Księża przeciwko prawnej ochronie życia
Kilka dni temu ukazał się tekst zatytułowany "My też mówimy NIE wobec nadużyć polityków i grzechów Kościoła. Apel zwykłych księży". Z początku podpisało go dwudziestu kapłanów. Dziś jest ich, jak podaje portal “Deon” około stu dwudziestu. Wprawdzie wśród tych, którzy byli inicjatorami akcji trudno znaleźć faktycznie “zwykłych księży” - wikariuszy i proboszczów z prowincji, duszpasterzy rolników, raczej mamy tu aktywnych publicznie przedstawicieli wielkomiejskiego duchowieństwa, które nie reprezentuje właściwie nikogo poza samymi sobą, ale i tak warto słówko powiedzieć o ich odezwie.
Przede wszystkich trzeba zwrócić uwagę, że autorzy tego listu raczej niż “zwykłymi księżmi” są “salonowymi ojczulkami”, jak to się kiedyś we Francji mówiło i zwykłymi koniunkturalistami. Opinie większości z nich, niczym wzór z Sevres, są zawsze zgodne z tym co akurat o danej sprawie sądzi główny nurt liberalnej opinii. Tylko ubierają te zasłyszane sądy w religijne opakowanie.
Czytajmy ów list: powinniśmy niezwłocznie (...) porzucić przekonanie, że rozstrzygnięcia prawne mogą przynieść trwałą zmianę wrażliwości sumień, czego my pragniemy, głosząc Ewangelię.
Tymczasem na początku roku 2019, po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza część tych duchownych podpisywała się zupełnie innymi deklaracjami. "Prawa mają moc ograniczania zła. (...) Etyka i prawo są w republikach po to, by nad żywiołami złych namiętności panować". To fragmenty apelu o przyjęcie ustawy zapobiegającej i penalizującej mowę nienawiści w przestrzeni publicznej.
Ten klerykalny konformizm nie jest domeną duchownych. Apel “zwykłych księży” bezrefleksyjnie udostępniają w mediach świeccy i katolickie media, które były zaangażowane w pomysł uchwalenia lex Adamowicz.
Pamiętam trafny komentarz Piotra Chrzanowskiego z tamtego czasu, który na portalu “Christianitas” pisał: Chodzi mi o zdanie: „Prawa mają moc ograniczania zła”. Czy to znaczy, że w debacie o zakazie aborcji nie będzie już argumentów o tym, że do dobra należy ludzi nakłaniać słowem i przykładem a nie przymusem prawa? A może katoliccy sygnatariusze apelu o lex Adamowicz, zaproszą swoich liberalnych towarzyszy do podobnego apelu w sprawie zakazu pornografii? Chyba nie powinno być problemu skoro prawa ograniczają zło.
Nie spodziewam się by Piotr Chrzanowski pokładał rzeczywiście nadzieję w tych księżach i ich wiernych. Jasno zobaczyliśmy, że dla nich prawa ograniczają zło tylko tam, gdzie palcem wskaże to liberalna elita. “Tam legalny przymus nie jest wcale zły. Tam wrażliwość można wymuszać. Tam jednak, gdzie prawo karne miałoby naruszyć liberalny dogmat, są natychmiast gotowi odwoływać się jedynie do słowa zachęty. Rozwodnionego zresztą potokiem tolerancji dla trudności i niedogodności stosowania w życiu co bardziej wymagających norm moralnych”.
Kończąc zerknijmy jeszcze na apolityczność niektórych przynajmniej kapłanów podpisanych pod apelem. 6 sierpnia 2015 odbyła się pewna celebracja na której ks. Andrzej Luter mówił: “Dziękujemy Panu Prezydentowi za pięć lat jego prezydentury, za jego służbę wolnej Polsce. Dziękujemy mu za to budowanie pomostów, za to, że "nie umywał rąk", za to, że otwierał się na innych ludzi, na inne poglądy, na inną wizję świata, na inną wizję człowieka, kierując się przy tym zawsze chrześcijańską intuicją i wiarą”.
Liturgię tę koncelebrowali ks. Aleksander Seniuk i ks. Kazimierz Sowa od zawsze znani z tego, że chcą "skończyć z używaniem religii do celów politycznych". Jak wiadomo prezydent Bronisław Komorowski był wręcz idealnym prezydentem dla tych, którzy najbardziej boją się tego, że w Polsce mogą obowiązywać sprawiedliwe prawa.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.