Uhonorować profesora Sukiennickiego
Wiele lat temu o profesorze Sukiennickim w Kalifornii słychać było same miłe rzeczy. Moja ulubiona anegdota to ta, że Profesor przedstawiając się, podawał swój bardzo specyficzny bilet wizytowy. Na awersie było jego stały adres w Wilnie, na rewersie „adres tymczasowy” w Mountain View, California. Umarł w kwietniu 1983 r., pół roku po moim przyjeździe w te okolice z PRL.
Dr Maciej Siekierski z Hoover Institution był osobą najbliższą profesorowi w ostatnim okresie jego życia. Ponieważ jest poważnie chory, spytałem jego syna. Nick ustalił, że właściwie nie wiadomo, gdzie pochowano profesora. Jego syn Bohdan Andrzej zginął wraz z żoną w wypadku samolotowym. Pilotowana przez niego Cessna rozbiła się przy podejściu niedaleko domu w Cameron Park pod Sacramento w 2004 r. MSZ musi wynająć agencję, która odszuka grób profesora. Profesor umarł w powiecie Santa Clara. Trzeba szukać w tamtejszym urzędzie powiatowym.
A najlepszym sposobem na uhonorowanie go to ponownie opublikować opus magnum Wiktora Sukiennickiego: "East Central Europe During World War I: From Foreign Domination to National Independence", red. Maciej Siekierski, 2 vols. (New York and Boulder, CO: Columbia University Press and East European Monographs, 1984). On miał copyright.
Jest to najlepsza praca o północnej i wschodniej części Intermarium w czasie I wojny światowej. Dr Maciej Siekierski był redaktorem jego pracy. Wydawca już nie żyje. Był nim mój znajomy (i przy okazji też wydawca dwóch moich książek) profesor Stephen Fischer Galati, wielki przyjaciel Polski i Polaków. Prowadził on East European Monographs/Columbia University Press. Profesor Sukiennicki sam za wydanie zapłacił, ale professor Fischer Galati dopilnował, że to wyszło, zresztą faktycznie pośmiertnie. Wydawca mówił mi, że w porównaniu do profesora Sukiennickiego nikt nie był tak wymagający i dokładny, jeśli chodzi o sprawy redakcyjne. No i naturalnie dotyczy to też dr. Siekierskiego, który faktycznie wypełnił intelektualny testament autora.
Kim był profesor Sukiennicki? Najpełniejsze wspomnienie po polsku zostawił bodaj dr Siekierski ("Przegląd Wschodni", tom 14, zeszyt 3 (65) (2017): s. 645-651). To syn Wielkiego Księstwa Litewskiego. Urodził się w Aleksocie, wtedy osobnej miejscowości, a obecnie lewobrzeżnej dzielnicy Kowna. Wywodził się ze szlachty naturalnie. Pierwsze cztery lata gimnazjum zaliczył w Kownie. Jednak w 1914 r. wysłano go do rodziny w głąb imperium. Skończył gimnazjum w Rybińsku nad Wołgą w 1918 r., chociaż maturę złożył w Wilnie w 1919 r. Po I wojnie światowej skończył prawo na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, gdzie doktoryzował się na podstawie pracy o pruskiej kolonizacji w zachodniej Polsce w drugiej połowie XIX w. Potem obronił kolejny doktorat na uniwersytecie paryskim, tzw. Sorbona z prawa międzynarodowego, a konkretnie o koncepcji suwerenności w nowożytnej Europie. Habilitował się w Wilnie z prawa narodów. Wykładał w USB i w Szkole Nauk Politycznych; był wiodącym naukowcem w Instytucie Naukowo-Badawczym Europy Wschodniej. Poglądów postępowych, od 1918 r. Sukiennicki był członkiem tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej na Wileńszczyźnie i Kowieńszczyźnie. Brał udział w nieudanym zamachu stanu w Kownie w sierpniu 1919 r., uciekł aby uniknąć aresztowania i nigdy nie wrócił do domu. Potem walczył w wojnie przeciw bolszewikom w 1920 r., dosłużył się stopnia podporucznika. Otrzymał Krzyż Walecznych i Krzyż Niepodległości.
Po 1920 r. oddał się głównie karierze naukowej. Początkowo jednak politycznie angażował się w ruch ludowy; potem tkwił w rozmaitych liberalnych inicjatywach, szczególnie akademickich. Z czasem odszedł od czynnej polityki, popierał jednak zjednoczony front lewicy i zdecydowanie sprzeciwiał się gettu ławkowemu.
