Rządzili nami idioci czy oszuści?
Kandydatury Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicz na sędziów Trybunału Konstytucyjnego rozgrzały – wydawało się, że już zapomniany – temat sądownictwa. Padają oskarżenia o upolitycznienie i robienie kpiny z państwa, o zniszczenie trójpodziału władzy etc.
Nie zamierzam bronić tych kandydatur, oceniam je negatywnie (zresztą niewykluczone, że kandydatura Piotrowicza zostanie cofnięta). W tej sprawie jednak od samych postaci kandydatów ciekawsze jest co innego. Nie pisowski walec, który przejechał przez Trybunał (bo o tym ciężko powiedzieć coś odkrywczego po 4 latach), ale reakcja różnej maści autorytetów prawniczych, które wieszcząc (kolejny raz) łamanie praworządności, pokazują rządzącą tym środowiskiem hipokryzję.
Aby spojrzeć z odpowiednim dystansem na obecne upolitycznienie TK oraz tego, jak do tej sytuacji mogło dojść, przypomnijmy może samą genezę tej niezwykłej awantury.
Zamach Platformy, odmach PiS-u
W listopadzie 2015 roku, czyli tuż po przejęciu władzy przez PiS, przegłosowano uchwały unieważniające wybór pięciu nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, których Sejm wybrał pod koniec rządów PO. Czemu PiS to zrobił?
Sprawa dotyczy wyboru sędziów TK, gdy PO była jeszcze u władzy. 8 października Sejm, w którym większość miała PO i PSL wybrał pięciu nowych sędziów. Problem w tym, że nie powinni tego robić. Trójce sędziów kadencja kończyła się dopiero 6 listopada i tylko do wyboru tej trójki był uprawniony stary Sejm. Kadencja pozostałej dwójki sędziów trwała odpowiednio do 2 i 8 grudnia. I to o tę dwójkę rozpętała się cała burza.
Jak pisze prof. Lech Mażewski w swojej pracy poświęconej konfliktowi wokół TK „poseł Robert Kropiewnicki z Platformy Obywatelskiej tłumaczył, dlaczego konieczny jest wybór tych 5 sędziów (…). Z jego wypowiedzi wynikało, że w pełni zdawano sobie sprawę z niekonstytucyjności tego rodzaju rozwiązania prawnego, ale dla koalicji PO-PSL nie miało to znaczenia” (Wiele hałasu o nic?, s. 95).
PO próbowała dokonać skoku na Trybunał Konstytucyjny i zablokować jakąkolwiek decyzyjność nowego rządu, skazując go na permanentny imposybilizm. A jak pisałem w tekście „PiS wygrywa, ale się nie cieszy”, Kaczyński nie może do tego dopuścić.
„Sprawczość” to jeden z fundamentów, na których oparty jest PiS. Ale nawet pomijając punkt widzenia Kaczyńskiego, to chodzi tutaj o samo państwo, które nie może sobie pozwolić na sytuację, w której przez kilka lat pozostaje pop prostu niesterowne. Bo nie ma się co łudzić – takim właśnie by się stało, gdyby PiS nie zareagował. Prawno-polityczny marazm jest oczywiście sennym marzeniem różnej maści liberałów, dla których samo pojęcie polityczności jest obmierzłe.
PiS zatem na bezkompromisowe oszustwo PO zareagował równie bezkompromisowym walcem politycznym, rozjeżdżając Trybunał i odwołując wszystkich pięciu sędziów. Owszem powinien odwołać jedynie dwójkę, tak samo prezydent powinien przyjąć ślubowanie od pozostałej trójki – to prawda. Postąpiono inaczej i to do przyszłej władzy będzie należeć decyzja o ewentualnych konsekwencjach. Nie ma jednak wątpliwości, że to właśnie działania PO umożliwiły PiS-owi „przejęcie” Trybunału. Piszę w cudzysłowie o przejęciu Trybunału, bo wbrew niektórym mediom nie jest przecież jakieś prawnicze koło poselskie, które musi słuchać prezesa Kaczyńskiego (vide choćby były poseł PiS sędzia Pszczółkowski).
Świat się wali
Przypomnijmy też w jakiej atmosferze doszło do tych prawno-politycznych tańców. Otóż to że PiS wygra wybory w 2015 rok było raczej pewne od wielu miesięcy. Nikt się jednak nie spodziewał, że zdobędzie samodzielną większość. Liczono, że nawet po wygranej, Kaczyński przez brak koalicjanta nie będzie sprawował władzy.
Ponadto za absolutny pewnik uznawano zwycięstwo Bronisława Komorowskiego. Sukcesu Andrzeja Dudy nikt się nie spodziewał, co następnie przyznał sam Kaczyński. Uznawano, że nawet jak PiS wygra wybory, to pozostanie „nasz” prezydent, który wszak nie należy do najbardziej autonomicznych polityków III RP i będzie raczej postępował tak, jak tego wymaga „dobro demokracji” i interes „demokratów”.
