Dr Sadowski: Polska uratowała kraje Unii Europejskiej od bankructwa

Dodano:
Andrzej Sadowski Źródło: PAP / Leszek Szymański
To, że możemy się cieszyć tanimi biletami lotniczymi, korzystać z nich w czasie długiego weekendu, zawdzięczamy nie decyzjom polskich polityków, ale właśnie decyzjom Unii. UE poszła wtedy w stronę wolnego rynku, Polacy to docenili. Jednak dziś to nie jest ta sama Unia, do której wstępowaliśmy w 2004 roku – mówi portalowi DoRzeczy.pl dr Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.

Dziś minęło 15 lat od wejścia Polski do Unii Europejskiej. Co Polska zyskała, a co straciła na przystąpieniu do Wspólnoty?

Dr Andrzej Sadowski: Aby szczerze odpowiedzieć na to pytanie, potrzebne byłoby poznanie dokładnego bilansu, w którym byłyby ocenione zarówno zyski, jak i koszty wynikające z przystąpienia do Unii Europejskiej. Niestety, rzetelnych danych na ten temat nie ma, dlatego nie da się postawić jednoznacznej oceny. Można posłużyć się analizami, które tuż przed przystąpieniem do Unii Europejskiej przeprowadzono w Estonii.

Co z nich wynika?

Analizy te stwierdzają jednoznacznie, że w wymiarze ekonomicznym wejście do Unii Europejskiej jest dla Estonii zupełnie nieopłacalne. Estonia już wtedy miała bowiem znacznie bardziej konkurencyjny system podatkowy, mniej regulacji ekonomicznych. A jednak był jeden konkretny powód, dla którego uznano, że Estonia musi wejść do UE.

Jaki?

Uznano, że wejście o Unii Europejskiej jest kwestią bezpieczeństwa państwa; że zagrożenie atakiem ze strony Federacji Rosyjskiej jest na tyle poważne, że każde zwiększenie integracji z Zachodem jest dla Estonii niezbędne. Stąd decyzje o przystąpieniu do NATO, Unii Europejskiej, a potem do strefy Euro. Postawiono sprawę jasno – ekonomicznie ta Unia nie jest nam do niczego potrzebna. Jednak dla naszego bezpieczeństwa lepiej się z nią zintegrować. I to było uczciwe postawienie sprawy.

Czy w takim razie można przyjąć, że również w przypadku Polski wejście do Unii było podyktowane kwestiami bezpieczeństwa?

W Polsce powody były inne. Odmienne motywacje przyświecały decydentom unijnym, odrębne polskim politykom. Jeśli chodzi o Unię, to jeden z komisarzy przed poszerzeniem Wspólnoty wprost powiedział, że Polska musi wejść do Unii, bo ma młode, wykształcone społeczeństwo, które chce pracować. A więc unijni urzędnicy liczyli na to, że Polacy wyjadą do pracy w krajach zachodniej Europy. I tak się stało. To, że polska tania siła robocza zasiliła Unię sprawiło, że wiele krajów Wspólnoty uniknęły bankructwa.

A jaki cel przyświecał w takim razie polskim politykom?

Przed wejściem do Unii polscy politycy powtarzali, że nie są w stanie zwalczyć bezrobocia, rozwiązać wielu problemów. A wejście do Unii sprawiło, że rozwiązać je mógł za nich ktoś inny. Było to po prostu zdjęcie z siebie odpowiedzialności za Polskę.

Są bardzo różne opinie na temat przyszłości Unii Europejskiej i tego, czy przetrwa. Czy i jak powinna się zreformować?

Nie chciałbym się posługiwać tu ocenami ale faktami, bo opinia to jest zawsze subiektywna ocena. Fakty są takie, że w momencie, gdy Polska wstępowała do Unii, to była zupełnie inna Unia Europejska. W 2004 roku priorytetem miał być wspólny rynek. W roku 2008 po wybuchu kryzysu gospodarczego, ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy podjął decyzję, że jednak liczyć się będzie protekcjonizm, wspieranie własnej gospodarki. A dziś w 2019 roku, gdy Wielka Brytania występuje z Unii Wspólnota jest na zupełnie innym torze, niż wtedy, gdy do niej wstępowaliśmy.

W polskim społeczeństwie poparcie dla UE jest wciąż bardzo duże.

Jest to wręcz euforia. Bierze się stąd, że Unia w kilku sprawach podjęła decyzje korzystne dla polskich obywateli. Chodzi chociażby o kwestie przełamywania monopoli, telekomunikacyjnego, lotniczego. To, że możemy się cieszyć tanimi biletami lotniczymi, korzystać z nich w czasie długiego weekendu, zawdzięczamy nie decyzjom polskich polityków, ale właśnie decyzjom Unii. UE poszła wtedy w stronę wolnego rynku, Polacy to docenili.

Pytanie, w którą stronę teraz pójdzie Unia Europejska?

Kiedy Polska dostarczała tanią siłę roboczą okazało się, że granice są otwarte. Gdy jednak polskie firmy zaczęły być konkurencyjne, choćby na rynku przewozowym, zaczęły być wykonywane ruchy, by rynek ten zamknąć. Gdy moi znajomi przedsiębiorcy kupowali fabryki we Francji, to natychmiast były protesty, że Polak nie może być dyrektorem fabryki, którą kupił polski właściciel. Czyli Unia jest dobra da państwa niemieckiego i francuskiego, ale nie wtedy, gdy my próbujemy konkurować na równych zasadach. Polska przez te piętnaście lat dokonała ogromnego skoku, nasz biznes stał się konkurencyjny na rynku europejskim. I stąd są te różne dyrektywy – o elektromobilności, klimatyczna – chodzi o to, by nas zablokować. To nie jest ta sama Unia, do której wstępowaliśmy w 2004 roku.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...