Jego pasją była jednak nauka. Od początku lat trzydziestych niestety wyspecjalizował się w sowietologii. Jak przyznawał otwarcie w Kalifornii, był typowym liberalnym „użyteczym idiotą”. Kiedyś pojechał na zaproszenie komunistów na dłuższą podróż do Sowdepii i przywiózł ze sobą stamtąd niemal cały wagon materiałów. Na ich podstawie pisał rozmaite traktaty, które przyniosły mu sławę naukową w środowisku postępowym. Dopiero po II wojnie światowej, w Kalifornii, przyznał, że to wszystko było nic nie warte, że został po prostu oszukany przez komunistów. Zrozumiał to zresztą chyba już we wrześniu 1939 r.
To właśnie dzięki profesorowi Sukiennickiemu wprowadzono w naukowy obieg słowo „radziecki” w odniesieniu do Związku Sowieckiego. A „radziecki” było nie tylko instrumentem propagandowym komunistów aby złagodzić "image" Sowdepii, ale przede wszystkim słowo to jest niepoprawne po polsku, bo od „radca” a nie od „radzić”. Tłumaczył to wielokrotnie śp. Wojciech Wasiutyński. Nota bene, twórca tego odpychającego neologizmu na emigracji całkowicie od niego odszedł i pisał i mówił tylko i wyłącznie o Sowietach, sowieckości, oraz Związku Sowieckim.
„Radziecki” to sowiecka propaganda. I taką samą wartość w zasadzie miały sowietologiczne wynurzenia spod pióra profesora Wiktora Sukiennickiego w latach trzydziestych. W tym sensie międzywojenny dorobek Profesora o Sowdepii był bezwartościowy. Oparty był bowiem na fałszerstwach, chciejstwie i liberalnych pakułach filokomunizmu. Piał peany o gospodarce socjalistycznej, poważnie pochylał się nad prawem sowieckim oraz bez żenady opisywał rzekome sukcesy Sowdepii.
Oprócz pełnienia funkcji filosowieckich naiwniaków prof. Sukiennicki i jego żona (Halina z Zasztowtów) – jako prawnicy – bronili agentów sowieckich w Wilnie, którzy naturalnie oszukali postępowych naiwniaków, że wcale komunistami nie byli. Profesor Sukiennicki zapłacił straszną cenę za swoje postępowe wybory. Walczył w kampanii wrześniowej, uniknął w niewoli. Po wcieleniu Litwy do Sowdepii w czerwcu 1940 r. miał trafić do obozu w Griazowcu; jeśli tak, to udało mu się uniknąć Katynia dosłownie o 3 miesiące. Potem zwolniono go, ale w czerwcu 1941 r. ponownie aresztowało go NKWD. Miał okazję „nacieszyć się” gospodarką „radziecką” harując w Gułagu pod Krasnojarskiem. Zwolniony pod koniec grudnia 1941 r., zatrudnił się w dyplomacji RP. Sekretarzował ambasadzie w Kujbyszewie. Potem ewakuowany do Iranu, pracował w poselstwie polskim w Teheranie, gdzie kolegował się z m.in. konsulem, dr. Jerzym Lenczowskim, nota bene też naszym sąsiadem i dobrym znajomym w Kalifornii. Zajmowali się obaj uchodźcami z Sowdepii, a ponadto Wiktor Sukiennicki skoncentrował się na opracowywaniu sprawy katyńskiej.
Po wojnie profesor Sukiennicki znalazł się w Anglii. Szefował wydziałowi prawa Polskiego Uniwersytetowi na Wychodźctwie, którego agendy były przy Oxfordzie. W 1959 r. znalazł się w Kalifornii. Zaangażował się w rozmaite inicjatywy intelektualne polonijne, ale jako projekt swego życia wziął na siebie niezwykle trudne zadanie wielowątkowego zbadania dziejów Rzeczypospolitej i jej sąsiadów w czasie I wojny światowej. Udało mu się stworzyć wiekopomną pracę, wyśmienite studium polityczne, dyplomatyczne i militarne.
