Stanislav Andreski: Wielki nieznany
Przekroczył „zieloną granicę” na Słowację, przeszedł na Węgry. Stamtąd dalej przez Jugosławię i Włochy dotarł do Francji, do Wojska Polskiego. W lipcu 1940 r. dożeglował do Anglii, gdzie znów znalazł się w szeregach WP.
Na froncie dostawaliśmy baty, w Wielkiej Brytanii nic się nie działo. Andrzejewski nie chciał marnować czasu. Władze wojskowe pozwoliły mu na uczęszczanie na London School of Economics, gdzie jego mistrzem stał się wybitny socjolog Karl Mannheim. To on zaraził Andrzejewskiego Maxem Weberem. Wdrażał się w myśl weberowską podczas okupacji Niemiec, w ramach 1 Dywizji Pancernej, już po ukończeniu studiów zasadniczych. Specjalizował się też w myśli Herberta Spencera i Augusta Comte, których dzieła potem redagował. Po powrocie do Anglii kontynuował studia, uzyskał doktorat.
Po wojnie i demobilizacji, nie wrócił pod sowiecką okupację. Zmienił nazwisko dla celów profesjonalnych na "Andreski". Przyjął kontrakt akademicki w Południowej Afryce, gdzie uczył przez następne kilka lat. Następnie podróżował do Chile, Nigerii, Japonii, gdzie również wykładał na tamtejszych uczelniach wyższych. W 1964 r. wrócił do Anglii, gdzie współzakładał katedrę socjologii w Reading University, a pracował tam do 1984 r., gdy odszedł na emerturę. Jednocześnie na stale związał się jako wykładowca z the Polish University in Exile/Polski Uniwersytet na Obczyźnie. Wykładał tam właściwie do śmierci.
Był pionierem socjologii wojskowej. Zajął się wojskiem jako zjawiskiem społecznym. Echa jego przemyśleń można znaleźć u takich gigantów jak John Keegan. Zresztą praca ta pełna jest złotych myśli, na przykład propozycji, aby zrobić przymierze z komunistycznymi Chinami przeciwko Sowdepii. W 1954 r.!
Jako jeden z pierwszych, pochylił się nad wyłaniającymi się patologiami w wybijających się na niepodległość państwach afrykańskich. Zbadał również pasożytnicze układy społeczne i polityczne w Ameryce Łacińskiej. Największą sławę przyniosła mu praca "Nauki społeczne jako czarnoksiężnictwo" (Social Sciences as Sorcery). Jest to po prostu świetna pozycja. Zamiast parafrazować, postanowiłem przetłumaczyć fragmenty i pokazać kilka perełek.
Nauki społeczne vs. Nauki ścisłe:
“Istnieje asymetria między ekspertyzą w naukach ścisłych i naukach społecznych. Ktoś nieznający się na naukach ścisłych staje się całkowicie oniemiałym w każdej dyskusji na ten temat; ale siedząc cicho zbawiony jest on od możliwej pokusy bluzgania nonsensem. Z drugiej strony, jeśli chodzi o sprawy dotyczące nauk społecznych, jest wprost przeciwnie: wszyscy czują się upoważneni do wyrażania ostrych poglądów, a nie mamy solidnych drogowskazów aby ostrzec przed zasadzkami ignorancji, sofistyki, czy nawet głupoty; podczas gdy brak wiedzy regularnie wyraża się w przekonaniu, że sprawy są proste i nie wymagają głębokich badań – co tłumaczy dlaczego tak wielu naukowców ścisłych jest gotowych oferować swoje głupiutkie opinie o polityce”.
Konformizm naukowy:
„W każdym razie skądkolwiek przychodzą naciski, badacz społeczeństwa, który nie wierzy w udawanie czy stąpanie na paluszkach ma niewielką szansę, że go zostawią w spokoju jak jego kolegów z nauk ścisłych. A, ponieważ nie każdy ma wystarczającą siłę woli aby wytrzymać w nigdy nie kończącej się walce o intelektualną uczciwość, większość ludzi nauk społecznych grawituje w stronę problemów, metod i konkluzji, które, bez względu na to jak są sterylne, mają najmniejszą szansę aby spowodować niezadowolenie potentatów bądź ludności. Pchnięci przez pragnienie aby grać bezpiecznie często posuwają się nawet dalej niż jest tego potrzeba dostosowując swoje żagle do dominujących wiatrów”.
Budzenie czytelników:
“W sprawach gdzie dominuje niepewność a informacje przyjmuje się na podstawie zaufania, jest usprawiedliwione, gdy próbuje się obudzić czytelników aby zwracali uwagę bardziej krytycznie poprzez pokazywanie im, że w badaniach nad sprawami ludzkimi uniki i zwodzenie z reguły są bardziej opłacalne niż mówienie prawdy”.
