Wstrząsające wypowiedzi papieża. Biskup Schneider już wcześniej o nich mówił
Poniżej przytaczamy fragment książki "Wiosna Kościoła, która nie nadeszła", w której Paweł Lisicki rozmawiał z biskupem Athanasiusem Schneiderem o kryzysie we współczesnym Kościele. Red. nacz. "Do Rzeczy" wskazał, że już w przeszłości pojawiały się informacje, że papież Franciszek aprobuje legalizację świeckich związków homoseksualnych. Biskup nie ukrywa, że dla niego takie stanowisko jest niedopuszczalne.
Paweł Lisicki: W swojej niedawno wydanej książce Otwieranie drzwi, która jest zapisem rozmowy z francuskim dziennikarzem Dominikiem Woltonem, papież Franciszek mówi, że o ile nie wolno się zgadzać na uznanie za małżeństwa związków jednopłciowych, między dwoma mężczyznami czy dwiema kobietami, to można takim związkom przyznać status prawny.Chodzi o to - twierdzi cytowany przez Woltona papież - żeby nie dochodziło do dyskryminacji. Jeśli jednak to stanowisko zostało wiernie przytoczone przez dziennikarza, w jaskrawy sposób zrywa z całą dotychczasową nauką jego poprzedników oraz z wytycznymi Kongregacji Nauki Wiary, zgodnie z którymi nie wolno popierać takich rozwiązań prawnych, które mogłyby zostać uznane za akceptację dla homoseksualizmu. Całe doświadczenie uczy wyraźnie, że przyznanie związkom homoseksualnym statusu prawnego i przywilejów równych małżeństwom w rezultacie prowadzi do ich prawnego zrównania z naturalnymi małżeństwami.
Ab. Schneider: Właśnie. Sama rzeczywistość dokładnie to pokazuje. Najpierw mówi się, że brak osobnego statusu jest formą dyskryminacji. Następnie,kiedy już ten status zostaje przyznany, mówi się, że powinien być on równoważny z małżeństwem. Wprowadza się prawo do adopcji dzieci przez homoseksualistów. Potem zakazuje się krytyki związków homoseksualnych. W dalszej kolejności, w ramach walki z dyskryminacją,znosi się istnienie ojców i matek. Logiczne: skoro najpierw zaakceptowano to, że małżeństwo mężczyzny i kobiety jest warte tyle samo co związek mężczyzny i mężczyzny lub kobiety i kobiety, i dzieci z naturalnego związku nie mogą być lepsze niż dzieci wychowywane przez parę homoseksualną, to jeśli w tym drugim przypadku dzieci nie mogą się zwracać do rodziców, używając określeń„mama" i „tata", i w tym pierwszym przypadku należy tego zakazać.
Dlatego Stolica Święta od początku jasno nauczała, że nawet jeśli nie nazywa się statusu prawnego przyznanego parom homoseksualnym małżeństwem tylko inaczej, wciąż takie prawo jest moralnie nie do przyjęcia. To jest coś, co nazwałbym „oszustwem etykietowym". Współżycie seksualne kobiet z kobietami i mężczyzn z mężczyznami jest samo w sobie aktem przeciw naturze i grzechem. To złamanie prawa naturalnego i prawa Bożego opartego na objawieniu. Nie chodzi tu przecież o wspólne życie mężczyzn i kobiet takie jak w klasztorze albo jak brata i siostry, ale o związek oparty na zaspokojeniu erotycznym. W przypadku przyznania statusu prawnego parom homoseksualnym chodzi o jasne zadeklarowanie przez państwo pełnej akceptacji dla erotyzmu homoseksualnego. Para mężczyzn czy kobiet mówi nie jako państwu i społeczeństwu: żyjemy razem, bo wiąże nas wspólne pożądanie erotyczne, i domagamy się, aby ten fakt został zaakceptowany i uznany publicznie przez państwo. W ten sposób społeczeństwo wyraża akceptację dla grzechu przeciw naturze.Kościół zatem nie może tego zaaprobować, w żadnej mierze nie może się na to zgodzić. Chodzi o publiczne uznanie zła. Zresztą,zdecydowana większość tych związków bardzo szybko się rozpada.
Tak czy inaczej, uznanie prawne relacji homoseksualnych stanowi jawny sprzeciw wobec prawa naturalnego i musi prowadzić do zgorszenia w społeczeństwie. A akceptacja zgorszenia w ostatecznym rachunku niszczy zasady, którymi kieruje się społeczeństwo. Jest to też prawdziwa,bezpośrednia niemal forma propagandy stosunków homoseksualnych samych w sobie. Jest to propagowanie homoerotyzmu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.