‘’Rosyjska narracja niczym nam nie grozi, jeśli nie będziemy bezczynni”
Opisał Pan dość bulwersującą sprawę narady z udziałem rosyjskich ekspertów na temat tworzenia rosyjskiej narracji w sprawie II wojny światowej. Czy faktycznie to dla nas groźne i jak się przed tym bronić?
Marek Budzisz: To pokazuje pewne sposoby niuansowania tej narracji, którą Rosjanie chcą uprawiać. Warto pamiętać, że w naradzie uczestniczyli historycy związani z władzą. I ma to dla nas na pewno istotną wartość informacyjną. Natomiast ta narracja niczym specjalnym nam nie grozi, pod warunkiem, że nie będziemy bezczynni. Musimy to znać i odpowiednio wcześnie uprzedzać rosyjskie działania.
W jaki sposób?
Jeżeli Putin mówi na spotkaniu Wspólnoty Niepodległych Państw, że Wielka Wojna Ojczyźniana jest wspólnym doświadczeniem krajów Wspólnoty, i spotyka się to z dość umiarkowanym mówiąc delikatnie przyjęciem, to pokazuje nam gdzie powinniśmy działać. Powinniśmy przedstawić historię II wojny światowej nie z perspektywy Moskwy, ale Mińska, Kijowa, Kazachstanu, krajów Azji Środkowej. To nie jest narracja, która byłaby w smak Putinowi.
Dość charakterystyczną rzeczą jest to, że Rosjanie obawiają się historii rotmistrza Witolda Pileckiego, który walczył z obydwoma okupacjami. Czy możemy obawiać się, że Rosjanie spróbują na przykład zdyskredytować naszego bohatera?
Owszem to postać dla nich niewygodna, bo Rosjanie mają świadomość, że historię najlepiej opowiada się z perspektywy indywidualnych ludzkich losów. I historia Witolda Pileckiego łączy los ofiary dwóch totalitaryzmów. I dziś ta historia zaczyna budzić zainteresowanie na Zachodzie. Rosjanie mogą zacząć szukać innych, alternatywnych postaci wobec Pileckiego. Na przykład oficera Armii Czerwonej Aleksandra Peczerskiego, który zorganizował bunt więźniów w obozie w Sobiborze. Ale tę narrację też powinniśmy wyprzedzać.
W jaki sposób?
Oczywiście, że postać Peczerskiego i jego zasługi są niekwestionowane. Ale my powinniśmy pokazać, że Peczerski nie był w Związku Sowieckim postacią hołubioną, w zasadzie do końca życia był przemilczany z prostego powodu – był jeńcem. A Stalin każdego jeńca traktował jako zdrajcę. Dlatego Peczerski dziś jest dopiero w Rosji przypominany. Jednocześnie pomija się tam represje, którym został w okresie stalinowskim poddany.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.