Karol Gac: Jak pan ocenia wykład przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska? Wcześniej były premier zapowiadał, że powie coś "ciekawego i ważnego". Czy tak się rzeczywiście stało?
Dr hab. Jacek Zaleśny: Można powiedzieć: z dużej chmury mały deszcz. Bez wątpienia to wystąpienie było zapowiadane od kilku tygodni jako arcyważne, także w kontekście przyszłości. W tym zakresie okazało się, że były to zapowiedzi na wyrost. Nie zarysowano w nim żadnej nowej myśli czy jakiejś wartościowej puenty zachodzących w świecie współczesnym procesów politycznych i gospodarczych. Nie padły też żadne ważne deklaracje polityczne. Do debaty publicznej nie wprowadzono żadnych tematów o istotnym kalibrze. W tym kontekście, biorąc pod uwagę intensywność zapowiedzi, mieliśmy natomiast do czynienia z próbą agregacji uwagi i emocji. To rzeczywiście się udało – tysiące ludzi spontanicznie wzięły udział w tym wydarzeniu, a to w skali Polski rzadko się zdarza. W tym kontekście, to sukces Donalda Tuska. Niczym w pospolitym ruszeniu, na jego zawołanie ludzie gromadzą się i chcą go słuchać.
Samo wystąpienie Donalda Tuska miało charakter mentorski. Przypominało wystąpienia liderów opinii publicznej, jakie ci wygłaszają do pracowników korporacji na różnego rodzaju eventach korporacyjnych, przy okazji korporacyjnych wyjazdów czy kolacji. Było to typowo motywacyjne wystąpienie, które miało zainspirować do działania i refleksji: jesteście znakomici! Podziwiam was i nie jest to zwykła kokieteria! Stać nas na wielkie rzeczy! Wielkie dzieła mogą być naszym udziałem! W tym kontekście wystąpienie było znakomite: ogólne, dotyczące problemów krajowych i globalnych, a jednocześnie okraszone dygresjami, anegdotami. Każdy ze zgromadzonych mógł znaleźć w nim coś dla siebie. Za takie wystąpienia w biznesie płaci się krocie. I nie mam wątpliwości: gdyby tylko chciał, Donald Tusk może się przygotowywać do roli rentiera polityki, osoby, kto żyje z wystąpień motywacyjnych.
Przemówienie miało wyłącznie zmobilizować sympatyków opozycji, aby poszli na wybory?
Z punktu widzenia kampanii wyborczej trudno byłoby to wystąpienie jednoznacznie sklasyfikować. Jeżeli mielibyśmy łączyć wystąpienie i kampanię, to raczej z punktu widzenia pewnej perspektywy działania opozycji, mobilizacji jej oraz jej elektoratu. Miało ono na celu dowartościowanie opozycji, potwierdzić, że to co robi jest konieczne i wymaga uznania, ale zarazem podkreślić, że główne zadania dopiero stoją przed ludźmi dobrej woli, ale działając wspólnie można zwyciężać. Nie można rezygnować z marzeń. Nie można wątpić. Jak mówił przed laty Lech Wałęsa: ja rzucam pomysłami, a wy je łapcie. Na tej zasadzie przewodniczący Donald Tusk zakreślił wyzwania stojące przed Polską, Unią Europejską i światem. Wskazywał kierunki rozwoju projektów opozycyjnych: współpraca – demokracja – praworządność – modernizacja – powszechny dobrobyt. Niewiele zaś mówił o konkretach, bo od tego są wykonawcy, a nie mentor. To było pokazanie kierunku, horyzontu działania, ale bez rozpisania na plany operacyjne, bez wskazania, czym mają się zajmować poszczególne osoby.
Drugie wystąpienie Donalda Tuska na dziedzińcu Uniwersytetu miało jednak już inny charakter. Było o wiele bardziej wiecowe i polityczne - a co za tym idzie - kampanijne. W ten sposób przewodniczący Tusk sformułował dwa różne przekazy. Jeden (w auli Uniwersytetu) był motywacyjny, a drugi (na dziedzińcu Uniwersytetu) był bardziej partyjny. Ten drugi był bardziej spontaniczny, a przez to mniej dopracowany, bardziej cząstkowy.
