Dziennikarka "Wyborczej" chce leczyć Kościół. Prof. Kucharczyk: Gaszenie ognia benzyną
Redaktor Dominika Wielowieyska z „Gazety Wyborczej” oznajmiła, że sposobem na poradzenie sobie z problemem pedofilii wśród duchownych Kościoła katolickiego jest poluzowanie zasad celibatu. Czy faktycznie tego typu rozwiązanie byłoby pomocne?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: Ten pomysł polega na założeniu, że wystarczy poluzować rygory, wtedy rozwiąże się problem. Otóż nie – założenie, że rezygnując z twardych zasad uda nam się uniknąć zła, to typowe gaszenie ognia benzyną.
Przed laty w Kościele obowiązywał tzw. Święty Post, czyli w dniu komunii świętej nie można było przed jej spożyciem nic jeść i pić. Dziś jest jedynie post eucharystyczny na godzinę przed mszą. Nie brak opinii, że wcześniej, problem nadużywania alkoholu przez księży był znacznie rzadszy niż dziś, ponieważ księża po północy nie mogli spożywać alkoholu, więc i nie mieli okazji do grzechu. Zgadza się Pan z tą opinią?
Z pewnością, gdy popatrzymy na stan Kościoła posoborowego, widzimy, że dostosowanie się do świata, poprzez znoszenie rozmaitych rygorów, było ślepą uliczką. Z prostej przyczyny – owe rygory były efektem doświadczeń, zawartych w tradycji Kościoła. Rezygnacja z nich, była tak naprawdę rezygnacją z zabezpieczeń. Dotyczyły one nie tylko spraw takich jak wspomniany post, ale też ubioru, zarówno księży diecezjalnych, jak i zakonnych habitów. Wynikało to z tradycji i roztropnego namysłu. I nagle reformatorzy przyszli i jednym pociągnięciem pióra postanowili wszystko poluzować. Zmieniono wielowiekowy ryt odprawiania Mszy Świętej, poluzowano dyscyplinę eucharystyczną, a także tę dotyczącą życia klasztornego, życia osób duchownych. I to nie przyniosło zakładanych efektów. A w ogóle, u podłoża tego wszystkiego, tego całego problemu Kościoła, leży jeszcze jeden, fundamentalny problem.
Jaki?
Problem wiary. Bo te wszelkie zboczenia, jak pedofilia, one mają miejsce dlatego, że kapłani nie wierzą w swoje powołanie. Czyli w sens bycia księdzem. To, że ksiądz nie ma żony, nie jest tu problemem. Brak wiary, jak najbardziej tak.
Tylko co powinno być remedium na tę sytuację?
Przypomnę, że mówił o tym św. Jan Paweł II, którego wszyscy bardzo hołubią, ale niekoniecznie realizują to, co jako papież głosił. W encyklice Fides et Ratio z 1998 roku, skierowanej do biskupów św. Jan Paweł II pisał wprost: zdrowa filozofia, na niej się buduje zdrową teologię, a na niej skuteczną formację kapłanów. Patrząc na formację seminaryjną w polskich seminariach chyba niewielu biskupów przejmuje się tymi słowami papieża Polaka. Oderwanie się od filozofii, sprawia, że wszystko leci na łeb i na szyję. Skupienie się tylko na emocjach, na samopoczuciu, które jest fajne, ale ulotne, nie prowadzi do niczego. I znów tu widzimy analogię do dawnych czasów. Bo dawniej formacja seminaryjna opierała się na zasadzie, że wiara potrzebuje rozumu, a rozum potrzebuje wiary. A nie na emocjach, że spotkamy się, będzie nam miło, powznosimy ręce do Pana i będzie dobrze. Otóż nie – emocja musi być głęboka, żeby była trwała.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.