Ks. prof. Bortkiewicz: Eucharystia jest racjonalna i potwierdzona w sposób kwestionujący sceptycyzm

Dodano:
Ks. prof. Paweł Bortkiewcz Źródło: PAP / Tytus Żmijewski
W czasie obchodów wielkoczwartkowych skupiamy uwagę na dramacie paschalnym, w którego centrum jest dar, który składa z siebie Bóg miłości i zdrada człowieka. Ujmujemy to przez wspomnienie ustanowienia Eucharystii, ale cała atmosfera każe nam niejako spoglądać na dramaturgię zdarzeń, a nie na ich istotę. Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa kieruje więc nasz wzrok na ową istotę, na tajemnicę obecności Boga z nami, obecności nie symbolicznej, ale realnej, jak chleb i wino – mówi portalowi DoRzeczy.pl ks. Prof. Paweł Bortkiewicz.

Dziś przypada uroczystość Bożego Ciała, czy mówiąc poprawnie Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Jakie znaczenie ma ten dzień w hierarchii świąt katolickich?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: W pewnym sensie ta uroczystość jest dopełnieniem tajemnic Wieczernika Wielkiego Czwartku. W czasie obchodów wielkoczwartkowych skupiamy uwagę na dramacie paschalnym, w którego centrum jest dar, który składa z siebie Bóg miłości i zdrada człowieka. Ujmujemy to przez wspomnienie ustanowienia Eucharystii, ale cała atmosfera każe nam niejako spoglądać na dramaturgię zdarzeń, a nie na ich istotę. Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa kieruje więc nasz wzrok na ową istotę, na tajemnicę obecności Boga z nami, obecności nie symbolicznej, ale realnej, jak chleb i wino.

Podczas przeistoczenia chleb zmienia się w ciało a wino w krew Jezusa Chrystusa. Wielu wierzących, szczególnie tych mniej interesujących się zagadnieniami teologicznymi ma problem ze zrozumieniem tej tajemnicy. Kościół uczy, że jest to realna obecność Chrystusa, a więc coś znacznie więcej niż wymiar duchowy, ale też właściwości fizyczne, skład chemiczny hostii czy wina pozostaje niezmienny. Jak więc to tłumaczyć?

Zacząłbym może od pięknych słów św. Tomasza z Akwinu z jego genialnego hymnu „Pange lingua gloriosi”. W czwartej zwrotce słyszymy, śpiewamy: „Słowem więc Wcielone Słowo/ chleb zamienia w Ciało Swe/ wino Krwią jest Chrystusową/ darmo wzrok to widzieć chce./ Tylko wiara Bożą mową/ pewność o tym w serca śle”. To jest tajemnica wiary, ale to nie znaczy, że nie możemy w jakimś stopniu się do niej zbliżyć. Żeby jednak to uczynić musimy mieć pewne narzędzia opisu rzeczywistości.

Klasyczna teoria bytu wskazuje, że każdy byt, czyli to, co jest składa się z substancji i przypadłości. Niezależnie od różnych przypadłości, cech zewnętrznych, zarówno Pan, jak i ja, mamy tę samą substancję, jakieś jądro naszego człowieczeństwa, jego istotę. W przypadku tajemnicy Eucharystii dokonuje się tak zwana „transsubstancjacja”, czyli właśnie przemiana, zmiana – mocą Boga – tej substancji. Substancja chleba staje się ciałem, choć przypadłości zostają. Podobnie z winem. To tak jakby dokonać głębokiej zamiany struktury cząsteczek bytu, ale w taki sposób, że nie zmieniają one swoich charakterystycznych, zewnętrznych cech. To, co jest tutaj kluczowe, to to, że zmiana dotyczy samej istoty, i że jest to zmiana realna, nie symboliczna. Chrystus, dokonując po raz pierwszy tej zmiany, tego przeistoczenia, powiedział „to jest Ciało… to jest Krew moja…”, a nie – „to oznacza moje ciało, to symbolizuje moją krew”. „Jest” to słowo absolutnie jednoznaczne.

Ta tajemnica jest dla współczesnych ludzi trudna do ogarnięcia. Zdarzały się przypadki apostazji wynikające właśnie z niezrozumienia tego, czym jest Eucharystia.

Eucharystia jest tajemnicą, która dokonuje się w przestrzeni wspólnoty wiary, a nie w laboratoriach i retortach. Dlatego nie można jej mierzyć miarą empirii, ale to nie znaczy, że jest nieracjonalna. Swoją drogą paradoksem naszej epoki ponowoczesnej jest to, że mamy skłonności wierzyć w zupełnie irracjonalne zjawiska, które nie dadzą się opisać żadnym aparatem pojęciowym. Mam na myśli na przykład jakieś narracje o „ciałach astralnych”, jesteśmy skłonni uznawać rzeczy nieprawdziwe za pewniki. Mam na myśli choćby tak zwaną „zmianę płci”, która obejmuje zmianę zaledwie części cech somatycznych), a wykazujemy opór wobec Eucharystii, która jest racjonalna, a nadto, jak wskazują cuda eucharystyczne – potwierdzana w sposób kwestionujący sceptycyzm.

