Koronawirus: Dlaczego w sklepie może być więcej osób niż w kościele?

Dodano:
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / Domena publiczna
Kościół stosuje się do zarządzeń państwowych, ale zapis dot. zgromadzeń religijnych należałoby uelastycznić – mówi DoRzeczy.pl ks. Henryk Zieliński, redaktor naczelny tygodnika "Idziemy".

Damian Cygan: Jak ksiądz ocenia restrykcje nałożone na Kościół w związku z epidemią? We mszy św. nie może uczestniczyć więcej niż 5 osób, nie licząc tych sprawujących liturgię. Padają argumenty, że więcej osób naraz może być np. w sklepie spożywczym.

Ks. Henryk Zieliński: Kościół podporządkowuje się tym restrykcjom w pokorze, aczkolwiek my, księża, mamy świadomość, że często w autobusach czy tramwajach może być 35 osób – i to na znacznie mniejszej powierzchni. Natomiast w kościele tylko 5. Tymczasem chińscy badacze już udowodnili, że transmisja koronawirusa w środkach komunikacji jest znacznie większa niż w pomieszczeniach zamkniętych. Jednocześnie trzeba wziąć pod uwagę, że są kościoły, które mają kubaturę 10 czy 25 tys. metrów kwadratowych, ale i takie o powierzchni około 100 metrów kwadratowych, jak Kościół św. Benona przy ul. Pieszej w Warszawie. Rozumiem więc, że prawodawcy trudno było wziąć pod uwagę wszystkie szczególne sytuacje, dlatego Kościół stosuje się do zarządzeń państwowych. W interesie nas wszystkich jest zachowanie zdrowia ludzi. Wierzymy w życie wieczne, ale nie chcemy, żeby ktokolwiek odchodził z tego świata bez pomocy medycznej albo w warunkach, jakie widzimy obecnie na Zachodzie Europy – we Włoszech, Hiszpanii czy we Francji.

Poseł PiS Antoni Macierewicz zaapelował do ministra zdrowia, żeby zmienił w rozporządzeniu zapis dotyczący zgromadzeń religijnych. Czy ksiądz by się pod nim podpisał?

Ten zapis należałoby uelastycznić. Przecież ani policja, ani żadne służby nie chodzą i nie sprawdzają, ile osób przebywa na jednym metrze kwadratowym. Są takie kościoły, w których pewnie nic się stanie, jeżeli przyjdzie nie 5 osób, tylko 7 czy 12. No i są takie, w których więcej jak 5 osób nie powinno przebywać. Myślę, że dla ministra zdrowia byłoby to bardzo trudne, żeby wysyłać teraz komisje do każdego kościoła, mierzyć długość, szerokość i wysokość i szacować dopuszczalną liczbę osób dla każdej świątyni.

W praktyce doszło do tego, że część kościołów w ogóle zamknięto. Trudno, żeby np. proboszcz stał przed wejściem i decydował, kto może wejść, a kto nie.

Dla duchownych to jest rzeczywiście problem. Natomiast zarządzenia biskupów zwykle są takie, że pierwszeństwo do uczestnictwa w liturgii mają ci, którzy zamówili intencję mszalną. Zasadniczo przychodzi więc najbliższa rodzina. Do pozostałych apelujemy o odpowiedzialność. I nie chodzi o to, że ja czy ktokolwiek inny boi się o swoje życie lub zdrowie. Chodzi o ograniczenie transmisji koronawirusa.

Czy warto w ogóle się o to spierać? Przecież w Piśmie Świętym jest napisane, żebyśmy nie byli jak obłudnicy i nie chwalili się modlitwą. Może rozmowa z Bogiem w zaciszu domu wystarczy dziś zamiast mszy? Wiemy, że sytuacja jest nadzwyczajna.

W normalnych warunkach uczestnictwo w sakramentalnej ofierze Jezusa Chrystusa i możliwość przyjęcia Najświętszego Sakramentu jest bardzo ważna i nic tego nie zastąpi. Natomiast czasem są sytuacje szczególe, w których ważniejsze jest to, co w sercu, niż to, co na języku. Innymi słowy, zdarza się, że ważniejsze są głód Eucharystii, jej pragnienie i pobożność, niż rzeczywiste przyjęcie komunii. Akurat tak się złożyło, że w czasie, kiedy wprowadzano pierwsze restrykcje dotyczące Kościoła (chodziło o ograniczenie mszy do 50 osób – red.), czytana była Ewangelia opisująca spotkanie Jezusa z Samarytanką. Chrystus mówi do niej: "Nadchodzi godzina, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie". Zwracam uwagę na zbieżność tych słów z obecną sytuacją. Jednocześnie proszę, żebyśmy nie rozumieli tego tak, że Kościół i sakramenty są nieważne. Chrystus nie po to je ustanowił, nie po to stał się człowiekiem, chcąc być fizycznie obecnym wśród nas i za nas umrzeć, żebyśmy te sakramenty lekceważyli. Natomiast są szczególne sytuacje, w których trzeba po prostu powiedzieć: "Panie, Ty wiesz, co dzieje się w moim sercu. Ty wiesz, jak bardzo chciałbym dotrzeć na Eucharystię i przyjąć Ciebie. Ty wiesz i widzisz". Bóg zna nasze serca.

Jak ksiądz wyobraża sobie Triduum Paschalne? Wiemy już, że to będą kompletnie inne święta niż zwykle.

Rzeczywiście, tegoroczne Triduum będzie zupełnie odmienne. Proszę wszystkich, którzy czytają ten wywiad, żeby w czasie Wielkiego Tygodnia obejrzeli np. film Mela Gibsona "Pasja". Żeby przeżyli te święta w pełnym zjednoczeniu z Chrystusem, ale również z Maryją i Jego uczniami. Kiedy Jezus umierał, pod krzyżem nie było kwiatów, ani radości. Była niepewność i samotność. W tym szczególnym czasie spróbujmy bardziej wejść w głąb tej tajemnicy i zrozumieć, co przeżywali ludzie, którzy wtedy stali pod krzyżem – Maryja i św. Jan. Co przeżywali ci, którzy pośpiesznie i niemal w ukryciu grzebali ciało Jezusa w grobie. Co czuła Maria Magdalena, a potem Piotr i Jan, którzy o świcie pobiegli do pustego grobu zobaczyć, co się stało. Spróbujmy więc wejść w przeżycia pierwszych świadków zarówno śmierci, jak i zmartwychwstania Chrystusa. Może się okazać, że te święta, kiedy nie będzie jak pójść do kościoła i przyjąć Najświętszego Sakramentu, staną się czasem głębokiej refleksji. Że uświadomimy sobie, co jest najbardziej cenne w naszej relacji z Chrystusem i naszym chrześcijaństwie.

Ks. Henryk Zieliński

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...