Ziemkiewicz: Jażdżewskiemu odbiło. Tusk jest naciskany przez swoich przyjaciół z UE
Jak pan ocenia wykład Donalda Tuska?
Zapowiedzi, że to będzie coś ważnego, które Tusk składał, pochodziły z okresu, kiedy wydawało się, że przyjedzie do nieco innej rzeczywistości. W największym skrócie: miał być duży chaos, PiS miał być zdyskredytowany i pozbawiony swojego zaplecza finansowego, a strajk nauczycieli miał rozszerzyć się na inne grupy społeczne i spowodować wrzenie w kraju. W tym wrzeniu Tusk miał wejść cały na biało. Okazało się, że sytuacja nie potoczyła się tak, jak miała, a Tuskowi został plan minimum, czyli wygłoszenie motywacyjnego przemówienia, jak je określił w wywiadzie dla naszej strony dr hab. Jacek Zaleśny. Dodałbym do tego tylko jedno: to przemówienie Tuska miało odebrać moralną legitymację PiS do rządzenia.
Zamiast odebrania moralnej legitymacji PiS do rządzenia, mieliśmy odebranie Kościołowi moralnego autorytetu przez Leszka Jażdżewskiego.
Myślę, że tak to zostało zaplanowane. Tusk dzieckiem nie jest i wie, kim jest Jażdżewski. To człowiek antyklerykalnie rąbnięty, przy którym Barbara Labuda mogłaby robić za bielankę. Tak miało być, że ten support miał odebrać Kościołowi moralne prawo do kreowania autorytetu, bo wiadomo, że ten autorytet prawicy opiera się na Kościele. Tyle tylko, że Tusk użył bulteriera. Jażdżewski opublikował kilka wersji tego, co miał niby powiedzieć, a TOK FM ukuło kapitalną formułę, że nie jest ważne, co Jażdżewski powiedział, ale co miał powiedzieć. Jak małolat wszedł na mównicę i zobaczył, że tyle ludzi mu bije brawo, to mu po prostu odbiło i pojechał.
Tymczasem wielu polityków opozycji biło mu brawo, by potem się od niego odciąć.
Oni bili brawo, bo uważali, że jeżeli Jażdżewski tak mówi, to jest to uzgodnione z Tuskiem i taka jest linia partii. A jak jest linia partii, to się bije brawo. Nawet jeśli jest później inna, to trudno. Dopiero później zaczęła się konfuzja, że Tusk nie klaskał i mu się nie podobało. Wtedy zaczęło się odcinanie od własnych oklasków.
Jutro Donald Tusk ma mieć wystąpienie w Poznaniu, w piątek odbiera tytuł "Człowieka Roku" przyznany przez "Gazetę Wyborczą", a w czerwcu przyjeżdża do Gdańska. Tusk wraca do polskiej polityki?
Jak dotąd "Człowiek Roku" "Gazety Wyborczej" był pocałunkiem śmierci. Do tej pory dostawali go polityczni emeryci, którzy mieli swoje sukcesy za sobą. Raczej by to dobrze Tuskowi nie wróżyło. Jeśli Tusk chciałby wrócić do polskiej polityki, to działałby inaczej. Mam wrażenie, że Tusk liczy się z taką możliwością, ale to nie jest scenariusz, który by chciał najbardziej. Wydaje mi się, że Tusk jest naciskany przez swoich przyjaciół z Unii Europejskiej.
"Donald musisz!"?
Musisz odzyskać Polskę dla Unii Europejskiej. W ten sposób Tusk wraca, ale tak, by nie wrócić. Oczywiście, jeśli okazałoby się, że wiatr w Polsce się zmienił i jest szansa podczepić się pod sukces, to on to weźmie. Jego wiec na dziedzińcu miał jasne przesłanie: ja za was tego nie zrobię, ale ewentualnie przyjadę patronować.
Magia nazwiska już nie działa?
Kwestia priorytetów. Na tyle odmienny jest polski wyborca od np. niemieckiego, czy francuskiego, a zwłaszcza od gremiów decyzyjnych UE, że nie można podobać się jednocześnie w Brukseli i w Polsce. W pewnym momencie trzeba się na coś zdecydować. Kiedy Tusk się zdecydował, to było widać, jak PO, która była pozycjonowana jako partia zdrowego rozsądku nagle skręciła w szaleństwa lewicowe, bo Tuskowi już nie zależało na wyborach. Zależało mu, aby dostać funkcję w UE, a to wymagało lewackiego wizerunku. Gdyby Tusk na poważnie rozważałby powrót do Polski, to zauważylibyśmy zmianę w jego zachowaniu. Wróciłby do pozycji mentora od zdrowego rozsądku, który z jednej strony zwalcza łamanie konstytucji, ale z drugiej radykałów jak Jażdżewski.
Choć na UW mówił, że nie wolno nikogo wykluczać i trzeba łączyć, a nie dzielić.
W sumie tak, ale miałem wrażenie, że jak to mówił, to miał skrzyżowane palce, a wszyscy na sali wiedzieli, że tak mówi, bo musi. Wypuszczenie przed sobą Jażdżewskiego pokazuje, że to wszystko było pewną retoryką. Tusk mógł nie przewidzieć, że Jażdżewski będzie bluzgać zamiast krytykować i pojedzie świnią, ale na pewno wiedział, że przedmiotem wystąpienia będzie moralnej legitymacji Kościołowi.