Platforma w czasach zarazy
Koronawirus wywrócił polską sceną polityczną do góry nogami. Wszystkie siły – od prawicy po lewicę – musiały się w jakiś sposób ustosunkować do pandemii, która zdominowała rozmowy Polaków. Wszystkie też, w mniejszym bądź większym stopniu, i w mniej lub bardziej subtelny sposób, wykorzystują tę sprawę. Nie należy tego z góry potępiać.
O ile można mieć pewne zastrzeżenia do postawy niektórych polityków PiS, PSL, Lewicy czy Konfederacji, to jednak w większości te ugrupowania zdały test. Inaczej sprawa wygląda w przypadku Platformy Obywatelskiej.
Polityka w czasach zarazy
Platforma już od dłuższego czasu starała się wykorzystać sprawę koronawirusa w kampanii wyborczej. Małgorzata Kidawa-Błońska już kilka tygodni temu, na długo przed pojawieniem się pierwszego przypadku zakażenia w Polsce, wzywała rząd do „ujawnienia prawdy”, sugerując, że władza ukrywa przed Polakami prawdę o wirusie.
W podobne tony uderzał kilkanaście dni temu Jan Vincent Rostowski, który stwierdził, że rząd od dawna dysponuje wiedzą na temat zakażeń w Polsce, ale nie ogłosił ich, gdyż chce to zrobić na 30 minut przed konwencją prezydencką Kidawy-Błońskiej, aby przykryć jej wystąpienie…
Cel działaczy PO (i zaprzyjaźnionych dziennikarzy), którzy powtarzali takie bzdury, był oczywisty – wywołanie w społeczeństwie paniki i poczucia, że władza abdykowała ze swojej podstawowej funkcji, jaką jest zapewnienie obywatelom bezpieczeństwa.
PiS cieszy się nadal wielki poparciem, Andrzej Duda w sondażach gromi konkurencję i większość ekspertów to jemu daje największe szanse w wyborach. Europa, sądy, konstytucje, pedagogia wstydu, elitki – to wszystko nie dało dotąd rady, Polacy nadal chcieli, aby to Kaczyński i jego ludzie rozdawali karty.
Kidawa-Błońska postanowiła zatem uderzyć w ten najbardziej czuły punkt. Jeżeli jakaś władza faktycznie nie potrafiłaby przygotować państwa na nadchodzącą pandemię, jeżeli ukrywałaby przed obywatelami takie przypadki, to oczywistym byłoby, że nie uratowałyby jej żadne 500 plusy. Dlatego też kandydatka domaga się „powszechnego dostępu do testów”, co jest w tak oczywisty sposób nierealne, że nawet inne partie opozycyjne ją wyśmiały (vide reakcja Zandberga). Dlatego choćby Iwona Hartwich rozpowszechniała fake newsy, jakoby prezydent spał podczas nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu dot. pandemii. Jej wpis podał dalej m. in. Roman Giertych, posłanka KO Agnieszka Pomaska czy konto „Platforma News”. Cel ten sam – pokazać, że PiS nie dba o przeciętnych obywateli, że zbagatelizował całą sprawę.
W krainie fake newsów
Ledwie kilka dni temu, gdy w Polsce było już ponad 40 wykrytych przypadków (gdy był też potwierdzony pierwszy zgon), poseł Arłukowicz zaczął insynuować, jakoby prezydent Duda w oficjalnym wystąpieniu przyznał się, że pierwsze przypadki wirusa odkryto już w styczniu. Tę samą bzdurę opartą na „wyinterpretowanych” (by posłużyć się zwrotem sędzi Ireny Kamińskiej) słowach prezydenta powtórzył następnie poseł KO Adam Szłapka.
"W Szczecinie Andrzej Duda poinformował o pierwszych przypadkach wirusa w połowie stycznia. To szokująca informacja" – napisał Szłapka na Twitterze. Oczywistym jest, że prezydent mówił o przypadkach zakażeń POZA granicami państwa…
Z kolei Michał Szczerba stwierdził tego samego dnia, że w Wojskowym Instytucie Medycznym istnieją „VIP-izolatki wyposażone w respiratory”, przygotowane z myślą o prezesie Kaczyńskim, gdyby ten zachorował. Te doniesienia zostały szybko zdementowane przez samą placówkę.
