Pielęgniarz alarmuje. "Taki zapas nie wystarczy na 1 dzień"
Słuchając codziennych przekazów medialnych doznajemy dysonansu. Jedni mówią, że sprzętu ochrony medycznej jest dużo. Inni, że nie ma go w ogóle. Gdzie szukać prawdy?
Mówiąc o sprzęcie musimy spojrzeć na dwie kwestie, dostępność i jakość. Szpitale ministerialne, wojskowe oraz zakaźne otrzymują sprzęt zakupiony przez rząd, czy też skupowany z magazynów,w pierwszej kolejności. W tych placówkach są niedobory, ale zazwyczaj na poziomie akceptowalnym.
Jak zatem wygląda sytuacja innych placówek. Tych, których pan nie wymienił, jeśli chodzi o niezbędne akcesoria?
Zupełnie inaczej wgląda sytuacja w szpitalach przekształconych na zakaźne, wojewódzkich, powiatowych, drobnych klinikach, czy przychodniach, jednostkach prywatnych z kontraktami z NFZ. Izby lekarskie stworzyły mapę zapotrzebowań na środki ochrony zgodnie z prośbami zgłaszanymi przez placówki i okazuje się, że nie ma takiego regionu, w którym szpitale nie błagałyby o dosłownie wszystko.
Czyli?
Od rękawiczek, przez maseczki po fartuchy. Ludzie oczywiście odpowiadają na ten apel i tylko i wyłącznie dzięki zbiórkom oraz sprzętowi zdobytemu i zakupionemu samodzielnie mamy na czym pracować. Wolontariusze szyją maski, a my robimy przeróbki masek do malowania, czy nurkowania, przyłbice z teczek na dokumenty i butelek.
Ministerstwo mówi, że pomaga…
Ministerstwo wysłało mojej przychodni 100 maseczek jednorazowych, paczkę rękawiczek i 5 litrów płynu do dezynfekcji.
Na ile to wystarczyło?
Taki zapas nie wystarczy nawet na dzień pracy. Właściciele robią więc co mogą i starają się kupić co tylko się da.Niestety, zwykłe maseczki, które niedawno kosztowały za 50 sztuk 20 zł, dziś kosztują w hurcie 150 zł. Jeśli doda się do tego zakup fartuchów, czepków, rękawiczek, nawet najprostszych i najtańszych, to koszty są tak ogromne. Finansowo nie wytrzymują tego nawet duże prywatne kliniki i wolą się zwyczajnie zamknąć. Jeśli sytuacja się nie zmieni, zaczną padać pierwsze przychodnie.
Dlaczego jest taki problem z dostępnością produktów zabezpieczających przed koronawirusem?
Powody są dwa.
Jakie?
Poza szpitalami stricte zakaźnymi nigdy nie potrzebowaliśmy takiego sprzętu i używaliśmy go na tyle rzadko, że jeśli w ogóle był, to dosłownie w niewielkich ilościach. Teraz potrzebujemy milion sztuk dziennie. Dodatkowo przestawiając gospodarkę spowodowaliśmy upadek rodzimych firm. Większość sprzętu, na którym na codzień pracujemy pochodzi z Azji i Niemiec. Azja ma własny problem i nawet ich fabryki nie wyrabiają z produkcją, a Niemcy jak zwykle pokazali pierwotny charakter i zamknęli eksport. Zostaliśmy bez środków i bez możliwości zakupu.
Wspomniał pan, że poza dostępnością liczy się jakość. Co to oznacza?
My oczywiście jesteśmy niezmiernie wdzięczni za wszelką pomoc, ale nie oszukujmy się. WHO wydało wytyczne, iż medycy powinni mieć strój barierowy na całe ciało, maskę z filtrem odpowiedniej klasy gogle, przyłbice, rękawiczki, a dopiero na to jakieś jednorazowe fartuchy. Dopiero taki zestaw daję nam ochronę. Zakładając, że uda się skompletować taki zestaw.
MZ wydało jakiś czas temu rozporządzenie, z którego wynika, że jeden medyk może pracować tylko w jednym miejscu. Słusznie?
Rozporządzenie z punktu widzenia epidemiologicznego jest jak najbardziej słuszne. Medyk, który zostanie zarażony Covid19 w jednej placówce może zanieść wirus do innej. Niestety, nawet takie ograniczenia nie są kompletne.
To znaczy?
Co z tego, że pracuje w jednym miejscu, skoro po pracy wracam do domu i spotykam moją żonę, również medyka, która pracuje w innym? Wymieniamy się wiec drobnoustrojami z co najmniej dwóch placówek.
