Były dyplomata ostro o opozycji: Chcąc zaszkodzić premierowi strzeliła sobie w stopę
Szczyt unijny był jednym z najważniejszych wydarzeń ostatniego tygodnia. Wynegocjowany budżet został uznany za wielki sukces. Z drugiej strony opozycja mówi, że wciąż przyznanie środków unijnych jest powiązane z praworządnością. A znów Parlament Europejski podważa wynik szczytu. Jak Pan, jako były dyplomata, ocenia te dyskusje?
Grzegorz Długi: To, że dyskusje się toczą, jest rzeczą całkowicie normalną. Zaskakuje mnie jednak to, że nie dyskutuje się w ogóle o tym, co najważniejsze. A tymczasem podczas szczytu doszło do prawdziwej rewolucji. Zmiany ustroju Unii Europejskiej.
To znaczy?
Po raz pierwszy wszyscy zgodzili się na to, żeby Unia Europejska wypuściła euroobligacje. Nie jako zbiór państw, ale jako podmiot prawny. To uwspólnotowienie długu. Nie ulega wątpliwości, że jest to atrybut superpaństwa. W tym momencie, gdyby powiedzmy Słowacja wystąpiła z Unii Europejskiej, to i tak dług Unii musi dalej spłacać, partycypować w nim. A więc mamy dwa aspekty – z jednej strony wyposażenie Wspólnoty w nowe kompetencje finansowe, czyli możliwość zaciągania długu, a z drugiej strony zgoda państw na to, aby budować system zależności między płatnościami a praworządnością, też jest nowością ustrojową.
Ale nie jest to, delikatnie mówiąc, do zastosowania?
Oczywiście, ale w tym momencie mówimy o kwestiach ustrojowych. W tej kwestii nie ma większego znaczenia, czy nasz premier wynegocjował, że takiego rozwiązania nie da się zastosować. Chodzi o to, że w praktyce nie było ono przewidziane w traktatach, a jednak państwa członkowskie postanowiły umożliwić warunkowanie pewnych finansowych przepływów, od praworządności. Tak, czy inaczej Unia otrzymała dodatkowe kompetencje. Uzależnianie wypłaty środków od innych kryteriów niż tylko finansowe oraz możliwość wspólnego zadłużania się, to prawdziwa rewolucja.
Politycy opozycji krytykują jednak nie to, że powstaje wspólne państwo, a w ogóle podważają działania rządu?
I to jest moja trzecia uwaga do tego szczytu. Chodzi właśnie o działanie niektórych polskich eurodeputowanych. Ich wypowiedzi przeciwko budżetowej perspektywie świadczą o ogromnym zacietrzewieniu. Doprowadziło ich ono do utraty kontaktu z rzeczywistością. Bo przecież pieniądze z tej perspektywy będą wypłacane w większości w przyszłej kadencji polskiego rządu. A więc bardzo prawdopodobne jest, że władza się zmieni. A więc politycy opozycji krytykując ten budżet, sami sobie szkodzą. Chcąc zaszkodzić i dopiec premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, strzelili sobie w stopę. To znaczy, tylko po to, żeby czasem premier nie mógł mówić, że wynegocjował najlepszy budżet w historii, wolą, by Polska otrzymała mniej pieniędzy. To jest totalne zacietrzewienie, brak jakiegokolwiek myślenia perspektywicznego. Martwi mnie to, że robią to też ludzie, których uważałem za rozsądnych. Chyba się myliłem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.