Szarlatani jako naukowcy:
„Renomowany autor musiałby mieć nadzwyczajny charakter (zaiste, musiałby być w pewnym sensie nadczłowiekiem) aby być w stanie pisać płodnie wiedząc w pełni, że jego prace są bezwartościowe oraz, że on jest szarlatanem, którego sława jest całkowicie niezasłużona i oparta jedynie na głupocie i naiwności jego wielbicieli. Jeśli nawet miałby on jakieś wątpliwości o słuszności swego podejścia na pewnym etapie swej kariery, sukces i admiracja wnet przekonałyby go o jego własnym geniuszu i historycznej wartości jego wymysłów...
To nie pośród słynnych pisarzy możemy odnaleść cynicznych szarlatanów, a wśród tych, co piszą mało albo nic, a których ego są w konsekwencji nie oddane żadnej szczególnej opinii czy podejściu, oraz którzy nie martwią się dlatego, o to jaką sztuczkę użyją aby wydoić organizacje rozdające fundusze... Nawet osobnicy tego typu ponadto mają kłopot w utrzymaniu twardego cynizmu i zwykle kończą sprawy przekonując siebie o wartości czegokowiek co oni robią dlatego, że nikt nie lubi przyznawać się przed sobą, że człowiek utrzymuje się za pomocą niegodnych środków. W każdym razie najśmiertelniejsi agenci infekcji kulturowej to nie bezczelni cynicy, ale sekciarze skłonni do samooszukiwania się oraz bojaźliwi biurokraci pragnący podłączyć się pod zwycięscę, którzy bezkwestionowania zrównują popularność i doczesny sukces ze wrodzoną zasługą”.
Strukturalne powody i kontekst instytucjonalny intelektualnej zapaści na zachodnich uniwersytetach – wyrażanej jako tyrania akademickich miernot:
“W przedmiotach dotyczących ludzkiego zachowania, gdzie dobrze uzasadnione normy doskonałości właściwie nie istnieją, nic nie wyklucza wyselekcjonowania na pozycję władzy bez nawet najmniejszego względu na intelektualną jakość. Tam, gdzie nagrody są ponętne, ale reguły gry tak mętne, że uczciwą grę prawie nie można odróżnić od oszustwa, nie jest bardzo prawdopodobnym, że idealiści i niepraktyczni poszukiwacze prawdy dostaną się na szczyt; i im o większe kwoty idzie gra, tym bardziej bezwzględna jest przepychanka i tym większe szanse, że antyintelektualni manipulatorzy zwyciężą.
Koncentracja kontroli ma wpływ na szerzenie się ideii poprzez swoje oddziaływanie na relatywne szansy we współzawodnictwie o sławę; ponieważ władza nadaje status nie tylko na jej posiadanie, ale również na ich produkty... Ludzie zawsze podziwiają bogactwo i władzę, oraz przypisują ich właścicielom ponadprzeciętne cnoty, których oni nie posiadają. Co należy podkreślić jednak (oprócz destrukcji entuzjazmu i wolnego obiegu ideii, tak potrzebnych dla prawdziwie kreatywnej pracy) to jest fakt, że uniformizacja badań społecznych produkuje mentalne podupadanie u szefów, których zdolności do samokrytyki ulegają atrofii w wyniku bycia otoczonym przez potulnych pismaków i pochlebców. Dlatego też oprócz wstępnej selekcji negatywnej ludzi mniejszego kalibru na czołowe pozycje w przemyśle badań nauk społecznych, zachodzi też proces wtórny, który powoduje, że ich kaliber jeszcze bardziej się obniża, im dłużej zostają oni na szczycie. Ale dzieją się też jeszcze inne rzeczy.
W wyniku endemicznej choroby biurokratycznej, którą [brytyjski Cyril] Northcote Parkinson nazywa enjelitis, im bardziej przeciętniacki szef, tym bardziej entuzjastycznie stara się on zredukować wszystkich w polu do statusu robota badawczego. Oprócz czystej zawiści, tendencja ta wynika ze strachu aby – poprzez pokazanie, że równie czy nawet bardziej ważne rezultaty można osiągnąć poprzez niedrogą pracę indywidualną – intelektualny rzemieślnik osłabia sprawę wydawania potężnych sum na imperia badań społecznych.