A tu nagle zdarzył się cud polityczny. Wybory prezydenckie nie tylko wygrał kandydat PiS-u, ale tez nagle wyrosła trzecia siła w postaci Pawła Kukiza, który mógł posłużyć jako ewentualny koalicjant. Kaczyński u władzy stał się nagle realnym scenariuszem. Świat PO zaczął się po prostu walić w gruzy. Trzeba było działać i to szybo. Stąd zamach na Trybunał, stąd też „odmach” PiS-u.
Jak wskazuje cytowany już prof. Mażewski (a zatem postać, którą ciężko uznać za apologetę post-solidarnościowej formacji Kaczyńskiego), „koalicja PO-PSL” chciała skonstruować taki skład TK, aby zabezpieczyć się na wypadek spodziewanej utraty władzy”. Dalej Mażewski wskazuje, że to właśnie w momencie przepchnięcia dwóch sędziów „na zapas” załamał się autorytet Trybunału, który „sam staje się stroną trwającego konfliktu, co szczególnie będzie widoczne po zachowaniu prezesa A. Rzeplińskiego” (s. 105). TK w zamyśle nowych, niekonstytucyjnych przepisów miał się stać „instytucjonalną opoką tracącej władzę dotychczasowej koalicji PO-PSL” (s. 102).
Dlaczego milczeli?
I tutaj możemy przejść do clou tekstu. Zgodnie z postanowieniami ustawy o Trybunale Konstytucyjnym sędzią TK może być osoba, która jest nieskazitelnego charakteru oraz wyróżnia się wysokim poziomem wiedzy prawniczej. To oczywiście nie jedyne wymogi, ale na te dwa zwróćmy szczególną uwagę.
Bo jak do tego doszło, że gdy Platforma Obywatelska robiła swój zamach to nikt z naczelnych autorytetów nie kiwnął nawet małym palcem u nogi w lewym bucie? Dlaczego nikt nie krzyczał? Przecież przy analogicznym „odmachu” nikt się nie krępował. Nie do pomyślenia jest fakt, by w tak zacnym gronie znawców i znawczyń to zwykła ludzka hipokryzja i oportunizm decydowały o podejmowaniu działań na rzecz obrony demokracji.
Dlaczego nikt nie protestował gdy np. w 2013 roku prezydent Komorowski wprowadził projekt ustawy zmieniającej TK, a później okazało się, że autorami tegoż projektu byli… sędziowie TK. Ot przykład pierwszy z brzegu. Jest ich więcej. Jest sędzia Łączewski, sędzia Tuleya… jest z czego wybierać.
Idioci czy oszuści?
Mając w pamięci, że sędziami TK mogą być jedynie osoby o nieskazitelnym charakterze i wysokiej wiedzy prawniczej oraz biorąc pod uwagę, że ani ówcześni sędziowie TK, ani ci będący kandydatami w 2015 roku nie protestowali przeciw działaniom PO, należy zadać sobie pytanie – są oni idiotami czy oszustami? Trzeciej możliwości nie widzę.
Jeżeli nie protestowali, faktycznie mają „nieskazitelne charaktery” i nie wiedzieli, że PO robi coś, czego robić nie powinna, to oznacza, że nie posiadają odpowiedniej wiedzy do pełnienia tak ważnej funkcji, a zatem są idiotami. Druga możliwość mówi coś przeciwnego – doskonale sobie zdawali sprawę z przewałów Platformy, ale z pewnych względów przymknęli na nie oko (a gdy zamachnął się PiS, to bardzo szybko je ponownie otworzyli).
Ta druga opcja oznacza, że nie są idiotami, że faktycznie posiadają „wysoki poziom wiedzy prawniczej” predestynujący ich do sprawowania tak zaszczytnych funkcji w państwie, ale… są zwykłymi hochsztaplerami – oszustami działającymi czy to z pobudek politycznych, czy materialnych, czy też jeszcze innych.
Piszę to wszystko w kontekście ostatnich zawirowań wokół kandydatów oraz niedawnego wpisu Tomasza Terlikowskiego, który stwierdził, że Trybunał był prawdziwe niezależny od „swojego środowiska politycznego” za czasów profesorów Rzeplińskiego oraz Zolla. Oczywiście red. Terlikowski miał na myśli sprawę aborcji, w której to kierownictwo TK faktycznie pozostawało umiarkowanie konserwatywne, co wymagało niewątpliwej odwagi. Jednak państwo jako całość nie sprowadza się tylko do jednego zagadnienia. Nawet tak ważnego. Zogniskowanie całej afery narosłej wokół TK do kwestii aborcji nigdzie nas nie doprowadzi. Bardzo prawdopodobne, że tacy kandydacie jak Piotrowicz czy Pawłowicz byliby zależni od prezesa PiS. Jednak chciałoby się dodać, że to nic nowego w III RP.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.