Ziemkiewicz: "Gazeta Wyborcza" żyje wspomnieniem swojej dawnej potęgi
"GW" z ubolewaniem zauważyła, że rysunki Andrzeja Krauzego znalazły się w "Zachęcie".
Fantastyczna samodemaskacja ze strony "Gazety Wyborczej". Niewielu ludzi z Polski odniosło w swoich branżach taki sukces, jaki odniósł Andrzej Krauze. Długa lista najbardziej prestiżowych czasopism, do których rysował. Okazuje się jednak, że dla "GW" tym co kwalifikuje artystę do umieszczenia w narodowej galerii nie jest jego twórczość, ale przynależność do grupy towarzyskiej, która akurat daną galerię kontroluje. Przyznać trzeba, że to jedyna kwalifikacja, której Andrzejowi Krauzemu można odmówić.
Tymczasem "GW" twierdzi, że gdyby nie PiS, to Andrzej Krauze do Zachęty by nie trafił.
W pewnym sensie jest to prawda. Na takiej samej zasadzie, że gdyby nie PiS, to nie dokonałoby się też kilka innych rzeczy. Tego oczekujemy od rządu, czy Ministerstwa Kultury, że skoro już istnieją instytucje finansowane przez państwo, to mają pokazywać to, co jest najlepsze, a nie jedynie słuszne.
Może "GW" tęskni za pozycją monopolisty, gdy wskazywała, kto jest elitą, a kto nie?
"Gazeta Wyborcza" z jednej strony żyje wspomnieniem swojej dawnej potęgi, gdy artykuł w "GW" sprawiał, że przerażony premier odwoływał ministra, a muzeum, czy teatr zrywały wystawy. Dzisiaj mogą sobie tylko nakukać i to ich oczywiście boli i frustruje. Z drugiej strony starają się brać wzór z tego, co dzieje się na Zachodzie. Przypominam aferę związaną z Oscarami, gdzie grupa wariatek oskarżyła Akademię, bo wśród nominowanych zabrakło kobiet i kolorowych. Stephen King, który był jej członkiem odpisał, że on kieruje się tylko wartością artystyczną filmu i został skrytykowany, że to podejście nie do przyjęcia. Amerykanie na szczęście się przed tym obronili. Sądzę, że powinniśmy przyzwyczaić się do normalności, a normalnością jest to, że artysta, który ma dobry dorobek i sukcesy, jest promowany, a "GW" może zgrzytać zębami.
To może Andrzej Krauze powinien być wdzięczny za darmową reklamę?
Andrzej Krauze powinien być z tego powodu zadowolony. Gorzej by było, gdyby "GW" się go domagała, że powinno się go promować. Nie sądzę, by brand "Wyborczej" był na tyle silny, by jej hejt pomagał. Kiedyś było tak, że książka, która została skrytykowana przez "GW" miała dodatkowo kilkanaście tysięcy egzemplarzy, a teraz nikt nie zwraca uwagi na to, co ma do powiedzenia "GW".