Gdy ludzie, którym brak czy to zdolności czy pragnienia oryginalnego myślenia osądzają co musi czy nie musi być badane, oni niezmiennie faworyzują rutynowe badania zamiast czegoś, co może nas zawieść do prawdziwego odkrycia. Oprócz ich osobistych skłonności, zwykła roztropność wymaga aby szef badań stawiał na bezpieczną miernotę jako preferowaną ponad nieprzewidywalną oryginalność dlatego, że jego instytucja potrzebuje pieniędzy, kontrolowanych przez biurokratów i finansistów, którzy chcieliby zobaczyć ‘dorobek’, którego jakości nie są w stanie osądzić, a którym brak wyobraźni aby pojąć co mogliby przegapić, gdyby nie poparli bardziej spekulatywne rodzaje dociekania....
Ale, można powiedzić, że to działo się w złej przeszłości; jesteśmy teraz bardziej oświeceni. Niestety prawda jest taka, że mimo, że możemy być bardziej tolerancyjni na temat uprzedzeń przeszłości, nie ma dowodu na to, że mamy jednakowo szerokie horyzonty jeśli chodzi o współczesne uprzedzenia.... Budowanie fundamentów nauk społecznych było możliwe dzięki szczęśliwym przypadkom zbieżności talentu, zainteresowania i niezarobionych dochodów... Zniknięcie klasy wolnej od obowiązków zamknęło tę furtkę aby kultywować dziwaczne i niepopularne poglądy, co wieszczy źle dla przyszłości postępu wiedzy...
Oprócz bezpośredniej cenzury, nic nie może zapogiec postępowi bardziej niż scentralizowana ‘koordynacja’ badań na tematy kontrowersyjnie. W rezultacie jeśli najważniejszymi troskami była chęć promocji rozwoju wiedzy raczej niż popchnięcie usankcjonowanych interesów biurokratycznych klik, rady badawcze nauk ścisłych zostałyby rozwiązane, czy przynajmniej relegowane do obsługiwania potrzeb administracji, a pozostałe fundusze dystrybuowane pośród tak wielu niezależnych organizacji jak tylko możliwe. Powinny istnieć małe centra wydzielające malutkie odrobiny, a nachodzące na siebie dyrektoraty powinny być zabronione aby zapobiec kontroli przez jedną klikę, jak się stało do dużego stopnia z obecnie istniejącymi fundacjami. Nawet to nie zapobiegło by podcinaniem nam skrzydeł przez pośledniaków bez wyobraźni, którzy zwykle grawitują w stronę źródeł pieniędzy, ale przynajmniej to spowoduje faworyzowanie pewnej różnorodności i wpłynie na to, że narzucanie jedynie słusznej ortodoksji stanie się trochę bardziej trudne...
Mimo, że nie są w stanie zagwarantować naukowej solidności czy prawdziwej oryginalności myśli, dowcip i konwersacyjna błyskotliwość gwarantują mimo wszystko wysoką inteligencję i szeroki zakres wiedzy; podczas gdy nieustające wypełnianie bezmyślnych podań o granty badawcze musi normalnie iść ręka w rękę z niską inteligencją dlatego (jak przemysłowi psychologowie dowiedzieli się dawno temu), że bardziej inteligentni ludzie są mniej zdolni wytrzymywać tępe i monotonne zadania.
Co dalej przeważa, że fundusze badawcze dostają się ludziom, którzy są najmniej zdolni do zastosowania ich w dobry sposób to fakt, że w odróżnieniu od arystokratycznych i plutokratycznych patronów z lat dawnych, których status i poczucie własnej wartości oparte były na kryteriach innych niż intelektualne i którzy w rezultacie nie martwili się o to, że zostaną przebici na tym polu przez swoich protegowanych, biurokraci z fundacji i rad badawczych najczściej wywodzą się z szeregów naukowców, którym brakowało albo talentu albo siły woli aby wyróżnić się jako naukowcy czy badacze, oraz którzy dlatego mają skłonność aby używać kontroli nad kiesą aby ukoić swój resentyment aby zemścić się na swoich bardziej utalentowanych kolegach oraz folgować sobie panoszeniem się wobec suplikantów, którzy albo upewniają się, że ich mózgi nie ojawiają się albo wogóle takowych nie mają”.
Czas uhonorować profesora Andrzejewskiego. Może jakaś tablica na Uniwersytecie Poznańskim? Może przetłumaczyć jego prace na polski? Od czegoś trzeba zacząć, aby przywrócić Polakom niezależnych myślicieli. No i może wstawić biogram na polskiej Wikipedii.
Marek Jan Chodakiewicz
Washington, DC, 18 październik 2020
Stanislav Andreski [Stanisław Andrzejewski], Social Sciences as Sorcery (New York: St. Martin’s Press, 1972).
Military Organization and Society (1954)
Parasitism and Subversion: The Case of Latin America (1966)
The African Predicament: A Study in Pathology of Modernisation (1968)
Max Weber: Insights and Errors (1984)
Syphilis, Puritanism and Witch Hunts (1989)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.