Jak Niemcy uczą o II wojnie światowej

Dodano:
1 września 1939 roku. Niemcy wkraczają do Polski Źródło: Wikimedia Commons
18 grudnia, dzień 291. Wpis nr 280 || Ostatnio dość zatrważające wpisy w mediach społecznościowych dotyczące pamięci, a właściwie polityki historycznej. Pani Hanna Radziejewska, szefowa berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego, zdała sprawozdanie z tego, czego uczą niemieckie podręczniki niemieckich maturzystów.

Jaki obraz prezentują one młodzieży? Właściwie dość jednostronny. Historia drugiej wojny światowej to właściwie Holokaust (w jednym podręczniku 20 stron) i… niemiecki ruch oporu przeciwko hitleryzmowi (odpowiednio 13 stron). Zero o okupacji Polski, zbrodniach na ludności cywilnej, Powstaniu Warszawskim. Wśród ofiar wymienia się kolejno: Żydów, Sinti, Romów, ofiary eutanazji, homoseksualistów i jeńców wojennych. Nic o fakcie i narodowości milionów cywilnych ofiar innych nacji.

W ogóle to w niemieckich podręcznikach pojęcie wojny totalnej pojawia się dopiero od 22 czerwca 1941 roku, czyli od ataku Hitlera na Związek Sowiecki, tak jakby (w dodatku w przyjaznym uścisku hitlerowsko-radzieckim) od 1 czy 17 września na terenie takiej np. Polski nie był realizowany systematyczny plan eksterminacji miejscowej ludności z powodów rasowych i klasowych. Ciekawe też są mapy – Polska pojawia się dopiero w 1945 roku, ale chyba tylko po to by na tzw. Ziemiach Odzyskanych napisać „reparacje” i – a jakże – uzasadnić rozdział o wypędzeniu Niemców.

Na efekty nie trzeba dużo czekać. „Die Zeit”, który w 75. rocznicę II wojny światowej przeprowadził badania na temat tego co Niemcy wiedzą o wojnie wykazał, że 30% młodych Niemców jest przekonanych, że ich dziadkowie działali w ruchu oporu, zaś tylko 2% sądzi, że ich poprzednicy współtworzyli III Rzeszę.

Mamy więc do czynienia z ujawnionymi efektami długoletniej polityki historycznej Niemiec polegającej na relatywizowaniu niemieckiej winy za II wojnę światową. Zaczęło się od subtelnej zmiany, która zasiana wystrzeliła wielkim drzewem – podmianą przymiotnika związanego z wojną z „niemiecki” na „nazistowski”. Tym samym zdjęto powoli winę narodową na jakichś kosmitów, bo kto to pamięta kim byli naziści? Jakaś ideologiczna międzynarodówka, a więc czemu u nie Polacy? Podpalenie w Niemczech polskiego samochodu i wymazanie go swastykami jest dziś tego wymownym symbolem. Historia obróciła się o 180 stopni. Stanęła twarzą w twarz z winowajcą zastępczym. Nami.

Niemcy są więc coraz bardziej rozgrzeszeni. Nawet w sumieniu swoich wnuków, o co systematycznie jak widać dbają. A co my Polacy robimy ze swoją pamięcią historyczną? Wychodzimy temu na przeciw. Zafundowaliśmy sobie politykę wstydu, publiczne rozliczenie wzrastającej winy, która zaczęła się od zarzutów biernego przyglądania się zagładzie Żydów (a co z pozostałymi 3 milionami ofiar Polaków?), przeszła do współsprawstwa i wylądowała w oficjalnych wypowiedziach głów państwa (polecam lekturę przemówień w Jedwabnem) na współudziale narodu w zagładzie Żydów. Przy tym wszystkim jak wyglądamy w oczach chociażby niemieckich maturzystów, którzy wiedzą, że to nie Niemcy, ale jacyś naziści? Tu mają jasną propozycję zbiorowej winy narodu. Innego. A więc z niej się korzysta.

To, że za PRL nie mieliśmy chęci ani narzędzi do kreowania własnej polityki historycznej to efekty naszego wasalizmu wobec Sowietów (ci też się przepoczwarzyli z Rosjan na bolszewików). Ale, że w III RP nie byliśmy w stanie wykreować i utrzymać konsekwentnie realizowanej polityki historycznej, to już wyłącznie nasza wina. A właściwie elit, które przez dłuższy okres – bez względu na polityczne kolory rządzących – o reputację Polski w tym względzie dbali jak najmniej.

Jedni po prostu uważali, że właśnie tacy jesteśmy w swej masie i dla nich nie było to przedmiotem żadnej troski ani zabiegów. Po prostu rządzili agresywną ciemnotą, co to z mlekiem matki… Drudzy rozgrywali kwestie pamięci historycznej jako narzędzie do walk wewnętrznych lub przypodobania się zagranicznym ośrodkom władzy.

Minie jeszcze jedno pokolenie i będzie tak samo u nas. Po 100. rocznicy II wojny światowej z badań Gazety Wyborczej (jeśli ta będzie jeszcze istniała) dowiemy się, że 30% Polaków mordowało Żydów (i Niemców w antyhitlerowskim ruchu oporu), a ofiarami nazistów padło 2% polskich obywateli, którzy pewnie jakoś tam sami sobie byli winni.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...