Tragedia w escape roomie. Nastolatka dodzwoniła się do taty, zdążyła powiedzieć: "Ratuj"
Dziewczyny wiedziały, że za drzwiami pokoju zagadek wybuchł pożar. Biły pięściami w ściany, krzyczały, wzywały pomocy. To jedna z nich wezwała straż pożarną. Innej udało się dodzwonić do taty. "Ratuj" – to były jej ostatnie słowa, niestety pomoc nadeszła zbyt późno.
Pięć piętnastolatek, które zginęły w escape roomie w Koszalinie chodziło do tej samej klasy w gimnazjum. Wizyta w pokoju zagadek miała związek z urodzinami jednej z nich. Pożar wybuchł w poczekalni, jego przyczyną było rozszczelnienie butli gazowej. Dziewczyny zmarły w wyniku zatrucia tleniem węgla.
Zarzuty w tej sprawie Koszalińska Prokuratura Okręgowa postawiła Miłoszowi S. To wnuk kobiety, która zarejestrowała działalność escape roomu, w którym doszło do tragedii. Mężczyzna usłyszał zarzut umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci osób, które zginęły w pożarze. Miłosz S. nie przyznaje się do winy. Wyraził głęboki żal z powodu tego, co stało się w zarządzanym przez niego budynku.