonariuszy Policji, ponieważ nastawieni na udział w zamieszkach demonstranci i tak będą w stanie się nimi, w nielegalny sposób, posługiwać. Spróbujmy jednak wyobrazić sobie najbardziej opresyjne rozwiązanie: manifestacja odbywająca się wyłącznie na terenie odgrodzonym policyjnymi barierkami i po kontroli każdego manifestanta przypominającej kontrolę przed wejściem na imprezę masową – czy to sprawiłoby, iż zamieszki zanikną, a nawet jeśli by do nich doszło, do bez użycia rac czy innych niebezpiecznych przedmiotów? Ponownie należy udzielić negatywnej odpowiedzi – nikt przecież nie powiedział, iż policjantów nie mogą zaatakować osoby spoza takiego „zamkniętego” obszaru, chętni do udziału w zadymie mogą przecież pozostawać poza „głównym” obszarem wydarzenia.
Podobnych problemów można mnożyć i mnożyć, podczas gdy rozwiązanie jest proste – race, podczas zgromadzeń publicznych, należy zalegalizować. Podobnie, wydaje mi się, rozsądnym byłoby zalegalizowanie ich na stadionach – choć, jako osoba, która na meczu piłkarskim była tylko raz w życiu, muszę wskazać, iż wydaje mi się racjonalne doprecyzowanie, iż dopuszczalne powinno być wykorzystywanie pirotechniki przez kibiców przed i po meczu (z tego co wiem, to racowisko w trakcie rozgrywek może spowodować konieczność przerwania gry z racji na tymczasowe problemy z widocznością). Zakładam, że racjonalnym byłoby też utrzymanie zakazu, ze względów bezpieczeństwa, na stadionach z zamkniętym dachem.
Wreszcie, zauważmy, iż zakaz posługiwania się pirotechniką w trakcie zgromadzeń generuje ryzyko nieproporcjonalnie surowej reakcji Policji i władz samorządowych, które mogą dążyć do rozwiązania zgromadzenia pod pozorem łamania przepisów prawa – zarówno wtedy, gdy prawo jest faktycznie nieprzestrzegane, a manifestanci zaczynają masowo popełniać przestępstwa (wówczas taka reakcja jest w pełni zrozumiała), jak i dlatego, że w wielotysięcznym tłumie kilka osób odpaliło race. Warto wręcz zauważyć, iż przepis ten generuje potencjalne ryzyko prowokacji – ciężko wyobrazić sobie łatwiejszą do przeprowadzenia prowokację przeciwko manifestacji opozycji niż przysłanie na miejsce kilku działaczy organizacji współpracującej z włodarzem miasta, którzy w trakcie wydarzenia odpalą race, co stanie się pretekstem do rozwiązania zgromadzenia. Jest to więc przepis nie tylko nieproporcjonalny, ale i groźny, mający potencjał do tego, by wykorzystywać go przeciwko wolności zgromadzeń.
Sądzę, że inicjatywa na rzecz legalizacji rac w trakcie zgromadzeń publicznych i rozgrywek piłkarskich byłaby ciekawym ruchem ze strony Prezydenta RP Karola Nawrockiego, który przecież sam wywodzi się ze środowiska kibicowskiego. Z racji na fakt, ze głowie państwa przysługuje inicjatywa ustawodawcza – przypuszczam, iż możemy doczekać się takiego posunięcia. Już dzisiaj widzimy, iż prawo to jest, de facto, martwe – choć polskie prawo nie zna instytucji desuetudo, czyli mechanizmu uchylenia obowiązywania przepisu prawa, który od dawna nie jest stosowany, to gdybym miał wskazać jeden przepis, który jest to właśnie zakaz posługiwania się pirotechniką w trakcie manifestacji. Nikt tego przepisu nie traktuje poważnie, nawet funkcjonariusze Policji od dawna traktują posługiwanie się pirotechniką na marszach z należytym pobłażaniem.
Co się zaś tyczy zakazu posiadania środków pirotechnicznych w stolicy 11 listopada 2025 – trzeba nie znać swoich własnych rodaków by wierzyć, że tego typu rozwiązanie przyniesie skutek. Osobiście zakładam, iż przepis ten będzie masowo łamany, co kolejny raz udowodni, iż walka z racami jest walką nie tylko pozbawioną jakiegokolwiek sensu, ale też bez szans na powodzenie.
Michał Adam Szymański