Ks. prof. Bortkiewicz: Oglądałem film Sekielskiego wręcz z fizycznym bólem
Na platformę YouTube trafił długo zapowiadany film Tomasza Sekielskiego o pedofilii w Kościele "Tylko nie mów nikomu". Jak ksiądz profesor go skomentuje?
Oglądałem ten film wręcz z fizycznym bólem. A zarazem ze świadomością, że to uczucie jest niczym w porównaniu z bólem ofiar, z tym straszliwym dramatem, zdeptaniem miłości, godności, zniszczeniem zaufania, zabiciem dzieciństwa. Do tego dochodzi świadomość bólu i dramatu zmierzenia się tych ofiar z przeszłością. Jest uderzające to, że ci ludzie tak naprawdę chcą tylko tego, by sprawcy – duchowni wiedzieli. By wiedzieli, czego się dopuścili: że zniszczyli, że okaleczyli. To, że ofiary nie żądają w pewnym sensie niczego więcej jest bardzo mocne.
Temu podstawowemu wrażeniu, czy też uczuciu, towarzyszy poczucie wstydu z tej racji, że my, jako Kościół, my jako duchowni, przede wszystkim nie potrafimy sprostać temu, o czy tak dobitnie mówi w filmie ks. abp Marek Jędraszewski: „Kościół musi być nieskazitelnie stanowczy w piętnowaniu zła, w walce ze złem”. Są jeszcze inne uwagi, niejako drugorzędne, które mają charakter krytyczny, ale nie chciałbym ich w tym miejscu wypowiadać, by nie zmienić podstawowej treści mojej wypowiedzi: jest ból – jest poczucie winy – jest nadzieja zmiany.
Autorzy przeprowadzili kilkadziesiąt rozmów z osobami, które w dzieciństwie były molestowane przez księży. Czy ten dokument może przyczynić się do oczyszczenia Kościoła?
Film jest bardzo poruszający. Nie chcę oceniać powodów, dla których p. Sekielski wyprodukował ten dokument, ale niezależnie od intencji – film może stać się wielką pomocą w życiu Kościoła w Polsce. Film wskazuje bezpośrednio na zaniedbania, więcej – na skandaliczne grzechy instytucji kościelnych, nie podejmujące stosownych procedur. Ale to zarazem wskazuje, że te procedury są. Nawet jeżeli autorzy filmu mylą bycie księdzem, które ma charakter sakramentalny z pozbawieniem księdza funkcji sprawowania posług kapłańskich, bo można nie sprawować tych funkcji, zostać przeniesionym do stanu świeckiego, ale pozostać w sensie nienaruszalności sakramentu księdzem, to nie jest to istotne.
Istotne jest to, że są procedury, przepisy, sankcje kościelne, które wyznaczają normy karne w stosunku do przestępcy. Ale te normy są bagatelizowane, zaniedbywane. I tutaj nie ma innej refleksji jak ta, że to się musi bezwzględnie zmienić. Trzeba też zwrócić uwagę na całość kontekstu kulturowego, w którym my księża żyjemy, i w którym żyją kandydaci do kapłaństwa. To oznacza konieczność przypominania norm etyki seksualnej autentycznie katolickiej, wedle zasad św. Pawła VI, św. Jana Pawła II, Benedykta XVI. Nie można tego zapominać.
Oprócz prezentowania spraw znanych, Sekielscy ujawniają dwa nieznane dotąd przypadki pedofilii. Pierwszy dotyczy księdza Franciszka Cybuli, byłego spowiednika i kapelana Lecha Wałęsy w "Solidarności" i Belwederze.
Nie będę ukrywał, że ten fragment filmu wywołał we mnie największe przerażenie. Spróbuje wyjaśnić dlaczego. Początkowa sekwencja dokumentu pokazuje rozmowę ze starym kapłanem w Kielcach. Ten człowiek emeryt, bardzo oszczędnie co prawda, ale przyznaje się do winy. Wspomina o tym, że rozlicza się w jakimś sensie codziennie przed Bogiem, pamiętając w składanych ofiarach mszy świętej o swoich ofiarach, ofiarach swoich przestępstw. Nawet ten gest kanonika, który prosi o przebaczenie i chce ucałować dłoń swojej ofiary, ale rozumie jej opór budzi pewne refleksje. Być może jest to pierwszy taki gest tego człowieka. Wspominam o tym dlatego, że kadry pokazujące ks. Cybulę uderzają w tym zderzeniu jakimś wręcz cynizmem, straszliwym zaplątaniu w złu. To jest przerażający stan rzeczy, wręcz modelowo pokazujący do czego może doprowadzić zło, z którym człowiek pozostaje sam na sam.
Drugi przypadek to ks. Eugeniusz M., były kustosz sanktuarium w Licheniu. W filmie jego ofiara nie występuje, Sekielscy odczytują natomiast list z oskarżeniami. Potwierdzają też w zakonie, że w sprawie M. interweniował Watykan.
