DSA po polsku to otwarcie drzwi dla cenzury
To jedna z najbardziej kontrowersyjnych unijnych regulacji. Obrońcy prywatności – w Polsce przede wszystkim Fundacja Panoptykon – są jej zwolennikami, ponieważ twierdzą, że daje ona nareszcie państwom członkowskim uprawnienia wobec big techów, pozwalające je dyscyplinować. Pojawiły się nawet tezy, że przeciwnicy implementacji DSA tak naprawdę grają w drużynie Google’a i Facebooka.
Sprawa jest jednak znacznie bardziej skomplikowana. DSA faktycznie zawiera mechanizmy ułatwiające krajom członkowskim konfrontację z gigantami cyfrowymi, jednak zarazem są w niej zaszyte mechanizmy cenzorskie. I jak to nierzadko bywa z implementacją prawa unijnego w Polsce – zaprojektowana przez rząd ustawa tę możliwość wykorzystuje do maksimum. Nie ma żadnej przesady w twierdzeniu, że w polskiej wersji DSA daje władzy możliwość ingerowania w wolność wypowiedzi oraz tworzy tak zwany efekt mrożący, czyli swego rodzaju autocenzurę prewencyjną.