• Autor:Łukasz Warzecha

DSA po polsku to otwarcie drzwi dla cenzury

Dodano:
Wyszkukiwarka Google, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Archiwum Kalbar
Konstytucja wolności II W piątek 21 listopada przez Sejm przeszła zmiana Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, przegłosowana w trzecim czytaniu większością 237 przeciwko 200 głosom. Ta regulacja implementuje do polskiego prawa Akt o usługach cyfrowych UE (DSA).

To jedna z najbardziej kontrowersyjnych unijnych regulacji. Obrońcy prywatności – w Polsce przede wszystkim Fundacja Panoptykon – są jej zwolennikami, ponieważ twierdzą, że daje ona nareszcie państwom członkowskim uprawnienia wobec big techów, pozwalające je dyscyplinować. Pojawiły się nawet tezy, że przeciwnicy implementacji DSA tak naprawdę grają w drużynie Google’a i Facebooka.

Sprawa jest jednak znacznie bardziej skomplikowana. DSA faktycznie zawiera mechanizmy ułatwiające krajom członkowskim konfrontację z gigantami cyfrowymi, jednak zarazem są w niej zaszyte mechanizmy cenzorskie. I jak to nierzadko bywa z implementacją prawa unijnego w Polsce – zaprojektowana przez rząd ustawa tę możliwość wykorzystuje do maksimum. Nie ma żadnej przesady w twierdzeniu, że w polskiej wersji DSA daje władzy możliwość ingerowania w wolność wypowiedzi oraz tworzy tak zwany efekt mrożący, czyli swego rodzaju autocenzurę prewencyjną.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...