Dlaczego Hiszpania przegrywa walkę z koronawirusem
Aby zrozumieć jak do tego doszło przypomnijmy o najważniejszych zaniedbaniach, które sprawiły że oddziały szpitalne Madrytu już zmuszone są do „segregacji” pacjentów na tych, którym warto pomóc przeżyć i tych, których niestety należy pozostawić swojemu losowi.
1. Przyczyną pierwszą i najważniejszą, za którą aż 80 % społeczeństwa obwinia rząd była organizacja masowych imprez w dniu 8 marca, co stanowiło tzw. „bombę biologiczną”. Pomimo monitów płynących z Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC), pomimo ostrzeżeń Włochów socjalistyczny rząd namawiał wszystkich na udział w Manifestacji Kobiet również pod hasłami „Koronawirus nie może być wymówką”. Ponad 120 tys kobiet przemaszerowało środkiem Madrytu na czele z Ministrą ds. równouprawnienia płci, która już 4 dni później odebrała pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. Tak zresztą jak żona premiera Pedro Sancheza- Begoña Gómez i wiele innych kobiet polityki. Wielogodzinna impreza w ścisku, w nieprzebranym tłumie obudziła Hiszpanię z innym obrazem „klinicznym” już 9 marca. Od tamtej pory słupek zakażeń pnie się nieprzerwanie w górę. Przypomnijmy, że największe manifestacje feministyczne odbyły się w Madrycie, Barcelonie i Bilbao i odpowiednio te trzy regiony: region autonomiczny Madrytu, Katalonia i Kraj Basków przodują we wszystkich statystykach obecności wirusa w kraju.
2. Spóźnione decyzje rządu Sancheza miały zasadniczy wpływ na przegraną walkę z czasem:
-
Stojący na czele sztabu kryzysowego główny epidemiolog kraju Fernando Simón wielokrotnie i publicznie na konferencjach prasowych lekceważył stopień zagrożenia. Jego słynne wypowiedzi w połowie lutego, w którym przewidywał, że być może Hiszpanię czeka LEDWIE kilka przypadków COVID-19 nie więcej - aż po słynny atak śmiechu na jednym z wystąpień publicznych w obliczu danych o zmarłych już 30 ofiarach śmiertelnych - napełniały Hiszpanów uzasadnionym przerażeniem o niemocy państwa i karygodnych zaniedbaniach. Państwowy urzędnik stojący na czele sztabu kryzysowego usprawiedliwiał łamanie kwarantanny przez polityków, nie znajdował odpowiedzi na podstawowe pytania (m.in. dlaczego w Niemczech umiera niewspółmiernie mniej osób przy podobnym stanie epidemii) i co najsmutniejsze: zakłamywał dane o rozmiarach ekspansji i ofiarach, co zostało mu już udowodnione. Nie lepszą opinię ma stojący na czele Ministerstwa Zdrowia filozof z wykształcenia Salvador Illa, który nie może pochwalić się żadnymi kompetencjami w tym obszarze a obraz jego zagubienia aż nadto pokazuje stan zapaści, w jaki szybko popadła słynna przecież ze skuteczności hiszpańska służba zdrowia.
-
Brak woli politycznej do „zamknięcia” Madrytu, tzn. lotnisk, dróg wyjazdowych z miasta gdy okazało się, że stanowi rozsadnik epidemii na resztę kraju i Europy. Po 9 marca wskaźniki zakażenia pokazywały, że wirus roznosi się w Madrycie szybciej niż w Mediolanie. Potwierdzała ten niechlubny wynik także Światowa Organizacja Zdrowia. Zwlekano właściwie 6 dni z ogłoszeniem stanu wyjątkowego. W tym czasie wirus rozprzestrzeniał się na niebywałą skalę, tym bardziej że tryb życia południowców i obecność wielu turystów w Madrycie dokończyła tego niechlubnego dzieła pustoszenia.
