Ekspert: Nord Stream II stał się tematem kampanii wyborczej w Niemczech
Jeszcze półtora tygodnia temu można było odnieść wrażenie, że Niemcy faktycznie chcą wycofać się z dokończenia budowy gazociągu Nord Stream II. Jednak po piątkowej debacie w Bundestagu sprawa wygląda na nieco bardziej skomplikowaną. O co w tym wszystkim chodzi?
Olga Doleśniak-Harczuk: Frakcja Zielonych w Bundestagu zażądała natychmiastowego zaprzestania budowy Nord Stream II. To żądanie sformułowano w oficjalnym wniosku do rządu federalnego. Na tym samym posiedzeniu Bundestagu posłowie zajmowali się jednak jeszcze innym wnioskiem, złożonym przez frakcję Alternatywy dla Niemiec (AfD). Członkowie frakcji AfD żądali z kolei wsparcia rządu federalnego dla dokończenia budowy gazociągu. Debatowano więc nad zakończeniem budowy i nad jej dokończeniem. Stanowisko Zielonych starło się ze stanowiskiem nie tylko AfD, ale i wszystkich pozostałych klubów parlamentarnych, ponieważ ani wśród przedstawicieli SPD, ani CDU, czyli polityków należących do partii tworzących koalicję rządową, nie znalazł się nikt, kto krytycznie odniósłby się do kontynuowania projektu. Na sali zabrakło Norberta Röttgena z CDU, szefa komisji spraw zagranicznych w Bundestagu, który jako jeden z pierwszych polityków powiedział o możliwym zakończeniu budowy gazociągu.
O co dokładnie zabiegali Zieloni?
Reprezentująca Zielonych Annalena Baerbock odwołując się do europejskiej solidarności wzywała rząd federalny do zakończenia budowy NS II. Jej zdaniem Niemcy, które w tym półroczu dodatkowo sprawują prezydencję w Radzie UE nie zachowują się solidarnie forsując projekt uderzający w interesy państw takich jak Ukraina, ale i ignorując obawy Polski. Baerbock przypomniała, że Federalna Agencja ds. Sieci [Bundesnetzagentur] zadecydowała w maju, że Nord Stream II nie zostanie wyłączony spod działania dyrektywy gazowej UE, więc de facto dokończenie budowy i tak jest zawieszone. Zieloni najwidoczniej liczą na to, że niemiecka biurokracja sama pogrąży projekt, który ich zdaniem jest niczym innym jak ciosem w europejską solidarność i pośrednim sposobem na finansowe wspieranie Kremla. Zresztą trzeba Zielonym oddać sprawiedliwość, że w sprawie Nord Stream II od lat apelują o wstrzymanie budowy i tyczy się to zarówno posłów Bundestagu jak i eurodeputowanych.
Czy w Bundestagu poruszono sprawę Aleksieja Nawalnego jako tej iskry, która miała skłonić Niemców do rozważenia rezygnacji z Nord Stream II?
Tak, Baerbock odwołała się do próby otrucia Nawalnego, ale w swojej mowie poruszyła też agresję Rosji na wschodzie Ukrainy, bombardowania szpitali w Syrii, ostatnie wydarzenia na Białorusi. Wspomniała też o osobistej interwencji kanclerz Angeli Merkel zimą 2019 roku u prezydenta Francji Emmanuela Macrona, by Francja przychyliła się do uznania Nord Stream II za kwestię, która powinna pozostać w gestii Niemiec a nie całej UE. Poruszany przez Zielonych wątek rosyjskiej agresji i nieobliczalności został przez niektórych obecnych skwitowany jako niepoważny. Jens Koeppen z CDU/CSU wprost stwierdził, że sankcje nie zastąpią polityki zagranicznej i podał w wątpliwość ich zastosowanie w momencie, gdy zawodzi dyplomacja. Powiedział też, że jeżeli Niemcy wstrzymają budowę NSII na ostatniej prostej - bo po stronie niemieckiej zostało 30 kilometrów do ukończenia, to „strzelą sobie sami w kolano”. Zielonych zaś oskarżył o akcjonizm i brak wyobraźni.
