Zadał pytanie premierowi. "Rz": Ktoś zapłacił za hejt na dziennikarza z Izraela
Nowela ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, z której ostatecznie się wycofano, wywołała spore kontrowersje na linii Polska – Izrael – USA. "Rz", powołując się na ustalenia ekspertów od dezinformacji, pisze, że ktoś sterował internetową akcją w obronie ustawy.
W lutym 2018 r. podczas monachijskiej konferencji bezpieczeństwa pytanie do premiera Mateusza Morawieckiego skierował dziennikarz "New York Timesa" Ronen Bergman. Chciał wiedzieć, czy za opowiedzenie historii swojej matki, która przeżyła Holokaust, ale wielu członków jej rodziny zginęło, ponieważ zostali zadenuncjowani na gestapo przez Polaków, byłby uznany za przestępcę na mocy ustawy o IPN.
Odpowiadając na pytanie dziennikarza, szef polskiego rządu wyjaśnił: – Jest to niezmiernie ważne, aby zrozumieć, że oczywiście nie będzie to karane, nie będzie to postrzegane, jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli polscy sprawcy (ang. perpetrators). Tak jak byli żydowscy sprawcy, tak jak byli rosyjscy sprawcy, czy ukraińscy – nie tylko niemieccy.
Według ustaleń "Rz" to właśnie na izraelskim dziennikarzu miał się skupić internetowy hejt, bo niedługo po tej wypowiedzi jego konta w mediach społecznościowych zostały zalane negatywnymi komentarzami. Raport na ten temat wydobył od firmy Cyabra, specjalizującej się w analizowaniu kampanii dezinformacyjnych, poseł PO Paweł Suski.
Eksperci uważają, że atak na Ronena Bergamana i obrona noweli ustawy o IPN były zorganizowaną akcją, która mogła kosztować od 30 do 50 tys. dolarów miesięcznie. Cybara nie podaje, kto za nią zapłacił. "Rz" sugeruje, że kampanię mógł sfinansować ktoś z Polski, ale żadnych konkretnych dowodów na to nie ma.