Kiedyś, na pewnym spotkaniu młodzieżowym, bardzo młoda osoba przedstawiła własne rozumienie Eucharystii. Stwierdziła, że jak w filmach science-fiction są podróże w czasie, tak dla Boga nie ma czasu i na każdej Mszy Świętej uczestniczymy w czymś sprzed 2 tysięcy lat. Po prostu Jezus oddaje życie dla nas, a podczas komunii indywidualnej ofiara ma też indywidualny charakter. Czy takie wytłumaczenie nie jest paradoksalnie dość bliskie prawdzie?

To bardzo ciekawe tłumaczenie. Kryje w sobie bezsprzecznie fundamentalną prawdę – każda Msza Święta jest żywym uobecnieniem Ofiary Chrystusa. To znaczy, to nie jest wspomnienie rocznicowe, celebrowanie świąteczne, tak jak celebrujemy rocznicę Bitwy Warszawskiej czy Powstania. W każdej Mszy Chrystus staje pośród nas i przekazuje nam te wyjątkowe słowa” „Bierzcie… jedzcie… pijcie… To jest Ciało, to jest Krew moja…”. Możemy być pewni Jego obecności, Jego miłości, Jego bezgranicznej, konkretnej ofiary za każdego z nas. Jedyną niewiadomą jest tutaj mój osobisty stosunek do tego aktu miłości Boga.

W tym roku Boże Ciało ma bardzo wyjątkowy charakter, podobnie zresztą jak Wielki Post i Wielkanoc – pandemia osłabła, ale wciąż trwa, zaś uroczystości będą miały skromniejszą oprawę. Na szczęście ograniczenia dotyczące uczestnictwa w uroczystościach są już odwołane. Z drugiej strony rząd i biskupi apelują do wiernych o roztropność. Dyspensa jest w niektórych diecezjach utrzymana wobec osób chorych, czy „obawiających się zakażenia”. Jak takie osoby powinny przeżyć tę uroczystość?

Dobrze, że jesteśmy wezwani do roztropności działań. Ale też dobrze, i bardzo dobrze, że odradza się w nas, albo po prostu trwa ten głód Eucharystii. Myślę, że z racji istoty tego dnia, którym jest świętowanie tego, że Bóg jest z nami, jest realnie, jest na sposób żywej, miłującej bliskiej obecności, trzeba to wydarzenie odczytać jako dar i wezwanie. W jednej z przejmujących pieśni eucharystycznych śpiewamy: „Pójdź do Jezusa, do niebios bram./ W Nim tylko szukaj pociechy tam./ On Cię napoi krwią swoich ran,/ On Ojciec, lekarz, Pan”. Znamienne jest to „pójdź”, „szukaj”… Myślę, że warto wybrać się do kościoła na realne spotkanie z Chrystusem. W czasie procesji można wędrować za pomocą mediów, ale nie zapominałbym o owym „pójdź”!

I już szerzej – czego nas, jako katolików i Kościół nauczył ten czas pandemii? Czy możemy mówić o kryzysie, czy o odrodzeniu wiary, czy wierni wrócą do świątyń?

To bardzo ważne pytanie, ale czuję się bezradny, gdy idzie o odpowiedź. Kiedy spoglądam na minione czasy – jak plagi egipskie z ową dziesiątą, epidemiczną plagą, czasy św. Cypriana i epidemię nazwaną jego imieniem, czasy św. Augustyna, który zmarł w czasie epidemii, to widać, że te wydarzenia inspirowały ludzi wiary do wielkich przemyśleń i tematów. Izraelici zbudowali w czasach wyzwolenia z niewoli zaczątki swojej tożsamości i wiary w Boga, który okazał swą moc. Cyprian zostawił dzieło o śmiertelności, Augustyn podjął rozważania o naturze dobra w obliczu ewidentnego zła… My podejmowaliśmy i podejmujemy tematy o Eucharystii, o godności jej przyjmowania, o skuteczności jej działania. Jak zawsze czas kryzysu jest ambiwalentny – dla jednych jest okazją do uległości słabości, dla innych czasem umocnienia. Przyszłość zależy od tych mocnych. I jestem przekonany, że ci z nas, którzy umocnili w tych tygodniach swoją wiarę, ci, którzy ją rozbudzili są i będą solą tej ziemi. Oni będą tworzyć przyszłość.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...