Czy komentowano jakoś niedawną próbę udobruchania Waszyngtonu przez ministra finansów Niemiec Olafa Scholza?
Scholzowi dostało się od Zielonych za podjętą przez niego misję przekonania Stanów Zjednoczonych do zaniechania sankcji wobec NSII w zamian za miliard euro zainwestowany przez Niemcy w terminale gazowe przeznaczone do przyjmowanie amerykańskiego LNG. Taką ofertę Olaf Scholz miał złożyć 7 sierpnia Stevenowi Mnuchinowi, sekretarzowi skarbu USA. Sprawę ujawnił tygodnik „Die Zeit”, a dotyczyła ona gazoportów w Brunsbüttel i Wilhelmshaven. Rzecznik ministerstwa finansów nie chciał komentować tej informacji. W Bundestagu w trakcie debaty kilkakrotnie posłowie różnych partii nawiązywali do misji Olafa Scholza. Dla Zielonych była ona „torpedowaniem wspólnej polityki europejskiej i działaniem sprzecznym z agendą klimatyczną UE” a dla polityka postkomunistycznej LINKE, Dietmara Bartscha miliard euro oferowany przez Scholza Stanom Zjednoczonym to „okup”. Co ciekawe, Bartsch oskarżył Zielonych, że żądając natychmiastowego zaprzestania budowy NS II sami stali się „lobbystami amerykańskiego gazu”, a ich wniosek jest świadectwem kapitulacji wobec presji USA, więc miejscami było wyjątkowo gorąco na sali obrad.
Reprezentujący frakcję CDU/CSU Andreas Lenz argumentował, że Nord Stream II wcale nie zagraża bezpieczeństwu energetycznemu Niemiec i Europy, ale wręcz przeciwnie – przyczynia się do wzrostu tego bezpieczeństwa. Wielokrotnie na sali padał argument, że gaz to surowiec pomostowy, dzięki któremu niemiecka gospodarka i społeczeństwo do 2050 roku będą w stanie całkowicie przejść na energię odnawialną. Lenz podkreślał, że w razie zatrzymania budowy państwo niemieckie będzie musiało z pieniędzy podatników wypłacić odszkodowania firmom zaangażowanym w budowę gazociągu. Inny polityk, tym razem z SPD stwierdził, że zatrzymanie projektu negatywnie wpłynie na stosunki niemiecko-rosyjskie ponieważ Niemcy ograniczą tym samym swój wpływ na Rosję. Ten polityk nazywa się Johann Saathoff i przy rządzie federalnym odpowiada za koordynowanie współpracy z Rosją, Azją Centralną i państwami Partnerstwa Wschodniego. To typowy przedstawiciel idei „zmian prze zbliżenie”, takiego niemieckiego panaceum na wszystko, co ma jakikolwiek związek z Rosją. Za każdym razem, gdy Rosja pokazuje rogi, zwolennicy strategii zbliżenia apelują o jeszcze więcej bliskości. Partyjna koleżanka Johanna Saathofa, Manuela Schwesig będąca premierem landu Meklemburgia-Pomorze Przednie ostro zaatakowała Zielonych zarzucając im, że chcą z dnia na dzień wymusić na rządzie decyzje sprzeczne z interesem gospodarczym Niemiec. Nazajutrz po tej debacie „Bild” opublikował na swojej stronie internetowej artykuł zatytułowany „Jak Manuela Schwesig odwala lobbystyczną robotę dla Kremla – najbardziej żarliwa towarzyszka Putina”. Pisano m.in. o tym, że Schwesig wielokrotnie spotykała się z Gerhardem Schröderem a Meklemburgia Pomorze-Przednie bardzo korzysta gospodarczo na dobrej współpracy z rosyjskim gigantem gazowym.
Były kanclerz Gerhard Schröder komentował ostatnie zamieszanie wokół NSII?
