Aborcja? To jak "nieprzyjemna wizyta u dentysty", ale jest częścią "bożego planu"
O Amelii Bonow głośno zrobiło się we wrześniu 2015 roku, kiedy kobieta opisała na Facebooku jak dokonała aborcji. Pisarka tłumaczyła, że słuchając debaty nad wycofaniem finansowania dla Planned Parenthood (amerykańska organizacja promująca świadome rodzicielstwo i szeroki dostęp do aborcji) chciało jej się płakać, gdyż sama, zaledwie rok wcześniej, skorzystała z usług organizacji.
Bonow postanowiła więc działać i „promować” w pozytywny sposób aborcję. Tak zaczęła się akcja #ShoutYourAbortion (polskie # Wykrzyczswojąaborcję), na podstawie której powstała książka, a teraz także film „edukacyjny”.
„To było takiej pójście na skróty”
Na filmie pt. Dzieci spotykają kogoś kto miał aborcje, Bonow rozmawia z nastolatkami o swoich doświadczeniach, a także upewnia je, jak dobrze czuje się z podjętą decyzją o zabiciu swojego nienarodzonego dziecka.
Działaczka opowiada na początku jak doszło do niechcianej przez nią ciąży. Na pytanie jednej z nastolatek czy stało się na skutek użycia nieskutecznej metody antykoncepcyjnej czy po prostu braku zabezpieczenia, Bonow stwierdza: „To świetne pytanie (…) nie użyliśmy prezerwatywy”. Na dalsze pytanie dlaczego tak się, kobieta po chwili zastanowienia zwraca się d dzieci: „Czy mieliście kiedyś tak, że były dwie opcje i jedna wydawała wam się w danym momencie łatwiejsza? To było takiej pójście na skróty”.
Z równą lekkością Bonow opowiada o samym zabiegu przerwania ciąży. W rozmowie z nastoletnimi dziećmi, kobieta aborcję porównuje do „nieprzyjemnej wizyty u dentysty”. – To była taka sprawa związana z ciałem, coś uciążliwego, ale później, po wszystkim czułam się dobrze, byłam wdzięczna, że nie jestem już w ciąży – tłumaczy pisarka.
W całym opisie nie pojawia się oczywiście słowo dziecko, a Bonow o zarodku jako o człowieku, mówi tylko narzekając na adopcję jako problematyczne rozwiązanie niechcianej ciąży. Kiedy jedno z dzieci podpowiada jej, że właśnie oddanie niechcianego dziecka innej rodzinie, może być rozwiązaniem zastępującym aborcję, działaczka odpowiada niezadowolona: „Nawet jeśli oddasz to dziecko do adopcji, to wciąż masz to dziecko, ono gdzieś tam jest”.
Luźna rozmowa o zabijaniu
Bonow od lat deklaruje, że nie chce aby ktoś narzucał jej decyzje dotyczące jej własnego ciała (dziecko nie jest według niej człowiekiem). W rozmowach z nastolatkami, nie zatrzymuje się jednak na tym. W typowy dla zwolenniczek aborcji sposób, nagina do swojego poglądu (o słuszności przeprowadzania aborcji) fakty, w tym nawet... podstawy wiary chrześcijańskiej. W luźnej, pełnej śmiechu i żartów rozmowie, działaczka stwierdza m.in., że jej aborcja jest częścią "bożego planu”.
Kiedy jednak jedna z nastolatek przytomnie zwraca uwagę, że Kościół nie pochwala aborcji z powodu zabijania dzieci, Bonow tylko kiwa głową i nie ciągnie tematu.
Pisarka entuzjastycznie podchodzi jednak do wypowiedzi dzieci, które tłumaczyły swoje trudności ze skojarzeniem płodu, rozwijającego się w macicy kobiety, z człowiekiem. – To tak naprawdę nie jest jeszcze człowiek. To nie myśli, nie może samo nic zrobić – mówią nastolatkowie. Ich brak wiedzy czy świadomości tego jak rozwija się ludzkie życie nie szokuje, chociaż może być wyznacznikiem tego jak silna jest w przestrzeni publicznej i mediach pro-aborcyjna propaganda. Przeraża jednak entuzjazm z jakim Bonow przytakuje na te przemyślenia dzieci, chwaląc „takie podejście” do kwestii życia nienarodzonych dzieci.