Prof. Kucharczyk: Dziś słowa ksiądz, czy biskup, nie muszą oznaczać osoby wierzącej
Film braci Sekielskich wstrząsnął opinią publiczną. Pojawiły się jednak głosy, że mamy do czynienia z atakiem na wiarę, przed którym Kościoła należy bronić. Inni podnoszą, że film ujawnił patologie, Kościół potrzebuje natychmiastowego oczyszczenia. Pana zdaniem, która z tych narracji jest prawdziwa?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: Jedna i druga. Bo faktycznie trudno wierzyć w to, by tym, którzy zdemaskowali haniebne i obrzydliwe czyny duchownych, chodziło o oczyszczenie i odnowę Kościoła. Czy o to, by Kościół odzyskał linię moralną. Im nie o to chodzi. Nie zmienia to faktu, że historie opisane w filmie są prawdziwe. Teraz przede wszystkim trzeba być blisko ofiar. I pozbywać się z szeregów duchowieństwa dewiantów. A sprawy wypalać gorącym ogniem. To główne zadanie pasterzy Kościoła w Polsce. Jest jeszcze jedna sprawa.
Jaka?
Należy poważnie zastanowić się nad formacją kapłańską w Kościele. Pochylić się nad tym, co dzieje się w seminariach. Ale zadaniem numer jeden jest pozbycie się dewiantów. I pamiętać trzeba o jednym. W szóstym rozdziale Ewangelii św. Jana czytamy, że Pan Jezus nie przejmował się liczbą swoich uczniów, ale ich jakością. Wielu uczniów odeszło od Niego, mówiąc „to są twarde słowa, kto jest ich w stanie słuchać”. I Jezus nie mówił do nich „zostańcie, zostańcie”, ale pozwolił im odejść. Przy przyjmowaniu do seminariów nie powinno się kierować liczbą, ale jakością kandydatów. Papież Benedykt XVI wydał wyraźne instrukcje, by jeśli jest choć cień podejrzeń skłonności, powinno się takiej osoby nie przyjmować do seminarium. Pytanie, czy te zalecenia są repektowane.
Skoro film podał fakty, dlaczego stwierdził Pan, że słowa o ataku też są prawdziwe?
Dobra propaganda zawsze podaje fakty i umiejętnie je wykorzystuje. Wątpliwości co do filmu Sekielskiego jest kilka, wystarczy wymienić choćby nieprzypadkową moim zdaniem datę emisji – na dwa tygodnie przed wyborami, do tego udział Sekielskiego w promujących wybory filmikach obok Nergala, wreszcie – pominięcie w samym filmie istotnego wątku współpracy opisanych duchownych ze Służbą Bezpieczeństwa. Opisane zdarzenia to jednak fakty. Problem pedofilii faktycznie istnieje, lekceważyć go nie można, przeciwnie, powtórzę raz jeszcze – wypalać gorącym ogniem.
Niedawno mówił Pan, że polski Kościół może podzielić los irlandzkiego. Aby tak się nie stało, potrzeba radykalnych działań. Wszyscy liczą na Episkopat. Ale czy jeśli on zawiedzie, uratowanie Kościoła spoczywać będzie w rękach świeckich?
Rolę świeckich upatrywałbym w tym, żeby przede wszystkim powinni się zorganizować wokół zdrowej nauki. Zdrowej, to znaczy integralnej, ale bez zamykania oczu na zło, które w kuriach, czy seminariach, w których zbytnio pachnie lawendą, się dzieją. Żeby było jasne – nie może to być taki neoprotestancki bunt przeciw biskupom. Ale ruch wspierający tych księży i biskupów, którzy wierzą w Boga.
A są tacy, którzy nie wierzą?
Doszliśmy do takiego etapu, w którym słowo ksiądz, nawet biskup, nie oznacza automatycznie osoby wierzącej. Przecież takich obrzydliwości jak opisane w filmie Sekielskich, mogą dopuścić się tylko osoby nie wierzące, albo mające z wiarą ogromny problem. Dlatego wierni organizować się powinni nie przeciwko biskupom, ale niezależnie od nich, nie oglądając się na nich. Kierując się maksymą św. Jana Pawła II „Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.