Na dziedzińcu UW Donald Tusk został jednak zapytany, czy będzie się ubiegał o prezydenturę, ale były premier uciekł od odpowiedzi. Czy pana zdaniem Donald Tusk zaangażuje się bezpośrednio w polską politykę?
Donald Tusk już dzisiaj odgrywa rolę mentora opozycji, który chce wyznaczać kierunki działania i główne wątki, które ta powinna podejmować. To jego przywództwo polityczne jest powszechnie uznane przez liderów opozycji politycznej. W tym zakresie jest bezpośrednio zaangażowany w bieżącą politykę. Zresztą on sam nie ukrywa, że taką widzi dzisiaj rolę dla siebie. Jednocześnie sygnalizuje, że nie wyklucza przejścia z poziomu metapolityki do bieżącej działalności politycznej, czego zapowiedzią było wiecowe wystąpienie na dziedzińcu.
Donald Tusk uchyla sobie furtki na przyszłość. Oba scenariusze są przygotowane i gotowe do zrealizowania. Z punktu widzenia decyzji politycznej jest jednak stanowczo za wcześnie. Nie ma bowiem odpowiedniego momentu, a ten najbardziej właściwy nastąpi po wyborach parlamentarnych. Nie mam zarazem wątpliwości, gdy Ojczyzna będzie wzywać, na horyzoncie nie będzie bardziej prestiżowych wyzwań, a warunki polityczne będą sprzyjać, Donald Tusk nie uchyli się od wyzwania i stanie w szranki wyborcze. W ramach opozycji nie ma nikogo, kto mógłby być dla niego konkurentem.
Jak pan ocenia propozycję prezydenta Andrzeja Dudy, aby zapisać w konstytucji członkostwo Polski w Unii Europejskiej i NATO?
Kwestia wpisania członkostwa w UE do konstytucji jest ważna z punktu widzenia bieżących wydarzeń politycznych. Bez wątpienia jednym z elementów narracji politycznej opozycji jest próba przekonywania, że PiS (świadomie bądź nieświadomie) podejmuje działania na rzecz wyprowadzenia Polski z UE. Tego typu narracja – oczywiście nie mająca umocowania w stanie faktycznym – jest szkodliwa z punktu widzenia stabilności ustrojowej i finansowej państwa. Dla inwestorów zagranicznych jest to istotna informacja, która negatywnie wpływa na ocenę ryzyka inwestycyjnego. O tym często zapomina się w debacie publicznej, ale duzi uczestnicy stosunków gospodarczych oprócz ryzyka finansowego, analizują także ryzyko ustrojowe inwestycji. I kiedy zwracają się do mnie w tym zakresie inwestorzy zagraniczni o sporządzenie oceny ryzyka ustrojowego inwestowania w Polsce, to niestety, ale od trzech lat zaczęli pytać o prawdopodobieństwo wyjścia Polski z UE i pytania te są faktem obiektywnie istniejącym.
Niezależnie od tego, że scenariusz polexitu jest mało realny, ale fakt, że mówi o nim największa partia opozycyjna sprawia, że najwięksi inwestorzy, kredytodawcy, biorą go pod uwagę przy kalkulowaniu ryzyka inwestycyjnego czy oprocentowania kredytów zaciąganych przez rząd czy prywatne przedsiębiorstwa. Każdy bank i duży inwestor bierze takie uwagi pod rozwagę i wpisuje je w ryzyko, co ma swoje finansowe konsekwencje – konkretne miliardy kosztów, których można uniknąć. To powoduje negatywne konsekwencje dla gospodarki i państwa. W tej bieżącej perspektywie wpisanie do konstytucji członkostwa w UE jest czymś pozytywnym, co minimalizuje to ryzyko i niepewność. Gdyby ten projekt został zgłoszony w bieżącej kadencji Sejmu i uzyskał poparcie przynajmniej obu głównych partii politycznych, to dla naszych partnerów byłby to kolejny pozytywny komunikat, jeśli chodzi o stabilność i przewidywalność tego, co dzieje się w Polsce.
