Sokrates jedzie do Berlina. W towarzystwie Raskolnikowa

Dodano:
Premier Donald Tusk i kanclerz Niemiec Friedrich Merz Źródło: PAP
Arkadiusz Robaczewski | Zanim w Atenach pojawił się Sokrates, roztrząsania moralne Greków ograniczały się do ciała i życiowego powodzenia.

Dobrze żyć znaczyło: jeść właściwie, dbać o tężyznę fizyczną, harmonijnie kształtować mięśnie, zapewnić sobie bogactwo, siłę i sławę. Etyka była instrukcją obsługi życia doczesnego. Cnota? Owszem — ale rozumiana jako skuteczność w dbałości o swój dobrostan, wąsko nader pojęty. Znamy? Znamy!

Sokrates dokonał w etyce przewrotu, a zapoczątkowane przez niego pojęcie moralności stało się fundamentem kultury Zachodu. Odsunął ciało i jego potrzeby na drugi plan, a w centrum postawił duszę. To nie mięsień miał być mocny, ale człowiek w sobie samym. Dobro przestało być kwestią zewnętrznych okoliczności — stało się cnotą, arete: wiedzą o tym, co naprawdę dobre, nieutracalne, a co skutkuje opanowaniem, panowaniem nad sobą, sprawiedliwością, również wobec siebie.

Od tego momentu moralność przestała być higieną życia. Stała się jego zasadą kształtującą

I dlatego Sokrates mógł powiedzieć coś, co może być trudne do przyjęcia, a jednak dotyka rdzenia fenomenu moralności:
„Szczęśliwsza jest ofiara zbrodni niż jej sprawca”.

Bo zło niszczy nie ciało, lecz przede wszystkim duszę. Przede wszystkim duszę sprawcy zła. A rana na duszy jest o wiele bardziej niszcząca niż ból fizyczny. Ofiara cierpi, traci, jest zmiażdżona nawet – ale może, ma szansę ocalić siebie. Sprawca – nigdy. Chyba, że…

Chyba, że sam zgodzi się na przyjęcie kary, że będzie jej pragnął i szukał sposobów zadośćuczynienia za wyrządzoną krzywdę. Zbrodnia i kara nie jest powieścią o rozłupanej siekierą głowie Zofii Pietrownej, ani o policji i śledztwie, ani nawet nie o szaleństwie biednego Raskolnikowa. Chyba, że zrozumiemy, że jego szaleństwo miało swe źródło w odkrywaniu tego fenomenu rzeczywistości moralnej – każde zło domaga się kary i zadośćuczynienia. Nie dlatego, że jest to sprawiedliwe wobec ofiary, albo, że sama ofiara woła o sprawiedliwość. Zbrodnia domaga się zadośćuczynienia z natury rzeczy. Tylko dzięki zadośćuczynieniu sprawca zła może być ocalony. Kara i zadośćuczynienie jest dobra, wręcz konieczna dla sprawcy, nie jest zemstą ani odpłatą. Jest lekarstwem.

Dlatego Sokrates z Raskolnikowem muszą pojechać, dziś, do Berlina.

Debata publiczna w Polsce — zwłaszcza gdy Donald Tusk twierdzi, że „Polska wypłaci je sama sobie” — traktuje je jako temat polityczny, ekonomiczny, techniczny – tak czy inaczej kłopotliwy. Tymczasem to jest w istocie temat… sokratejski.

Nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o porządek moralny. O to, co leczy duszę sprawcy.

Niemcy są dziś krajem potężnym, bogatym, wpływowym. Ale istnieje jedna rzeczywistość, którą zna każdy, kto choć trochę czyta historię idei: naród nie odzyskuje spokoju, jeśli ucieka od prawdy o swojej winie. Nie może też tworzyć dobra. Brak uznania winy jest hamulcem, nieprzekraczalną barierą dla dobra.
Można wygłosić tysiąc deklaracji o „nowoczesnej Europie”, ale żadna nie zastąpi uznania faktu, że sprawiedliwość domaga się nazwania rzeczywistości po imieniu.

Sokrates powiedziałby dziś Berlinowi dokładnie to samo, co mówił ateńczykom:

Zło wyrządzone drugiemu niszczy przede wszystkim tego, kto je popełnia. Kara nie jest upokorzeniem. Zadośćuczynienie jest jedyną, konieczną do odbycia drogą, jeśli chce się spełniać dobro. Jest powrotem do siebie. Jeśli tej drogi społeczność, naród nie przejdzie – generuje zło, które narasta.

W tym sensie reparacje nie są polską obsesją ani uporczywym domaganiem się tego, co nam się słusznie należy. Są w pierwszym rzędzie europejską terapią moralną dla Niemiec. Im mają one służyć, bardziej niż, słusznemu skądinąd, naprawieniu krzywd wobec Polski.

Dlatego, gdyby dziś Sokrates miał wsiąść do pociągu, nie pojechałby do Aten, tylko właśnie do Berlina. Czy Niemcy go posłuchają, czy też odbędzie się kolejny w historii proces Sokratesa, w którym oskarżą go, przypominającego, że nie da się żyć w nietzscheański sposób, poza dobrem i złem? Bo tym w istocie, realizacją nietzscheańskiego postulatu dla ubermenschów, jest ucieczka kanclerza Niemiec od mężnego odniesienia się do reparacji wojennych należnych Polakom.

Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...