Przez te wszystkie fake-wpadki Platforma w oczach wyborców nawet niechętnych PiS-owi musi zacząć przypominać jakąś radykalną partyjkę, która woli czepiać się teorii spiskowych, zamiast współdziałać z państwem, jak robią to inne partie opozycyjne (dlatego lewica tak chętnie punktuje to zacietrzewienie PO – widzi w tym swoją szansę na stanie się główną partią opozycyjną).
Zbudować atmosferę grozy i niepokoju, udowodnić, że ten rząd i prezydent nie są w stanie zagwarantować Polakom bezpieczeństwa – oto strategia PO. Szkodliwa i zupełnie nieopłacalna.
Podcinanie gałęzi
Z czysto pragmatycznego punktu widzenia, sama idea nie była zła. Jednak żeby przeprowadzić tego typu atak, to politycy PO powinni dysponować jakimiś realnymi podstawami. W przeciwnym razie ich przekaz idzie w próżnię. Co gorsza robi z nich samych chłopców w krótkich spodenkach, którzy nie zrozumieli powagi sytuacji.
Do rangi symbolu uchodzą tutaj dwa zdarzenia. Pierwszym jest umowa na zakup testów i masek przez europejskie kraje. Rządzącym zarzucano, że Polska nie przystąpiła do tej umowy.
„Jesteśmy ostatnim krajem UE, który wciąż nawet nie podpisał choćby listu intencyjnego w sprawie Joint Procurement Agreement. Udział w JPA daje takie możliwości! Rząd PiS przespał temat” – napisał polityk KO Bartosz Wiśniakowski. „Czy ktoś może wyjaśnić o co chodzi? PiSowska duma narodowa czy po prostu chęć zarobienia na #koronawirus prze kolegów rządzącej partii?” – dopisała poseł Pomaska. Również Radosław Sikorski również podał dalej wpis Wiśniakowskiego, pytając "czy to prawda?". "Jako obywatel i europoseł, żądam odpowiedzi" – podkreślał. Tymczasem umowy nie podpisał rząd polski… w 2014 roku – rząd PO-PSL, gdy ministrem zdrowia był Arłukowicz. Umowę na początku marca 2020 roku podpisał natomiast minister Szumowski. W ten sposób, posługując się kłamstwami, fake'ami oraz budując niepewność ("czy to prawda", żądam odpowiedzi!"), buduje się panikę w społeczeństwie.
Drugim symbolem jest oczywiście marszałek Senatu, trzecia osoba w państw, lekarz i prof. Tomasz Grodzki. Polityk, który pouczał Polaków jak myć ręce, a sam na urlop udał się do słonecznych Włoch – największego zarzewia koronawirusa w Europie. Po powrocie nie chciał wypełnić karty lokalizacyjnej, następnie wesoło spotykał się z ludźmi, nie myśląc o konsekwencjach.
W obliczu kryzysu sympatie partyjne schodzą na plan dalszy i nawet radykalni antykaczyści najpierw myślą o zdrowiu swoim i swoich bliskich. W tej chwili rozgrywki PO-PiS mało ich obchodzą. Dlatego rozgrywając w ten sposób swoją kampanię, Platforma podcina gałąź, na której siedzi. Zniechęca do siebie swój najwierniejszy elektorat. Dla tych ludzi główną tożsamością polityczną nie jest „platformizm" (gdyż coś takiego nie istnieje), tylko antypisizm i nie będą mieli oporów poszukać orędowników antykaczyzmu w innym ugrupowaniu, jeżeli będzie trzeba. Potwierdza to najnowszy sondaż pracowni Estymator dla DoRzeczy.pl, który przeprowadzono już po ogłoszeniu wprowadzenia stanu zagrożenia epidemicznego - rośnie poparcie dla lewicy, maleje dla PO.
Wprowadzając atmosferę niepokoju, siejąc panikę, podkopując autorytet władzy właśnie w takiej chwili, PO nie tylko szkodzi państwu, ale również swojej własnej kandydatce.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.
Zobacz poprzednie teksty z cyklu "TAKI MAMY KLIMAT":
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.