Naziole, których emocje rozumie "Wyborcza"
Patronujący kościołowi św. Klemens Hofbauer był pod koniec XVIII wieku apostołem warszawskiej biedoty. Gdy kiedyś kwestował w stołecznej gospodzie, jeden z zagadniętych o jałmużnę biesiadników uderzył Ojca Klemensa w twarz. „To dla mnie – powiedział święty wyciągając rękę – a dla moich biedaków?”.
Postulat proaborcyjnych nazioli zrealizowali w czasie wojny oryginalni naziści. Redemptorystów z Woli, cały klasztor, trzydziestu zakonników – wymordowali w Święto Przemienienia Pańskiego, w 1944 roku.
W stanie wojennym w kościele tym konspirowała Grupa Woli, m.in. śp. Andrzej Urbański i Andrzej Horubała, dziś znany pisarz i krytyk literacki. Ten kościół jest najgłębiej związany z całą tradycją i z całą XX-wieczną historią Warszawy. Jest sanktuarium stolicy. Co roku wychodzi z niego pielgrzymka do grobu błogosławionego Księdza Jerzego, w intencji prześladowanych w świecie chrześcijan.
Polacy czczą takie miejsca. Naziole, którzy sprofanowali Świętego Klemensa, to nie są Polacy, po prostu. Ale nie wystarczy stwierdzić fakt, trzeba się jeszcze zapytać – kto ponosi odpowiedzialność za deprawację i wykorzenienie tych młodych nieszczęsnych idiotów.