-
Spóźnione wprowadzenie stanu wyjątkowego i reżymu sanitarnego w Hiszpanii. Mieszkańcy Madrytu na wieść o epidemii w stolicy udali się do swoich letnich rezydencji na wybrzeżach i w górach roznosząc COVID-19 na resztę kraju. Studenci zamkniętych uczelni powracający do rodzinnych domów także mieli wpływ na ekspansję zakażeń.
-
Zlekceważenie tragedii Włoch poskutkowało absolutnym brakiem przygotowania medycznego, sanitarnego. Jak podaje dziennik ABC Niemcy mają 28 000 łóżek OIOM, podczas gdy na przykład Wielka Brytania tylko 4000. Niemcy mają 25 000 łóżek z respiratorami i 29,2 łóżek intensywnej opieki na 100 000 mieszkańców, podczas gdy Hiszpania ma 9,7 na 100 000 mieszkańców, odpowiednio: Włochy 12,5 i Wielka Brytania 6,6. Skuteczna walka z wirusem przekłada się nie tylko na liczbę łóżek, respiratorów, pokojów odosobnienia ale zależy w dużej mierze od zaopatrzenia w bazowe środki ochronne. Tymczasem brak maseczek, brak odzieży ochronnej okazał się największą bolączką Madrytu od pierwszych dni. Nadęta biurokracja, wzajemne napięcia między regionami okazały się czynnikami opóźniającymi docieranie niezbędnych produktów pierwszej potrzeby. Nikt, kto mieszka w Hiszpanii nie może już zaprzeczyć, że widok lekarza obleczonego w plastikowy worek (ogrodowy, lub ten na śmieci) zamiast fartucha nie jest żadnym fake newsem. Jest obrazem tragicznej sytuacji w jakiej znalazła się służba zdrowia.
-
Permanentny brak testów na obecność wirusa, niemożność stosowania go na szeroką skalę. Jak zapowiedział parę dni temu na konferencji prasowej premier Sanchez testy powinny być dostępne przede wszystkim dla "personal esencial" innymi słowy dla polityków i ich rodzin. Służby policyjne, sanitarne, wojskowe żalą się słusznie, że choć wystawione są w pierwszym szeregu na zakażenie to nikt nie obejmuje ich należną ochroną. Medialny hałas miał sprawić większą ilość wykonywanych testów i nie tylko już dla chorych z wyraźnym obrazem klinicznym choroby ale wszystkich. Podaje się za wzór Niemcy, którzy masowo przeprowadzają testy, aby izolować bezobjawowych nosicieli od reszty społeczeństwa.
- Brak centralnej władzy lub poszanowania dyrektyw płynących z Madrytu skutkuje brakiem jedności kraju i brakiem solidarności w walce z wirusem. Rządy separatystycznych regionów: Katalonii i Kraju Basków albo nie podporządkowują się decyzjom rządu (nie wpuszczają policji hiszpańskiej pomimo nałożonego stanu wyjątkowego) albo wprost łamią solidarność. Rozliczne animozje między rządami regionów (a jest ich 17) potęgują konflikty wewnątrz kraju. Clara Ponsatí jedna z aktywistek agresywnego separatyzmu katalońskiego napisała w entuzjastycznym tonie tweeta: „Z Madrytu wprost do nieba!” a Carles Puigdemont zbiegły prezydent republiki retweetował z rozbawieniem jej słowa.
Powyższe przyczyny były kardynalnymi błędami, za które być może rząd Sancheza odpowie jeśli nie przed trybunałem to na pewno przy następnych wyborach. Nawet wyborcy socjalistycznej PSOE czy komunistycznego PODEMOS czują się jak w potrzasku. Stopień ideologicznego zaślepienia spowodował szereg błędów i przegraną walkę z czasem. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie da się już skorygować kardynalnych, czy jak mówi spora część Hiszpanów – kryminalnych błędów koalicyjnego rządu socjalistów z komunistami. Wojna na śmierć i życie dopiero się tam rozpoczęła…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.