Były kanclerz Niemiec i przewodniczący rady dyrektorów spółki Nord Stream II prowadzi ożywione życie towarzyskie, chętnie pozuje ze swoją małżonką Kim So-yeon w mediach społecznościowych, a to skomentuje start Bundesligi a to pokaże się z kijem na polu golfowym. Schröder stał się celebrytą. O gazociągu jednak nie mówi i zdaje się ignorować wezwania niektórych chadeków i Zielonych do rezygnacji z lukratywnej posady u Rosjan. 1 lipca wziął udział w charakterze niezależnego biegłego w obradach komisji Bundestagu ds. gospodarki i energii, podczas których zastanawiano się jak zareagować na kolejne groźby sankcji na NSII ze strony Waszyngtonu. Wtedy Schröder we właściwym sobie stylu stwierdził, że Niemcy nie mogą ulegać amerykańskiej presji. To nie jest ten typ, który nagle się zawstydzi i rzuci posadę swojego życia by zadowolić opinię publiczną, czy kilku polityków. Jeżeli zrezygnuje, to tylko dlatego, że będzie zmęczony, a jak na razie wygląda na pełnego energii.
Jak niemieckie media podchodzą do kwestii ewentualnego zatrzymania budowy NSII?
To zależy od medium. Na początku czołowe dzienniki, takie jak Frankfurter Allgemeine Zeitung czy Süddeutsche Zeitung pisały o „dramatycznym przemodelowaniu stosunków niemiecko-rosyjskich”, o pewnego rodzaju zerwaniu z dotychczasową strategią zmian poprzez zbliżenie. Dziś nie brakuje głosów, że zerwanie z gazociągiem, który jest już gotowy w 97 procentach i którego budowa pochłonęła 10 miliardów euro pociągnie za sobą katastrofalne skutki dla Niemiec. Dla gospodarki, ale i opinii państwa. Latami słyszeliśmy od niemieckich polityków, że Nord Stream II to prywatny interes, teraz nagle się okazuje, że projekt był prywatny, ale wsparcie dla niego państwowe. Na łamach Handelsblatt zastanawiano się ostatnio, co by było gdyby Rosja w reakcji na zatrzymanie budowy NSII zakręciła kurek dla przesyłu gazu gazociągiem Nord Stream I. Takie scenariusze rozważa się w niemieckich redakcjach.
Temat otrucia Aleksieja Nawalnego zszedł na dalszy plan, czego można się było spodziewać. To Stany Zjednoczone są decydującym graczem. Mają kluczową rolę w być albo nie być Nord Stream II i to niezależnie od barw politycznych. Zarówno demokraci jak i republikanie udowodnili, że w sprawie rosyjskiego gazu mówią jednym głosem i w Niemczech to w końcu zrozumiano. Pamiętajmy poza tym, że w Niemczech trwa już kampania wyborcza, chadecy w grudniu wybiorą następcę Annegret Kramp-Karrenbauer, socjaldemokraci rozglądają się za alternatywę dla bycia wiecznym junior partnerem CDU/CSU, Zieloni chcą się pokazać nie tylko jako obrońcy klimatu, ale i praw człowieka. Jedne partie starają się podebrać innym elektorat, najcięższe walki stoczą się o wyborców Zielonych, chadecja już teraz stosuje chwyty znane z repertuaru Angeli Merkel. Jesienią 2021 roku Niemcy wybiorą nowy Bundestag, a potem politycy wyłonią nowego kanclerza. Temat Nord Stream II jest jednym z elementów kampanii a ta się zaostrza. Nie mówmy o nagle obudzonym sumieniu niemieckich polityków, którzy nagle zrozumieli, że Rosja nie cofnie się przed niczym by osiągnąć swój cel. Berlin dobrze wie z jakim partnerem ma do czynienia. Sprawa Nawalnego może być zasłoną dymną, która pozwoli ocalić twarz, ale raczej nie jest tą iskrą, która podpali Nord Stream II.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.