Afera taśmowa. Jan Kulczyk był szantażowany
Według ustaleń portalu ktoś groził ujawnieniem faktów kompromitujących Kulczyka. Miliarder czuł się na tyle wystraszony, że zatrudnił agencję detektywistyczną, by odnalazła szantażystów. Został też przesłuchany przez śledczych.
Najbogatszy Polak otrzymywał groźby drogą smsową. – Była ich cała seria. Część tych smsów miała charakter gróźb. Niektóre z nich sugerowały fizyczne niebezpieczeństwo – zeznał Kulczyk wiosną 2014 r. Przesłuchiwali go wówczas funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji.
Onet pisze, że Łukasz N., jeden z kelnerów, który nagrywał najważniejszych polityków i biznesmenów, zeznał, że o zamiarze szantażowania miliardera wspominał Marek Falenta, uznany przez sąd za mocodawcę nagrań. Miało chodzić o kupno Ciechu.
Spotkania z Tuskiem
Prokuratura rozważała dwa tropy, które mogły doprowadzić śledczych do szantażystów. Pierwszym był telefon odnaleziony podczas przeszukań u bohaterów afery taśmowej. Znajdowały się w nim smsy, które wskazywały na to, że użytkownik aparatu mógł uczestniczyć w przygotowywaniu gróźb wobec Kulczyka.
Drugi trop zasugerował sam miliarder. Miał to być jeden z byłych pracowników, który został zwolniony z powodu nieuczciwego zachowania. Niestety, prokuratura nie zdołała niczego ustalić i umorzyła śledztwo.
Umarzając wątek telefonów, prokuratura zakończyła też śledztwo w jeszcze innej kwestii dotyczącej Kulczyka, a mianowicie nielegalnego nagrywania jego spotkań z ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem.