Szpiegowski duet Gontarczyków i KGB

Dodano:
Rafał Trzaskowski i Jolanta Lange "Panna" Źródło: PAP / Radek Pietruszka
PIOTR WOYCIECHOWSKI I I W ubiegłym tygodniu w sobotę, redakcja portalu DoRzeczy.pl opublikowała mój artykuł zatytułowany "Yon" i "Panna" – morderczy duet szpiegowski” stanowiący o agenturalnej działalności małżeństwa Gontarczyków i wielce prawdopodobnym udziale wywiadu cywilnego PRL w zgładzeniu ks. Franciszka Blachnickiego za pomocą podanej trucizny. Ofiarą opresyjnej działalności SB stał się charyzmatyczny Kapłan Kościoła Katolickiego, który już niebawem, w co wierzę, zostanie wyniesiony na Ołtarze. Pod publikacją zamieszczono do wglądu dla zainteresowanych czytelników osiem jednostek akt archiwalnych wytworzonych przez wywiad SB, będących podstawą źródłową artykułu.

Materiał wzbudził poruszenie, a nawet emocje w pewnych kręgach. Przypomniał także o niepośledniej roli byłej agentury SB jako odgrywa obecnie w różnorakich lewackich i antyklerykalnych organizacjach. W szczególności, że bohaterka mego tekstu Jolanta Gontarczyk vel Lange stała się w ubiegłym roku, twarzą warszawskiego ruchu LGBT oraz współpracownicą Rafała Trzaskowskiego – prezydenta miasta stołecznego Warszawy i kandydata na Urząd Prezydenta RP. Ich wielce mówiące zdjęcie, obrazujące wspólnie wyznawane „wartości” (a raczej antywartości) dostępne jest dla zainteresowanych w sieci internetowej. Ale nie o tym traktuje niniejszy artykuł.

Ślady rozpracowywania przez STASI i BfV

Otóż w publikacji "Yon" i "Panna" – morderczy duet szpiegowski" odnotowałem ślad rozpracowywania ośrodka polonijnego w Carlsbergu oraz osoby ks. Franciszka Blachnickiego przez wschodnioniemiecką STASI. Miało to związek ze wspólnie prowadzoną akcją służb bezpieczeństwa NRD oraz PRL prowadzoną pod kryptonimem „Sycylia”. Przypomnę, że w latach 1984-1989 Biuro Studiów SB wspólnie ze STASI, w tym z Grupą Operacyjną „Warschau” rozpracowywało podziemne struktury poznańskiej „Solidarności Walczącej” i jej zagranicznych powiązań. W szczególności ośrodki „SW” zlokalizowane na terenie RFN. Agenci STASI dotarli do samego Carlsbergu, gdzie operacyjnie rozpracowywali założoną przez ks. Franciszka Blachnickiego organizację Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów („ChSWN”). W toku czynności natknęli się nawet na osobę Jolanty Gontarczyk vel Lange, o czym nie omieszkali powiadomić w jednym z meldunków swoich polskich towarzyszy z SB. STASI nie jest jedyną obcą służbą specjalną, w materiałach których przewinęły się nazwiska Jolanty lub Andrzeja Gontarczyków.

W sprawie wywiadowczej o kryptonimie „Yon” prowadzonej przez elitarny Wydział XI Departamentu I Służby Bezpieczeństwa PRL i dotyczącej szpiegowskiej działalności Gontarczyków na terenie Niemiec, znajduje się ciekawa adnotacja. Mówi ona o podejrzeniach brytyjskich służb wobec pary „Yon” i „Panna”. W aktach znajdziemy doniesienie agenturalne Jolanty Gontarczyk, mówiące o tym, iż wkrótce po ich ucieczce z Niemiec do Polski, w brytyjskim radiu BBC wyemitowano materiał dotyczący ich dwuznacznej działalności publicznej, w którym „sugerowano, iż władze angielskie już dużo wcześniej informowały Niemców, co do naszej [rzeczywistej – przyp. autora] roli jednak zostało to zbagatelizowane”. Wątek ten nie znalazł się w moim pierwszym artykule ze względu na jego i tak już znaczną objętość. W dalszej części niniejszego tekstu zostaną wskazane prawdopodobne przyczyny zlekceważenia przez służby niemieckie ostrzeżenia od swoich brytyjskich sojuszników.

Kolejną służbą specjalną, w zainteresowaniu której znaleźli się Gontarczykowie był zachodnioniemiecki kontrwywiad BfV. Stało się to, zdaniem Centrali Wywiadu PRL – za sprawą Andrzeja Wirgi – przedstawiciela „Solidarności Walczącej” na Niemcy. Wywiad uważał Andrzeja Wirgę za człowieka niemieckich służb. Przypomnijmy, że „SW” dzięki przeciekowi z łódzkiej SB uzyskało 100% pewność o agenturalnych powiązaniach Andrzeja i Jolanty Gontarczyk z SB. Wirga natychmiast rozpowszechnił wiedzę o agenturalności Gontarczyków w środowisku polskiej emigracji w RFN oraz powiadomił o tym ks. Franciszka Blachnickiego. Centrala Wywiadu z wyprzedzeniem otrzymała powyższe informacje, więc niezwłocznie uprzedziła swoich agentów umówionym znakiem ostrzegawczym o grożącym im niebezpieczeństwie i dekonspiracji. To, że kontrwywiad rozpracowywał Gontarczyków pod kątem ich szpiegowskiej działalności jest dzisiaj pewne. Zeznania Andrzeja Gontarczyka złożone przed prokuratorem IPN o tym, iż Niemcy go werbowali do współpracy kilka miesięcy po śmierci ks. Blachnickiego są tego dobitnym dowodem.

Po tym rozbudowanym wstępie przejdźmy do sedna opowieści.

KGB wplątane w morderstwo ks. Blachnickiego?

W reakcji na mój tekst otrzymałem list dotyczący m.in. roli wschodnioniemieckiego wywiadu HVA w ochronie źródeł „Yon” i „Panna” przed sparaliżowaniem ich szpiegowskiej działalności ze strony zachodnioniemieckiego kontrwywiadu BfV. Właściwie nie jest to list. Mamy bowiem do czynienia z wnikliwą i profesjonalną analizą dotyczącą możliwego związku radzieckiego KGB z morderstwem ks. Franciszka Blachnickiego. Dlatego w dalszej części publikacji będę mówił o analizie, materiale lub o opracowaniu. Jak się domyślam, bazą dokumentacyjną dla powstania rzeczonej analizy był mój artykuł oraz załączone doń skany materiałów archiwalnych SB. Autor, który zawodowo zajmuje się służbami specjalnymi, zastrzegł swoją anonimowość oraz poprosił o zachowanie w poufności nazwę instytucji, w której pracuje. Jednakże, po wielu namowach, pozwolił na wykorzystanie i obszerne cytowanie swego tekstu. Ze względu na znaczenie i doniosłość jakie nadesłana analiza niesie dla zrozumienia szerszego, bo międzynarodowego kontekstu działalności szpiegowskiej małżeństwa Andrzeja i Jolanty Gontarczyków, zdecydowałem się w całości omówić i zacytować obszerne fragmenty opracowania.

Otrzymany materiał rozpoczyna się takim oto ustępem:

„Teza analizy jest następująca: jeżeli Gontarczykowie, agenci wywiadu PRL, byli w jakiś sposób zaangażowani w zabójstwo księdza Blachnickiego, w całą sprawę zamieszane było najpewniej KGB lub HVA (wywiad Stasi) jako proxy [tj. pośrednicy – przyp. autora]. Inaczej działania Gontarczyków i wywiadu PRL są niespójne, sprzeczne z podstawowymi prawidłami rzemiosła szpiegowskiego. Na koniec stawiam też parę dalszych pytań (…) dot. strategicznego znaczenia ks. Blachnickiego i innych”..

Potem autor porządkuje sekwencję zdarzeń zogniskowanych wokół ucieczki Gontarczyków z Niemiec:

„1. 31 stycznia 1987 Służba Bezpieczeństwa (SB) pozyskuje informacje, że Solidarność Walcząca (SW) wie o związkach Gontarczyków z SB. Jednocześnie ocenia, że informacja ta zostanie przekazana niemieckiemu kontrwywiadowi czyli Federalnemu Urzędowi Ochrony Konstytucji (dalej: BfV) przez A. Wirgę, reprezentanta SW na RFN. Taka sytuacja stanowi oczywiście bardzo duże zagrożenie.

2. Gontarczykowie za pomocą ustalonego systemu komunikacji są poinformowani, że mogą znajdować się w aktywnym zainteresowaniu BfV. Sprawa jest zatem bardzo poważna: oznacza to, że jest zagrożenie rozpracowania, a BfV zasadniczo wie kim są. Co naturalne, zazwyczaj prowadzi to do zamrożenia działalności szpiegowskiej przy utrzymaniu wzorców zachowań - tak aby niczego nadzwyczajnego nie sygnalizować kontrwywiadowi - niejednokrotnie zniszczenia materiałów obciążających (np. sprzęt do komunikacji, szyfry itd.), a nawet wdrożenia procedur ewakuacyjnych. Dodatkowo wcześniej zawieszono kontakty z Gontarczykami z powodu wpadki innego agenta. Teraz Departament I zachowuje się jednak inaczej...

3. 27 lutego 1987, czyli kilkanaście dni po powzięciu i przekazaniu w/w informacji, ks. Blachnicki zostaje zabity, a Gontarczykowie pozostają jeszcze ponad rok w Niemczech. Jeżeli tak jak się powszechnie uważa, Gontarczykowie byli zaangażowani w zabójstwo, to byłoby to bardzo nierozważne ze strony Wywiadu PRL - w końcu 2 tygodnie wcześniej dostali informacje o możliwej dekonspiracji Gontarczyków. Czemu więc zdecydowano się na przeprowadzenie operacji zamordowania oraz pozostania na miejscu mimo wiedzy o aktywnym zainteresowaniu kontrwywiadu niemieckiego, który może przecież ich rozpracowywać?”.

Według autora jedynym możliwym wytłumaczeniem takiej sytuacji jest przyjęcie następującego scenariusza zdarzeń:

„Decyzja o zabiciu ks. Blachnickiego zapada wcześniej i jest to operacja przygotowana z wyprzedzeniem. Należy odrzucić możliwość, że była to inicjatywa agentów, którzy mieli przed śmiercią księdza z nim rozmowę, w czasie której ksiądz miał ich oskarżyć o zdradę. Dodatkowo na rzecz tej tezy świadczy fakt, że ksiądz umiera oficjalnie na zator płucny, czyli substancja to wywołująca nie jest dostępna od ręki, a najpewniej była dostępna tylko dla specjalistów z KGB”.

Autor analizy postuluje istnienie źródła osobowego pozyskanego przez STASI lub KGB w kontrwywiadzie niemieckim BfV, które przejęło kontrolę nad pozyskaną informacją o szpiegowskiej działalności Gontarczyków. Źródło to zapewniło im czasowo bezpieczeństwo oraz możliwość prowadzenia dalej pracy wywiadowczej. Może nawet ostrzegło o grożącym niebezpieczeństwie aresztowania. Podkreśla z naciskiem, że:

„Jest nie do uwierzenia, żeby operacja zabicia księdza została przeprowadzona bez upewnienia się, że informacje które BfV ma od SW nie stanowią zagrożenia”.

W historii znamy wiele takich przypadków, kiedy agenci komunistyczni w kontrwywiadzie państw zachodnich ukrywali kolejnych agentów, utrudniali śledztwa, zacierali ślady i osłaniali operacje komunistyczne. Można powiedzieć, że to ich główne zadanie. Zdaniem autora, jego teoria wyjaśnia też fakt czemu Gontarczykowie ponad rok pozostali w RFN i uciekli w pośpiechu dopiero przed zatrzymaniem przez niemieckie służby. Jak słusznie zauważa:

ich ucieczka zaraz po morderstwie jasno wskazywałaby na ich udział oraz prowokowała pytania czemu sprawa informacji z SW została efektywnie skręcona w BfV i nie podjęto działań uniemożliwiających /utrudniających /inwigilujących Gontarczyków”.