Tak, to także bulwersująca sprawa. Ona zyskuje na swojej dramaturgii w momencie ujawnienia, że autor tego oskarżenia, sam jest księdzem. Choć sam dodaje, że poprzez to wyznanie chce okazać swoją solidarność z ofiarami, chce pokazać – „nie jesteś sam”, to może w tym ujawnieniu tożsamości jest coś więcej. Jest jakaś próba ekspiacji za grzechy braci w kapłaństwie.
Podany przykład jest znamienny także dlatego, że o ile zasługi polityczne czy społeczne ks. Cybuli mogą być dyskutowane, o tyle monumentalna bazylika w Licheniu może zostać w tej chwili jakby „podważona” poprzez grzechy jej budowniczego. Zdecydowanie nie można przekreślać zasług budowniczego Bazyliki i jej kustosza, tak jak nie można bagatelizować działań przestępczych w innej sferze. To trochę tak, jak z Dawidem, który dopuścił się podwójnego zła, korumpując władzę – uwodząc Batszebę i zabijając jej męża, ale zarazem wybudował Panu świątynię.
Tomasz Terlikowski w rozmowie z DoRzeczy.pl powiedział, że według jego informacji te dwie historie są prawdziwe. Jak dodał, czas odejść od zastanawiania się, czy fakty są atakiem, ale wyciągnąć wnioski.
Zgadzam się z tym, że trzeba wyciągnąć wnioski. Trzeba podjąć w sposób realny, konsekwentny, bezwzględny procedury kościelne przepisane w tym temacie. Kościół musi okazać tutaj jasne stanowisko w przyszłości. To, że ten kierunek myślenia generalnie jest obecny, świadczył choćby ten szczególny akt pokuty Kościoła w Polsce na początku tegorocznego Wielkiego Postu. Mocne i przejmujące są słowa Prymasa Polski i przewodniczącego Konferencji Episkopatu. Jestem pewien, że za tymi słowami pójdą czyny.
Mając tę świadomość wysiłku pokuty i nawrócenia, nie mogę jednak pominąć tego stwierdzenia Tomasza Terlikowskiego, że nie warto zastanawiać się, czy fakty są atakiem. Przypominają mi się słowa św. Jana Pawła II z Olsztyna, z 1991 r.: „Prawda zostaje poniżona także wówczas, gdy nie ma w niej miłości do niej samej i do człowieka”. Zgadzam się z tym, że przedstawione zostały nam fakty. Warto może jednak zapytać nawet nie w imię czego (zdaję sobie sprawę, że pierwsza odpowiedź zabrzmi: w imię ofiar, i ja to szanuję), ale warto zapytać – dlaczego teraz? Dlaczego teraz, gdy jesteśmy świeżo po prezentacji „eklezjologii” Jażdżewskiego–Tuska, gdy w całym paśmie profanacji dokonuje się poniżenie osoby Matki Bożej, gdy ta zajadle walczy się właśnie z katolicką wizją godności człowieka i godności miłości? Stąd osobiście wyciągam dwa wnioski: jeden to ten, by włączyć się w dzieło pokuty i nawrócenia mojego Kościoła. A drugi, to ten, by bronić Kościół jako święty Kościół grzesznych ludzi.
Ks. Isakowicz-Zaleski napisał za to na Twitterze, że w filmie uderzają nieporadne i niekonsekwentne, a często nieszczere, działania władz Kościoła w zwalczaniu zła.
Tak, ten brak konsekwencji jest istotnie porażający. Oczywiście, musimy pamiętać, że w wielu przypadkach mamy do czynienia z sytuacjami, które wymagają weryfikacji. W dobie, w której mnożą się oskarżenia o przestępstwa zadawnione, niemożliwe do weryfikacji, jak choćby w stosunku do ks. Jankowskiego, czy pojawiają się oskarżenia nieprawdziwe - może występować pewien sceptycyzm. Ale nawet sceptycyzm nie usprawiedliwia arogancji, a zawłaszcza grzechu zaniechania w sytuacji, w której mamy do czynienia z orzeczonymi faktami. To choćby przykład dopuszczania skazanego wyrokiem księdza do pełnienia posługi wśród dzieci czy młodzieży. Ale to przede wszystkim przykłady zaniedbania ze strony niektórych przełożonych kościelnych.
Wielu komentatorów wskazuje, że drogą do oczyszczenia nie jest udawanie, że nie ma problemu. Tomasz Terlikowski zauważył także, że problemu nie rozwiąże się bez rozwiązania sprawy homolobby w Kościele, ponieważ jego struktury chronią przestępców.
