Terlikowski: Katolicy muszą narzucać tematy w życiu publicznym
Profesor Grzegorz Kucharczyk w rozmowie z DoRzeczy.pl powiedział, że katolicy w reakcji na brutalne ataki powinni się organizować, tworzyć własne organizacje, media, „bez oglądania się na biskupów”. Czy to w ogóle realne?
Dr Tomasz Terlikowski: Generalnie nie lubię reaktywnego działania. Na pewno potrzebne są nam katolickie media, religijne, prowadzone przez świeckich, nie diecezje. Na pewno potrzebne są na think tanki, prezentujące wrażliwość katolicką, a nie tylko konserwatywną czy prawicową i patriotyczną. Niewątpliwie potrzebne są nam instytucje, sprawnie broniące wartości. Powinni je tworzyć świeccy, nie biskupi, bo biskupi mają do spełnienia po prostu inną rolę. Ale nie powinno to być reakcją, czy odpowiedzią na jakieś działania przeciwników wiary.
Dlaczego?
Ponieważ polski katolicyzm potrzebuje silnego zaplecza intelektualnego. Tak, żeby to on wyznaczał agendę, a nie był odpowiedzią na agendę wyznaczaną przez przeciwników Kościoła. Zamiast się wdawać w kolejne wojenki, należy wreszcie pewne tematy zacząć dyktować. Ale do tego faktycznie konieczne są media i silne instytucje.
A jakie agendy mogłaby narzucać katolicka opinia?
Dlaczego udało się wprowadzić prawną ochronę życia w latach 90.? Bo to my wyznaczyliśmy temat. Teraz tych tematów też jest wiele. To choćby temat rozsądnej obecności Kościoła instytucjonalnego w świecie. To jest stosunek do rozmaitych elementów tożsamościowych. Prawo i Sprawiedliwość doszło do władzy właśnie umiejętnie narzucając własną agendę. Z tym, że PiS zrobiło to jako prawica patriotyczna, a nie katolicka. Tematy światopoglądowe są dla PiS-u tematami groźnymi. Jeśli chodzi o tematy niezwykle pilne dla katolików, to przypomnienie dziedzictwa i nauki św. Jana Pawła II. Jest rzeczą znamienną, że gdy ktoś w Polsce chce zbadać nauczanie papieża Polaka, więcej źródeł znajdzie w Stanach Zjednoczonych, niż w ojczyźnie świętego. Jest owszem Instytut Jana Pawła II w Warszawie, są inne ośrodki, ale jest ich zdecydowanie za mało.
„Druga strona”, czyli obóz liberalny nie może narzekać na brak ośrodków, czy własnych pism.
Jest choćby „Liberte!”, ale też „Kultura liberalna”, „Krytyka polityczna”. Po stronie katolików świeckich tego jest znacznie mniej. Oczywiście różne pisma i organizacje są, ale cierpią chociażby na brak funduszy. A bez środków finansowych mocnych instytucji się nie zbuduje.
Jest jeszcze jeden problem – można odnieść wrażenie, że polscy świeccy stali się bardziej wyznawcami nie Kościoła, lecz konkretnych partii politycznych, że dla polskich katolików częściej ważniejszy jest głos partyjnego lidera, niż proboszcza, czy biskupa?
Ale przy tworzeniu takich think tanków, czy mediów, decydujący nie powinien być głos biskupa – bo wtedy takie ośrodki byłyby po prostu wykonawcą linii diecezji. Tymczasem potrzeba namysłu nad wiarą, kondycją Kościoła. Natomiast faktycznie – w Polsce społeczeństwo podzieliło się nie tyle na wyznawców katolicyzmu i jego wrogów, nawet nie na wyznawców partii – PiS-u i PO, ale na wyznawców PiS-u i antypisu.
Kościołem targa wiele problemów. Czy wierni świeccy powinni się angażować w sprawy oczyszczenia Kościoła w takich kwestiach jak skandale pedofilskie?
Bez oczyszczenia, nie ma prawdziwego świadectwa. To oczyszczenie musi więc nastąpić. A wiemy, że bardzo trudno jest oczyszczać własne środowisko. Bardzo trudno jest przełamać solidarność zawodową. Oczyszczenia Kościoła nie da się dokonać bez osób świeckich. Także z tego względu, że są sprawy, na których osoby świeckie po prostu lepiej od duchownych się znają. Na przykład tak podnoszona kwestia tematu zwalczania nadużyć seksualnych. Świecki seksuolog, czy psycholog będzie w tym temacie lepszym ekspertem niż biskup. Biskup natomiast będzie lepszym autorytetem w dziedzinie teologii. Bez wątpienia zaangażowanie świeckich jest obowiązkiem i koniecznością.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.