W dalszej części analizy czytamy:

„nie mamy informacji, żeby BfV było od razu podejrzliwa wobec śmierci księdza, nagła ucieczka takie podejrzenia mogłaby wywołać. W końcu Gontarczykowie uciekają tuż przed zatrzymaniem, co znowu zdaje się wskazywać na to że ktoś ich ostrzegł, natomiast jest to oddalone w czasie. Co ważne, w aktach zachowanych w IPN ppłk. Makowski w raportach pisze [chodzi o akta sprawy wywiadowczej „Yon” – przyp. autora], że ucieczka była spowodowana dekonspiracją sprzed ponad roku - bardzo mało wiarygodne. Zatem sposób działania Gontarczyków sugeruje, co najmniej aktywne wsparcie bardzo dobrze uplasowanej agentury bloku wschodniego w BfV, celem upewnienia się, że operacje morderstwa można bezpiecznie przeprowadzić. Co ważne: zarówno pozyskanie substancji, jak i przygotowanie operacji musi być robione z wyprzedzeniem. Nie wierzę, że bez zaadresowania problemu wynikającego z informacji od SW, ktoś podjąłby decyzje o dalszym prowadzeniu operacji morderstwa księdza. Uważam też, że Moskwa również posiadała wiedzę o informacjach, które pozyskało SW”.

Zdaniem autora materiału – osobą, która mogła zapewnić niezbędne wsparcie i osłonę małżeństwu Gontarczyków był nie kto inny, tylko słynny Klaus Kuron - wysoki funkcjonariusz BfV i szpieg. W latach 1981 – 1990 agent HVA (wywiad NRD) o ps. „Berger” i „Stern”. Kuron był odpowiedzialny za kontrwywiad ofensywny, w tym za operacje przewerbowania agentów przeciwnika. Był jednym z najwyżej uplasowanych w strukturze zachodnioniemieckiego kontrwywiadu agentów wywiadu NRD. Prowadził go osobiście sam Markus Wolf – szef HVA.

Kuron – matematyk i zdrajca

W tym miejscu warto przybliżyć czytelnikom sylwetkę zdrajcy. Klaus Kuron z wykształcenia matematyk, pracę w zachodnioniemieckich służbach rozpoczął w 1962 roku, do służby w BfV przyjęty został w 1969 roku. Sam zgłosił się do wywiadu NRD. Był chciwy i kierował się chęcią zysku. Swoją ofertę złożył listownie latem 1981 roku. Korespondencję zaadresował do Stałego Przedstawicielstwa NRD w Bonn. Oferta została przyjęta. Pierwszy kontakt Kurona z oficerami HVA nastąpił w Wiedniu w 1982 roku. Wręczono mu wtedy paszport dyplomatyczny NRD i samochodem na rejestracjach CD zawieziono go na lotnisko w Bratysławie. Stamtąd pustym samolotem pasażerskim linii „Interflug” przetransportowano do Drezna, gdzie spotkał się po raz pierwszy z Markusem Wolfem. To obrazuje znaczenie pozyskanego agenta. Kuron był sowicie wynagradzany. Następne spotkania z oficerami prowadzącymi odbywały się już w Austrii, Belgii, Luksemburgu, Hiszpanii oraz w Tunezji, a nawet na Seszelach. Kuron za pieniądze sprzedawał wschodnim Niemcom wszystko, co mógł. Nazwiska przewerbowanych na rzecz BfV agentów STASI, dane identyfikujące funkcjonariuszy operacyjnych kontrwywiadu, zakończone i trwające operacje kontrwywiadowcze, a także szczegóły współpracy BfV z BND oraz z zachodnimi służbami wywiadowczymi (w tym z CIA). Po latach, prokurator oskarżający Klausa Kurona oceniając szkody przez niego wyrządzone powiedział, że „Kuron sparaliżował znaczną część BfV przez okres ośmiu lat”. „Stern” nie został zdekonspirowany. Po upadku Muru Berlińskiego i Zjednoczeniu Niemiec sam się ujawnił organom kontrwywiadu RFN. Wcześniej miał epizod współpracy z KGB. Zdesperowany oferował nawet BfV swoją osobę w roli podwójnego agenta. Oferty nie przyjęto. Nie ufano mu. W 1990 roku ostał aresztowany. Po dwuletnim procesie został skazany za szpiegostwo na rzecz NRD. W lutym 1992 Wyższy Sąd Okręgowy w Düsseldorfie orzekł dla Klausa Kurona karę 12 lat pozbawienia wolności i przepadek gotówki w wysokości 690 000, - DM. Był to najwyżej zasądzony Wyrok jaki kiedykolwiek w RFN wydano w niemiecko-niemieckim procesie o szpiegostwo. Po odbyciu dwóch-trzecich kary Kuron został warunkowo zwolniony w 1998 roku.

