Prof. Flis: Konwencje wyborcze nie mają większego znaczenia
W sobotę odbyły się konwencje wyborcze Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i Władysława Kosiniaka-Kamysza. Czy większą grupę wyborców przekonać może do siebie bardziej zdecydowanie antyrządowym przekazem kandydatka Koalicji Obywatelskiej, czy zdecydowanie bardziej pojednawczy, ale też dynamiczny przewodniczący Polskiego Stronnictwa Ludowego?
Prof. Jarosław Flis: Myślę, że w przypadku tych konwencji przepływy elektoratów będą bardzo nieznaczne. Oczywiście wszyscy te konwencje muszą robić, ale one nie mają większego znaczenia poza utwardzaniem własnego elektoratu i temu służą. Polska scena polityczna jest dziś dość stabilna. Mamy określonych wyborców pięciu głównych sił politycznych – Prawa i Sprawiedliwości, Koalicji Obywatelskiej, Lewicy, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Konfederacji oraz grupę wyborców, którzy nie chcą głosować na żadne z tych ugrupowań i oni mogą teraz kierować swoje poparcie w kierunku Szymona Hołowni. Konwencje co najwyżej mogą mobilizować wyborców poszczególnych kandydatów.
I nie mogą mieć żadnego wpływu na to, że jakiś kandydat dzięki nim zyska, bądź straci sporą liczbę głosów?
Mogłyby, gdyby któryś z kandydatów na takiej konwencji spektakularnie się wyłożył. Zrobił coś kompromitującego. Ale sztaby wyborcze są już dziś coraz bardziej wyspecjalizowane i profesjonalne. I jakieś potężne błędy i kompromitacje są raczej wykluczone. To też świadczy o tym, że ta scena partyjna w Polsce się stabilizuje.
Co w takim razie może być tym elementem, który mógłby sprawić, że na przykład Kosiniak-Kamysz zyska kosztem Kidawy-Błońskiej, bądź odwrotnie, ewentualnie zyskają kandydaci lewicy czy Szymon Hołownia?
Trzeba poczekać na debaty prezydenckie, w których kandydaci zaprezentują się w bezpośrednim starciu. Wcześniej znaczenie mogłaby mieć rezygnacja któregoś z kandydatów. Jeśli czegoś takiego nie będzie, do debat nie spodziewałbym się jakichś sondażowych zwrotów.
Jest jednak panika wywołana koronawirusem, niektórzy próbują tym grać. Czy pojawienie się wirusa w Polsce może wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich?
Teoretycznie tak – ale nie wiemy w jaki sposób, bo po prostu za mało mamy danych. Na pewno w wypadku pojawienia się koronawirusa w Polsce wezwania opozycji do zajęcia się tematyką zdrowia nabiorą innego wymiaru. Może też zyskiwać Kosiniak-Kamysz, jako lekarz. Ale równie dobrze sytuacja kryzysowa może spowodować zjednoczenie się ludzi wokół obozu władzy. Nie wiemy jak będzie, bo po prostu nigdy jeszcze nie znaleźliśmy się w takiej sytuacji, nie ma jej z czym porównać.
O nie, jest – przykład 1997 roku i powodzi w Polsce. Wtedy z jednej strony zyskał popularność ówczesny prezydent Wrocławia Bogdan Zdrojewski, a mocno stracił Włodzimierz Cimoszewicz, który jako premier mówił o powodzianach, że mogli się ubezpieczyć.
Tak, ale już następcy Cimoszewicza doskonale wiedzieli, jakich błędów nie popełnić i zdarzały się już, co najwyżej nie najszczęśliwsze wypowiedzi, jak ta Bronisława Komorowskiego o tym, że woda ma to do siebie, że spływa w końcu do morza. Ona oczywiście nie pomogła Komorowskiemu, ale nie wpłynęła na wynik wyborów, które wtedy Komorowski wygrał.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.