A partia rządząca? Prawo i Sprawiedliwość z jednej strony wskazuje na konkretne wady UE, a z drugiej jest atakowane politycznie przez Konfederację.
To kwestia wyważenia, ale punktem wyjścia powinno być założenie, że co jest dobre dla Polski jest zarazem korzystne dla każdej polskiej partii politycznej. Jeśli spojrzymy czysto partyjnie, to są oczywiście pewne ryzyka. Badania opinii publicznej pokazują, że wzrasta zaufanie Polaków do UE. Widać wyraźnie, że ten euroentuzjazm nie słabnie. To musi uwzględniać partia rządząca. Wszelkie uniki, zygzaki, mogłyby być odbierane jako potwierdzenie, że coś może być w narracji o polexicie. Myślę jednak, że taka inicjatywa konstytucyjna byłaby korzystna dla PiS. Niezdecydowani wyborcy uzyskaliby w ten sposób potwierdzenie, że nie ma zagrożenia polexitem.
Z kolei Konfederacja skupia wyborców protestu, którzy i tak nie będą głosować na PiS. Jest mało prawdopodobne, by te grupy udało się przekonać. To niewielki elektorat, a przy tym to bardziej głos protestu, który i tak jest na "nie". Uznaje on, że polityka europejska prowadzona przez partię rządzącą – pomimo odmiennej retoryki – właściwie nie odbiega od polityki prowadzonej przez poprzedników. Aby przekonać tych wyborców do siebie partia rządząca musiałby dokonać aktów spektakularnych, jak ogłoszenie wyjścia Polski z UE, co nie wchodzi w rachubę. Nawet partia masowa, odwołująca się do potrzeb i interesów dużych grup społecznych, nie jest w stanie zaspokoić oczekiwań wszystkich grup społecznych. I to jest ten przypadek.
Strajk nauczycieli zdominował kampanię wyborczą w ostatnich tygodniach. Co może się jeszcze wydarzyć do wyborów?
Nie spodziewam się istotnych zmian, jeśli chodzi o zaplanowane wydarzenia społeczno-polityczne. Raczej będziemy świadkami tego, co już odnotowujemy od miesięcy. Zarysował się podział na formację rządzącą, która przedstawia propozycje adresowane do dużych grup społecznych i je realizuje oraz na opozycję antyrządową, która (wyjątkami w postaci PSL, Kukiz 15, Konfederacja) formułuje zarzuty, ale nie jest w stanie zaproponować czegoś głębszego, konstruktywnego. Nie spodziewam się zmian w tym zakresie. Jeśli do tej pory, przez kilka lat działalności w opozycji nie udało się wypracować całościowych, spójnych wewnętrznie propozycji, to już się to nie stanie.
Jednak Grzegorz Schetyna na sobotniej konwencji Koalicji Europejskiej nawiązał do sytuacji w służbie zdrowia i przedstawił konkretne zapowiedzi. Czy to jest temat, który może pomóc opozycji, czy też zostanie szybko zapomniany?
Bez wątpienia temat służby zdrowia jest jednym z istotniejszych, ale jeśli spojrzymy na niego z punktu widzenia dużych grup społecznych, to mało, kto dzisiaj bierze pod uwagę, że ulegnie to zmianie. Kwestią istotną jest zaufanie. Jeśli formacja przez osiem lat nie była w stanie zmodernizować służby zdrowia, a w ciągu ostatnich trzech lat działalności opozycyjnej przedstawić konstruktywnej, całościowej i spójnej wewnętrznie propozycji, to jest mało prawdopodobne, że nagle uda się to zmienić. Oczywiście, może zdarzyć się cud objawienia, ale jak na razie, żadne znaki na to nie wskazują. Cząstkowe zapowiedzi są bez znaczenia dla wyborców. Na podstawie wieloletnich doświadczeń, Polacy traktują je z przymrużeniem oka. Programy dotyczące ochrony służby zdrowia są wieloletnie i nie ma możliwości, by z dnia na dzień coś uległo zmianie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.