Klaus Kuron miał bardzo duży wpływ na działanie całego kontrwywiadu RFN i mógł spokojnie sprawić, że sprawa duetu szpiegowskiego „Yon” i „Panna” nie będzie traktowana w pełni poważnie oraz mógł poinformować o tym HVA (i przez to KGB). Z jego pozycją nie było żadnego problemu, żeby pod pozorem np. przygotowania działań ofensywnych tj. zwerbowania Gontarczyków do współpracy - skręcić na moment sprawę. I tak mogło się właśnie stać. Przypomnijmy, co zeznał Andrzej Gontarczyk: w listopadzie lub w grudniu 1987 (czyli na 3-4 miesiące przed ucieczką) niemieckie służby specjalne przeprowadziły z nim nieudaną – jak twierdzi – rozmowę werbunkową. Teraz wydaje się jasne dlaczego niemiecki kontrwywiad „zbagatelizował” informacje o podwójnej roli Gontarczyków otrzymane od brytyjskich przyjaciół. Zadbać o to mógł „Stern”.

I tu przechodzimy do dalszych pytań jakie stawia autor opracowania. Jego zdaniem morderstwo charyzmatycznego kapłana - ks. Franciszka Blachnickiego ma wymiar ważny dla całego bloku wschodniego. W tym sensie, że nie jest to sprawa dotycząca jedynie Polski. Do ośrodka w Carlsbergu przyjeżdżali ludzie z rożnych krajów bloku wschodniego. Atak ks. Blachnickiego na bolszewizm był atakiem aktywnym, fundamentalnym i wyprowadzającym kościół z salek katechetycznych, wciągających młodych w aktywny wymiar społeczno-religijny. Taka aktywność musiała zostać zauważona przez KGB i pozostać zarówno bezpośrednim, jak i pośrednim zainteresowaniu wywiadowczym (tj. przez tzw. służby satelickie). W tym sensie pisze autor - zwłaszcza wobec planów kontrolowanej "przebudowy", tacy ludzie jak twórca ruchu Oazowego, organizacji Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów oraz drukarni Maksymilianum w Carlsbergu w jednym - byli bardzo groźni.

W dalszej części opracowania, autor formułuje fundamentalne pytania i ważne spostrzeżenia:

„Trzeba zadać sobie pytanie jakie konsekwencje strategiczne miała i w przyszłości mogła mieć działalności ks. Blachnickiego dla całego bloku wschodniego? Czy jest możliwe, że za całą operacją likwidacyjną księży stało KGB? np. w sprawie ks. Jerzego mamy już wiele takich poszlak. Znowu: wymiar działalności ks. Jerzego jest także potencjalnie strategiczny. Nie chcę wchodzić tu w rolę Kościoła w czasie 1989 i później, ale potencjał destrukcyjny wobec dogadywania się z komuną był właśnie w takich księżach, a nie w purpurze (z całą świadomością chronologii)”.

W nadesłanym materiale, autor wyraża przekonanie, że na wiodącą rolę KGB - wskazuje nie tylko osłona i ochrona operacji za pomocą np. szpiega Klausa Kurona, ale także stosowana trucizna (poza zasięgiem samego wywiadu PRL) i kontekst strategiczny. W tym sensie:

„możliwe jest nawet, że rozpracowanie księdza i "wystawienie" było dokonane przez Gontarczyków, natomiast sama realizacja przez wyspecjalizowane komórki KGB”.