Zgadzam się w pełni z tym, że zmowa milczenia jest najgorszym złem w tej sytuacji. Ale zwróciłbym też uwagę na jeszcze jedno. W filmie pani psycholog mówi o tym, że większość omawianych przypadków to są "czyny pedofilskie, które są dokonywane zastępczo”. Całość jej wypowiedzi rozumiem w tym sensie, że u podstaw tych czynów przestępczych jest pewna potrzeba zaspokojenia za wszelką cenę, za pomocą możliwych środków, czyli w tym wypadku przedmiotowo wykorzystanych dzieci, potrzeb seksualnych. Jeszcze inaczej ujmując - czyny pedofilskie są zaspokojeniem przyjemności seksualnej, która mogłaby być przy innych możliwościach „zasobach osobowych” zrealizowana na sposób np. homoseksualny. U podstaw dramatu jest zatem sposób rozumienia seksualności jako zaspokojenia hedonizmu i libido. A to koncepcja, która w równej mierze jest promowana przez rewolucję seksualną od 1968 r., jak i krytykowane przez nauczanie Kościoła. Wspominam o tym dlatego, że problemu nie rozwiążemy bez w równej mierze likwidacji homolobby, jak i likwidacji homokultury.
W filmie pada jasna sugestia, że o wszystkim wiedział Jan Paweł II. Czy tego typu sugestie mają jakiekolwiek oparcie w faktach?
Te sugestie to podstawowa uwaga krytyczna wobec filmu. Ona nie ma faktycznie pokrycia w faktach. Przywoływana w filmie poufność „Crimen sollicitationis” jest oczywista, jeśli przyjmie się fakt, że nie każde oskarżenie jest zasadne, a zatem upublicznianie każdego oskarżenia byłoby niejednokrotnie po prostu zniesławieniem. Nie przypomina się natomiast faktu, że św. Jan Paweł II wydał stosowne instrukcje dla episkopatów amerykańskiego i irlandzkiego, gdzie te problemy były najbardziej dramatyczne. Nie wspomina się, że w 2001 r. wydany został list apostolski „O ochronie świętości sakramentów”, gdzie potwierdzono, że wykorzystywanie seksualne nieletnich jest jednym z najcięższych grzechów. Nie ma mowy o działaniach Kongregacji Nauki Wiary kierowanej przez kard. Ratzingera i normach wykonawczych tejże Kongregacji z 2001 r. Próbuje się to zbanalizować, a sekwencje poszukiwań kard. Dziwisza - przepraszam, ale psują wrażenie profesjonalizmu twórców filmu.
Jak wyglądają zatem procedury wobec przestępstwa pedofilii w Kościele?
Nie jestem w stanie przedstawić szczegółowych norm. Wymagałoby to szerszego omówienia. Chcę jedynie zwrócić uwagę, że aktualne procedury zostały opracowane w Kościele w Polsce, po nowelizacji kodeksu karnego, gdy do art. 240 została dodana sankcja: "kto nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Wcześniej instytucje niepaństwowe i osoby prywatne obowiązywał jedynie tzw. "obowiązek społeczny" zgłaszania do organów ścigania przypadków wykorzystywania seksualnego dzieci, po nowelizacji kodeksu karnego jest to kwestia prawnego obowiązku zgłaszania takich przypadków.
Szczegółowe normy zostały wyrażone w dokumencie Episkopatu "Wytyczne dotyczące wstępnego dochodzenia kanonicznego w przypadku oskarżeń duchownych o czyny przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu z osobą niepełnoletnią poniżej osiemnastego roku życia”. Wedle tego dokumentu przełożony kościelny ma obowiązek zapoznać się z rozstrzygnięciami strony świeckiej i uwzględnić je w swoich decyzjach. Jednak nie jest on związany w swym postępowaniu wyrokiem skazującym organów państwowych.
Strona kościelna przeprowadza swoje dochodzenie, które obejmuje trzy kroki: przyjęcie zgłoszenia od osoby skrzywdzonej; badanie faktów, okoliczności i dowodów; oraz gromadzenie dokumentacji, której przygotowanie jest celem dochodzenia. Jeżeli ujawnione fakty dotyczyłyby bieżących wydarzeń, ordynariusz lub przełożony ma prawo do odsunięcia oskarżonego go od powierzonych zadań, określenie pobytu w jakimś miejscu lub terytorium, a nawet zakaz publicznego uczestnictwa w Najświętszej Eucharystii. Na mocy najnowszych dokumentów papieża Franciszka pojawiły się dodatkowe przepisy dotyczących przełożonych kościelnych. Ich ważnym elementem stała się możliwość usunięcia z urzędu kościelnego z przyczyn takich jak opieszałość czy zaniedbanie przełożonego w kwestii dochodzenia do prawdy, jeśli takie działania wyrządziły szkody pojedynczym osobom bądź wspólnocie. Naprawdę mamy normy i procedury. Potrzebna jest konsekwencja.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.