Oto próbka: „Nie było łatwym aby odpowiednio zdefiniować słowa ‘naród’ i ‘narodowość’. Tradycyjnie były one rozumiane w politycznym raczej niż etnicznym sensie; były one synonimami ‘obywatelstwa,’ sugerując tych, którzy cieszyli się prawami politycznymi. W wielorasowym, wielojęzycznym, oraz wieloreligijnym terytorium między Rosjanami a Niemcami podkreślano szczególnie polityczne znaczeniełacińskiego słowa natio... W czasie Kongresu Wiedeńskiego nie było wątpliwości, że stara nazwa natione Polonus była dużo bardziej pojemna niż gente Polonus... Jednak w drugiej połowie XIX w. słowo ‘naród’ i ‘narodowość’ nabrały bardziej etnicznego niż politycznego charakteru... Tak długo jako słowo ‘Polak’ używano w szerokim sensie jako nazwisko ‘rodowe’, Polacy nie tylko cieszyli się z narodowego odrodzenia swoich‘braci’ Litwinów, Ukraińców i Białorusinów, ale również wzięli w nim aktywny udział... Tak zwani rusińscy (ukraińscy) chłopi... stali się politycznie i narodowo świadomi, oraz zaczęli domagać się równych praw z Polakami. Formuła stosowana przez politycznie aktywnych Ukraińców w starej Rzeczypospolitej ‘Gente Ruthenus, natione Polonus’ zdezaktualizowała się... Narastające ukraińskie żądania ‘rutenizacji’… zastąpiły uprzednio życzliwe podejście do ukraińskiego ‘odrodzenia’ narodowego. Byli ‘bracia’ stali się zaciekłymi rywalami politycznymi, jeśli nie upartymi wrogami”.
I zachodnim braku zrozumienia dla tradycji starej RP: “Podczas omawiania ‘raczej obszernego’ kwestii Chełma, autor [z brytyjskiego Foreign Office]... stwierdził: ‘wpływ polski jest najsilniejszy w cywilizacji tego regionu, ale nie próbował on siłowo narzucić się na Małorusinów [Ukraińców].’... W rzeczywistości, jednak, podobna zasada polityczna była stosowana nie tylko w rejonie Chełma ale na całym obszarze Rzeczypospolitej, a to tłumaczy rzekomą polską ‘porażkę’ w kwestii asymilacji Rusi i Ukrainy. Mówiąc wprost, stara Rzeczypospolita nie usiłowała siłowo narzucić swym obywatelom żadnej ostatecznej cywilizacji; tym sposobem bez wątpliwości działała antagonistycznie w stosunku do teorii i praktyki swoich wschodnich i zachodnich sąsiadów, a – w końcu – została zniszczona przez ich bardziej wydolne zcentralizowane, i.e., autokratyczne, rządy i armie”.
O Niemcach i bolszewikach w Brześciu Litewskim profesor Sukiennicki pisał: „Obie strony działały w złej woli. W rzeczywistości żadna z nich nie była zainteresowana prawdziwym ‘narodowym samostanowieniem’. Obie miały zamiar pod płaszczykiem tego uzyskać cele, które zupełnie nie zgadzały się z prawdziwymi pragnienieniami ludów bezpośrednio w tym zainteresowanych. Stąd żadna ze stron negocjujących nie chciała zaprosić reprezentantów tych ludów do negocjacji, mimo, że obie strony stawiały argumenty, żeby takowych rzekomo ściągnąć na debaty pokojowe”.
Albo: „Tak długo jak kontynuowano wojnę, Niemcy preferowali mieć wolną rękę i opóźniali ostateczną decyzję o przyszłym losie terenów na wschodzie. Ich generalnym celem było kontrolowanie jak największego terytorium jak tylko to było możliwe, ale zarówno stopień kontroli i jego terytorialne ograniczenia były zależne od rezultatów osiągniętych na polu bitwy. Gdy – z powodu konieczności wynikających z wojny czy propagandy – Niemcy wypowiadali się publicznie o tych sprawach, starali się być tak bardzo niejednoznaczni jak było to możliwe i przedstawiać ‘ramy bez obrazu’".
I w końcu: „Podczas wojny nie liczyły się żadne prawne, moralne, czy inne niematerialne argumenty, a tylko militarna skuteczność. Alianci byli gotowi poprzeć każdego bez względu na jego polityczne czy społeczne opinie, kto chciał i mógł walczyć przeciw Niemcom, ale tylko tak długo jak to rzeczywiście robił... Polskie zdeterminowanie aby wziąć aktywny udział w wojnie z Niemcami było głównym argumentem na rzecz restauracji polskiego państwa po wojnie".
Ani cienia międzywojennej, liberalnej naiwności. Wiktor Sukiennicki napisał bezmrzonkowe studium regionu w momencie przełomowym. Zupełnie inaczej niż jego sowietologiczne bujanie w chmurach przed 1939 r. Najlepszym pomnikiem dla Profesora oraz dla wizerunku Polski za granicą byłoby, gdyby nadwiślański MSZ wydał tę książkę ponownie po angielsku. Może spóbować w Yale University Press. Tamtejszy wydawca jest raczej życzliwy. Wydał nawet Józefa Mackiewicza – "Zwycięstwo prowokacji". Może wyda też Wiktora Sukiennickiego, kto wie? No ale trzeba się wokół tego zakręcić.
Marek Jan Chodakiewicz,
Washington DC, 17 września 2020
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.