Metoda "na wnuczkę"
Ledwie przewodniczący PO Grzegorz Schetyna i „premier” jej gabinetu cieni (zresztą, według stron internetowych PO – nadal „urzędujący”) ogłosił, że kandydatką na premiera opozycji będzie Małgorzata Kidawa Błońska, znany ze skłonności do kadzenia PO redaktor Nizinkiewicz ogłosił, że „jedno można powiedzieć na pewno”: ma ona „papiery na premiera RP”, bo jest prawnuczką byłego prezydenta Wojciechowskiego i byłego premiera Grabskiego.
Nie był to wyskok jednego pochlebcy, bo narracja o pradziadkach została podchwycona i bardzo mocno nagłośniona, czego ukoronowaniem była okładka tygodnika „Polityka”, portretująca kandydatkę ze sławnymi przodkami w tle.
W jakimś sensie to zrozumiałe, bo, z całym szacunkiem, poza pochodzeniem trudno znaleźć atut kandydatki godny promocji – w regularnych badaniach opinii o politykach w kategorii „nie znam” przegrywa tylko z Adrianem Zandbergiem. Ale przecież zastosowanie w opozycyjnej polityce metody „na wnuczka”, a ściślej, „na prawnuczkę”, to kopernikański przewrót. Jak dotąd informowanie o przodkach polityków stronnictwa III RP, ba, samo pytanie o nich, uchodziło za lustracyjne szambo, ubeckie metody, a także, na wszelki wypadek, antysemityzm.
Pytam więc, czy ten przewrót dokonuje się konsekwentnie? Czy teraz już będzie wolno „ludziom przyzwoitym i na pewnym poziomie” wiedzieć o członkostwie w KPZU ojca redaktora Michnika i zbrodniach sądowych jego brata? Czy analogicznie jak w przypadku „kandydaty na premierę” można będzie wnioskować o „papierach” do uczestnictwa w życiu publicznym pana Cimoszewicza, pana Sznepfa-Schnepfa? Albo sędziego Safjana do sądzenia a reżyser Holland do wygłaszania kazań? A jak któryś z „pisowskich” tygodników da okładkę politycznego przeciwnika razem z dziadkiem, który w 1920 szedł na Warszawę z Budionnym – nie będzie wrzasku?
Odpowiedzi proszę nie przysyłać pocztą ani w inny sposób. Domyślam się jej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.