W tamtych czasach były one niejako (po zabójstwie bułgarskiego dysydenta Georgi Markowa w Londynie w 1978) ukryte w Zarządzie S (nielegałowie). Wcześniej zaś był to: Departament VIII w I Zarządzie Głównym KGB, Departament V, Departament XIII itd.

Swoje opracowanie autor kończy mocną konkluzją:

„W każdym razie na podstawie powyższego uważam, że w morderstwie księdza Blachnickiego uczestniczyła szeroko rozumiana agentura KGB, która dostarczyła aktywną osłonę przed działaniami niemieckiego kontrwywiadu, najpewniej dostarczyła truciznę, a kto wie czy faktycznie nie kierowała całością po powzięciu strategicznej decyzji o likwidacji takich osób”.

"Całość zamyka się w jedną logiczną klamrę"

Na koniec kilka słów mego komentarza.

W pełni zgadzam się z główną myślą autora analizy, którą można sprowadzić do stwierdzenia, iż w operację wywiadowczą „Yon” prócz Departamentu I SB - zamieszane były służby specjalne NRD i ZSRR oraz uplasowana w strukturach zachodnioniemieckiego kontrwywiadu agentura wpływu. Bez aktywnej ochrony agentury HVA w niemieckim BfV (a tym samym KGB) - duet Andrzeja i Jolanty Gontarczyków nie miałby żadnych szans przeżycia na wolności zaraz po powzięciu przez BfV wiarygodnej wiadomości o ich szpiegowskiej działalności na terenie RFN. Dzięki roztoczonemu w ten sposób parasolowi - „Yon” i „Panna” mogli dokończyć, po śmierci ks. Franciszka Blachnickiego swego niszczycielskiego dzieła. Skutecznie skłócili środowisko polonijne skupione wokół ośrodka „Marianum” w Carlsbergu, całkowicie sparaliżowali działalność organizacji „ChSWN” oraz doprowadzili do ruiny finansowej drukarnię „Maksymilianum”. Po roku i prawie 2 miesiącach od daty zgonu ks. Blachnickiego (najprawdopodobniej ostrzeżeni), na wezwanie Centrali Wywiadu PRL wyjechali w pośpiechu w kwietniu 1988 roku do Polski. Ośrodek w Carlsbergu nigdy już nie powrócił do dawnej świetności.

Inną mam jednak perspektywę na ewentualny udział małżeństwa Gontarczyków w zgładzeniu ks. Franciszka Blachnickiego za pomocą trucizny. Autor analizy, błędnie moim zdaniem zakłada, brak dostępu dla zabójców z wywiadu cywilnego PRL do produkowanych w laboratoriach KGB trudno wykrywalnych trucizn. Przecież dysydent Georgi Markow został zabity przez agenta wywiadu bułgarskiego w Londynie w 1978 za pomocą dostarczonej im wcześniej przez KGB rycyny i specjalistycznej broni. Stało się to, na wyraźną prośbę Bułgarów. Szef KGB Jurij Andropow nie chciał angażować swoich służb bezpośrednio w zamach na dysydenta mieszkającego na terytorium państwa NATO i zgodził się tylko na udzielenie pomocy „technicznej” oraz na konsultacje swoich „specjalistów”. Podobna sytuacja mogła mieć miejsce w przypadku zabójstwa ks. Franciszka Blachnickiego. Jeśli uznamy za słuszny pogląd, że to KGB koordynowało mordy na polskich księżach w latach 80. ubiegłego wieku – całość zamyka się nam w jedną logiczną klamrę.

Kończąc już przypomnę, że w operację wywiadowczą „Yon” zaangażowani byli wysocy oficerowie Henryk Wróblewicz i Henryk Bosak, którzy już wcześniej nabyli spore doświadczenia w zaplanowaniu oraz w początkowej realizacji akcji „Widal” dotyczącej zgładzenia za pomocą trucizny Piotra Jeglińskiego.

CDN …

Piotr Woyciechowski, Twitter: @PiotrW1966

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...