Rewolucja się nie skończyła
Ludwik Dorn, przez lata najbliższy współpracownik Jarosława Kaczyńskiego, a dziś jeden z najbardziej radykalnych zwolenników opozycji, wezwał już Rafała Trzaskowskiego do nieuznawania wyników wyborów.
„Nie można [PiS-u] odsunąć od władzy przez kartkę wyborczą – pisze Dorn – więc pozostaje droga rewolucji demokratycznej. Ale nad przesłankami takiej rewolucji trzeba pracować, a pierwszą przesłanką jest odmowa uznania demokratycznej legitymacji p. Dudy. Wieś i małe miasteczka mogą zapewnić plebiscytarne przyklepanie rodzącego się autorytaryzmu, ale nie mogą utrzymać go przy władzy przeciw miastom, choćby z tego powodu, że to w miastach zlokalizowane są ośrodki władzy państwowej”.
To otwarty program urządzenia w Polsce „kolorowej rewolucji” przy pierwszej nadarzające się okazji. Na czym polega mechanizm tego rodzaju imprez? Przede wszystkim na neutralizacji demokratycznego („plebiscytarnego”) poparcia „wsi i miasteczek”. Chodzi więc o to, by najpierw grupę przedstawić jako tłum, a potem, by zgromadzony we właściwym miejscu tłum – przedstawić jako naród. Kluczową rolę w wylegitymowaniu takiej rewolucji odgrywają media i „międzynarodowa opinia publiczna”. Strategia rewolucji polega w takim wypadku na izolacji władzy i sparaliżowaniu jej możliwości reakcji nawet na działania zupełnie nielegalne.
Jeśli więc władze Rzeczypospolitej mają zachować zdolność obrony suwerenności, prawa i decyzji narodu – muszą zachować uznanie szersze niż tylko własnych zwolenników. Gdy skończy się fetowanie partii i sztabu – Prezydent powinien do końca przemyśleć orędzie swoich wyborców. Tym bardziej, że po raz kolejny obiecał „słuchanie ludzi”.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.