Okiem lekarza: Pamiętnik czasów pandemii
Impreza w górach. Pod koniec stycznia 2020 r. nasz cały zespół lekarski dobrze się bawił na weekendowej integracyjnej zabawie w tatrzańskim domku, niejeden z nas pokasływał czy kichał, ale nikomu do głowy nie przyszło, że może być potencjalnym zabójcą. Tańczyliśmy, piliśmy dobre wino, jeździliśmy na nartach i bawiliśmy się setnie – zostały nam bardzo miłe wspomnienia z chatki z widokiem na polskie pasmo Tatr Wysokich na tle błękitnego, mroźnego, styczniowego nieba.
Planowane wakacje. Znajomy miał zaplanowany urlop na Dalekim Wschodzie w lutym. Już wówczas pojawiały się niepokojące pytania - czy można tam bezpiecznie jechać ? Po wspólnych rozmowach, zasięgnięciu opinii naszych ekspertów uznaliśmy, że nie warto, gdyż, co prawda, wirus nie stanowi większego zagrożenia, ale chaos w jakim się znajdą urlopowicze może zepsuć najlepszy urlop. Jak się później okazało, to były prorocze przewidywania dla świata.
Preludium. 16 marca dzieci przymusowo zostały w domu – zamknięto przedszkola. Pod koniec marca internet obiegło słynne zdjęcie „Ciężarówek z Bergamo”. Odwołaliśmy wszystkie zabiegi ablacji. Wykonywaliśmy tylko pilne i rartujące życie zabiegi z dziedziny elektroterapii. Pacjenci, także ci z ostrymi chorobami, i tak się nie zgłaszali – większość ludzi była wystraszona. Liczba porad i hospitalizacji dramatycznie spadła (od 30% w przypadku chorób ostrych, zagrażających życiu, do 85% w przypadku porad ambulatoryjnych). Pacjenci, lekarze: wszycy byliśmy jak żuki znieruchomiałe na grzbietach w odruchu katalepsji.
Chaos. W kwietniu z chaosu zaczęły wyłaniać się różne zalecenia. Zalecenia towarzystw naukowych można ująć skrótowo tak: Jeśli się da – odwołujemy wszystko, leczymy tylko stany zagrożenia życia. Do dzisiaj to pokutuje. Ordynator podzielił nasz zespół na 3 grupy robocze rotujące się co 7 dni, abyśmy nie spotykali się i w razie, gdyby Inspektor SANEPIDu wydał decyzję o kwarantannie, by dotyczyła tylko 1/3 personelu. Każda grupa pracowała tydzień, następnie odpoczywała dwa tygodnie. W ten sposób personel lekarski został zmniejszony do 1/3 normalnego składu, ale i tak nie mieliśmy dużo pracy – pacjentów było niewielu, poradnia kardiologiczna pracowała „na telefon”. Sprzątaliśmy podłogi, szafki, uzupełnialiśmy zaległą dokumentację, wychodziliśmy wcześniej do domu. W takim trybie (tydzień pracy – 2 tygodnie odpoczynku) pracowaliśmy do 1 czerwca. Od czerwca staramy się pracować normalnie.
Stabilizacja. „Nomalnie” - oznacza, że każdy pacjent zanim trafi na oddział musi mieć ujemny wynik wymazu w kierunku SARS-CoV-2 na 24 godziny przed przyjęciem. To są „zaklęcia antykoronawirusowe”, odczyniane na potrzeby zabezpieczenia oddziału przed decyzjami SANEPID (groźba kwarantanny dla personelu i pacjentów, groźba wyłączenia oddziału na kilka dni), gdyż czułość wymazu z gardła lub nosogardła jest bardzo niska i najprawdopodobniej hospitalizujemy nieświadomie chorych z zakażeniem SARS-CoV-2. Na szczęście nie wiemy o tym ani my, ani pacjenci, ani SANEPID – i tylko dzięki tej błogiej niewiedzy możemy względnie normalnie pracować.
Kiedy wrócimy do normalnej pracy? Niska czułość metody, możliwa wysoka ilość wyników fałszywie pozytywnych w populacjach bezobjawowych, niska śmiertelność w badaniach przeprowadzanych przez Uniwersytet Stanford każe nam postawić pytanie: po co to robimy? Można ostrożnie założyć, że wykrywamy i izolujemy niewielki procent rzeczywistych zakażeń, reszta „chodzi i roznosi”. Z uwagą wpatrujemy się w maleńki wierzchołek góry lodowej, na której łagodnie od dawna pływamy.
Zmiany zapowiedziane przez Pana Ministra Adama Niedzielskiego (skrócenie kwarantanny) są krokiem w dobrą stronę, jednak nie wyeliminują nawarstwionych patologii związanych ze strachem przed kontaktem z osobą SARS-CoV-2 pozytywną, a więc strachem przed pacjentem. Aby to naprawić należy znieść obowiązek zgłaszania i izolacji chorych z podejrzeniem lub zakażeniem oraz znieść obowiązek kwarantanny dla osób z kontaktu Pozostawić decyzję co do izolacji lekarzowi - bez administracyjnych przymusów. Prawdopodobnie można to zrobić bez szkody dla zdrowia publicznego w Polsce.
Dr Paweł Basiukiewicz, kardiolog, specjalita chorób wewnętrznych, pracuje w Szpitalu Zachodnim w Grodzisku Mazowieckim, na co dzień zajmuje się elekroterapią
Tekst został opublikowany w Do Rzeczy o Zdrowiu 6/2020