• Autor:Przemysław Harczuk

„Wiadomości” wbijają w fotel. Tym, jak relacjonują aferę wokół KNF

Dodano:
"Wiadomości" Źródło: TVP / screen
Jako dziennikarze, ale też obywatele, mamy swoje wartości, poglądy. Możemy ich twardo bronić. Partie, ruchy społeczne, politycy, to jedynie nasze narzędzia, z których możemy skorzystać bądź nie. A w razie czego zamienić na lepszy model. Klękanie przed nimi, wysługiwanie się im jest żałosne. A efekt przynosi odwrotny do zamierzonego.

Rzadko mnie coś dziwi. Być może dlatego, że w natłoku obowiązków i spraw praktycznie nie oglądam telewizji. Wyjątek robię dla spotkań piłkarskich. Tak było w miniony czwartek, gdy obejrzałem mecz reprezentacji Polski z Czechami. Gra i koszmarne pudła Biało-Czerwonych wprawiły mnie w osłupienie i wbiły w fotel. Na tyle mocno, że zapomniałem wcisnąć w pilocie przycisk wyłączający odbiornik. I wtedy na ekranie ujrzałem, a w głośniku usłyszałem coś, co wprawiło mnie w osłupienie jeszcze większe, a w fotel wbiło jeszcze mocniej. Były to Wiadomości, flagowy program TVP. I materiał o aferze KNF.

Afera? Jaka tam panie afera

Pomijam już kwestię przerzucania uwagi z roli Marka Chrzanowskiego, który skandaliczną rozmowę z Leszkiem Czarneckim przeprowadził, na opis osoby Czarneckiego właśnie. Właściciel GetinBanku jest osobą kontrowersyjną, przy okazji afery też trzeba opisać jego rolę, zadać pytania czemu nagrania trzymał tyle czasu itd.

Pomijam fakt, że więcej uwagi niż aferze, dziennikarze flagowego programu poświęcili temu, jak zdecydowanie zareagował rząd, że jest błyskawiczna dymisja itd. To akurat prawda, aczkolwiek ja nie widzę powodu, by z czegoś co powinno być standardem, robić jakieś wielkie halo. Ale fakt, wcześniej nawet tak podstawowe standardy nie były przestrzegane, więc można było pozytywną zmianę odnotować.

Tym, co naprawdę uderza jest ogólny wydźwięk materiału. A jest on taki, że w zasadzie, to afery nie ma, że wszystko jest „rzekome”. Problem jednak w tym, że Marek Chrzanowski rozmowę z Czarneckim naprawdę odbył. I im bardziej krytycznie oceniamy Leszka Czarneckiego, tym bardziej niepokoić musi pytanie – dlaczego rozmowę z kimś takim szef KNF przeprowadził?

Sprawa wygląda podejrzanie, dymisja jest oczywista, a narracja dziennikarzy broniących szefa KNF w najlepszym razie naiwna. I każe sobie postawić pytanie o kondycję mediów w ogóle i konserwatywnych dziennikarzy w szczególności.

Agenci nasi, agenci ich

Ludzie o wrażliwości konserwatywnej, tradycjonalistycznej od lat 90. byli w mediach spychani na margines. Telewizje były liberalno-lewicowe, prawicowe gazety były to raczej niskonakładowe pisemka, nie mające żadnych szans z monopolem „Gazety Wyborczej”.

A jednak, wybierający głodowe pensje w niewielkich periodykach tzw. prawicowi dziennikarze przez pewien czas byli bliżsi realizacji dziennikarskich standardów od ich sytych kolegów z mainstreamowych mediów.

W ostatnich kilkunastu latach sytuacja rynku medialnego zaczęła się zmieniać. Media konserwatywne zaczęły rosnąć w siłę. Jednocześnie siłą rzeczy partnerem dla nich stała się partia Prawo i Sprawiedliwość, chłostana przez mainstream niemiłosiernie.

Niestety wielu kolegów dziennikarzy zapomniało, że sojusz z politykami dobry jest jedynie na krótką metę. Że czym innym jest wywiad, rozmowa, a czym innym zaangażowanie w polityczne gierki. W efekcie można było spotkać dziennikarzy, którzy od czci i wiary odsądzali esbeków i komunistów w obozie liberalnym, a gotowi byli bronić niczym niepodległości komunistów w tzw. obozie patriotycznym.

Przywrócić podstawowe standardy

Podwójne standardy stały się faktem. Po przejęciu władzy przez PiS u części dziennikarzy i mediów jest to szczególnie widoczne. Znam redaktorów, co jednego dnia gotowi byli twardo domagać się delegalizacji aborcji, by po dwóch dniach bez mrugnięcia okiem twierdzić, że to temat zastępczy, kreowany przez totalną opozycję. Bo zmienił się przekaz z Nowogrodzkiej.

Znam i takich, co całkiem szczerze głoszą wartości tradycyjne i konserwatywne, ale nie mają problemu z tym, że wspierani przez nich posłowie z wartościami tymi nie maja nic wspólnego.

Są wreszcie media, w których konserwatyzm i miłość do ojczyzny tożsama jest z miłością do partii PiS. A są i tacy dziennikarze, co wyznawcami są już nie partii, ale konkretnej frakcji w partii tej działającej. Z niezależnością dziennikarską, etyką nie ma to już wiele wspólnego.

Z dystansem do polityków

Oczywiście nie chodzi o to, że dziennikarz nie może mieć poglądów. Nie tylko może, ale i powinien. Ma prawo być socjalistą, socjaldemokratą, liberałem, narodowcem, konserwatystą. Do polityki powinien trzymać jednak pewien dystans.

Właśnie dlatego, by nie tłumaczyć się z tego, że druh z ulubionej partii dzieli agentów na złych onych, i naszych, czyli dobrych. Bezkrytycznych materiałów o kimś, kto na laurki nie zasługuje. Czy dziwacznych programów w mediach publicznych.

Jako dziennikarze, ale też obywatele, mamy swoje wartości, poglądy. Możemy ich twardo bronić. Partie, ruchy społeczne, politycy, to jedynie nasze narzędzia, z których możemy skorzystać bądź nie. A w razie czego zamienić na lepszy model. Klękanie przed nimi, wysługiwanie się im jest żałosne. A efekt przynosi odwrotny do zamierzonego.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie jest odzwierciedleniem stanowiska redakcji

Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...