Ze względu na braki kadrowe omawiane przez nas rozporządzenie spotkało się z falą krytyk. Ktoś musi łatać dziurę powstałą wskutek deficytu i chorujących na Sars-CoV-2 medyków…
To prawda. Z punktu widzenia organizacyjnego, gdyby objąć tym wszystkich pracowników. To niewykonalne. Na przykładzie pielęgniarek. Mimo, że jest nas 3 razy mniej niż w Szwajcarii, czy Danii, 2 razy mniej niż w Niemczech, 2 razy mniej niż średnio w Unii. Pomimo, że polskie pielęgniarki, poza swoimi obowiązkami, myją, przebierają i pielęgnują pacjentów(za granicą robią to opiekunowie medyczni). Polskie pielęgniarki przygotowują zlecenia lekarskie na leki. Poza Polską robią to farmaceuci. Rodzime pielęgniarki biorą czynny udział w rehabilitacji. Poza granicami naszego kraju, wspomniane czynności wykonują fizjoterapeuci. Pomimo tego, że pracujemy średnio na 2 etaty, to i tak szpitale maja na codzień 20-30 proc. braki kadry niezbędnej do minimalnej obstawy dyżurowej! Nie mówimy tu o jakimkolwiek standardzie. Tylko o tym, żeby ktokolwiek był!
Czyli jednak rozporządzenie MZ nie jest do końca trafione?
Nie. Przez to zamknie się wiele placówek.
Przejdźmy jeszcze do czynnika ekonomicznego. Brak pozwolenia na zarobkowanie w kilku miejscach uszczupla budżet medyka?
Tak. Z powodu fatalnych zarobków zmusza sięnas do pracy w kilku miejscach. Mamy firmy, mamy kredyty, mamy leasingi, mamy rodziny na utrzymaniu. W jaki sposób chcą to technicznie zrobić? Zakazać nam pracy bez rekompensaty finansowej? Przecież to łamanie prawa konkurencji? Zmusić nas do pracy ponad etat? Przecież to łamanie prawa pracy? Pamiętajmy, że bez pielęgniarki przychodnia nie może działać i musi zostać zamknięta. Bez ratownika medycznego karetka nie wyjedzie, stacja ma straty, a rodzina pacjenta może żądać odszkodowania.
Nie obawia się pan konsekwencji, które spotykają pana kolegów za mówienie jak jest? Obnaża pan prawdę o służbie zdrowia.
Cały sytem to tylko nieudana proteza systemu ochrony zdrowia. Niedobory, braki, niedociągnięcia, łamanie procedur, to coś, z czym spotykamy się codziennie od wielu lat.Przez dekady przymykaliśmy na to oczy, bo stanowiło to zagrożenie głownie dla nas, bo rynek pracy był inny, bo mentalność pracowników była inna. Czasy się zmieniły, medycy również, a pracodawcy z jednej strony wciąż chcą byśmy odwracali głowę, ale w przypadku, gdy zpowodu ich niedociągnięć ktośumiera, jest kaleką…Oni wielokrotnie umywali ręce i spychali na nas odpowiedzialność! Jaki przekaz płynął ostatnio z mediów?
Jaki?
W niektórych media mówiono, że bezduszne pielęgniarki nie chciały pracować w DPS-ach z pacjentami z Covid 19. Kto rozsądny deleguje do niewolniczej pracy matkę karmiącą, która ma dzieci? Bez środków ochrony osobistej. Pielęgniarka, która jest sama na 40-50 pacjentów to absurd!Kto deleguje człowieka mającego firmę, rodzinę na utrzymaniu, kredyt za mieszkanie, umowy z 2-3 szpitalami do pracy w DPS-ie za 2600 zł brutto? W zamian nie zapewniając nic. Czy to nasza wina, że DPS był źle zbudowany? Czy to nasza wina, że zamiast zachętą finansową i zabezpieczeniami na odpowiednim poziomie spróbowano znaleźć niewolników do niebezpiecznej pracy, za miskę ryżu? Rząd jako nasz pracodawca zmusza nas do łamania artykułu 160 i 220 kodeksu karnego, oraz wystawia na odpowiedzialność cywilną, bo rodzina chorego, który zmarł przez zarażenie Covid 19 może rościć odszkodowania wobec placówki i wobec nas. W kraju z normalnie skonstruowanym prawem, mielibyśmy dziesiątki tysięcy pozwów pacjentów przeciw szpitalom i pracowników przeciw dyrekcjom i ministerstwu!
Coraz więcej mówi się, że statystyki MZ nie są realnym odzwierciedleniem faktycznego stanu rzeczy. To prawda?
Zachorowań jest ich realnie wielokrotnie więcej. Oczywiście, nie jest to jeszcze pomór i armagedon, ale oficjalne statystyki są mocno zakłamane.
Jako osoba pracująca w systemie ochrony zdrowia na pewno słyszał pan o nadużyciach ze strony niektórych dyrektorów, którzy nakazują pracownikom z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa pracować. Co może zrobić medyk w takiej sytuacji?
Może się zwolnić. Nic poza tym. Prawo zmusza nas do pracy, prawo wyciąga surowe konsekwencje za odmówienie wykonania czynności. Koło się zamyka.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.