Przełomowy raport "TIME" potwierdza: Trump był ofiarą spisku
Czyli można już otwarcie mówić o machlojkach i nie być przy tym posądzonym o prawicowe obsesje spiskowe? Jaka ulga! A co z autorami poczytnych artykułów w "opiniotwórczych" mediach piszących ze współczuciem, że Trump i prawica nie umie się pogodzić z porażką? Zwłaszcza, że to polska prawica miała cierpieć na chroniczną podejrzliwość wobec dobrego Joe Bidena.
Przytoczmy jednak najciekawsze fragmenty raportu, choć ci, którzy z uwagą obserwowali wybory (zamiast posłusznie rezonować z głównym nurtem), wiedzieli od dawna o tym, o czym "TIME" raczył nam wreszcie objawić na głos:
"W pewnym sensie Trump miał rację. Za kulisami rozwijał się spisek, który zarówno ograniczył protesty, jak i skoordynował opór prezesów («CEO»). Obie niespodzianki były wynikiem nieformalnego sojuszu między lewicowymi aktywistami a tytanami biznesu. Pakt został sformalizowany w zwięzłym, mało zauważalnym wspólnym oświadczeniu Amerykańskiej Izby Handlowej i AFL-CIO opublikowanym w dniu wyborów. Obie strony postrzegały to jako rodzaj ukrytej umowy – zainspirowanej letnimi masowymi, czasami destrukcyjnymi protestami na rzecz sprawiedliwości rasowej".
Ale idźmy dalej, bo jest coraz ciekawiej: "Ich praca wpłynęła na każdy aspekt wyborów. Zmusili stany do zmiany systemów i prawa wyborczego oraz pomogli zabezpieczyć setki milionów funduszy publicznych i prywatnych. Unieważnili pozwy sądowe, zwerbowali armie pracowników przeprowadzających sondaże i po raz pierwszy skłonili miliony ludzi do głosowania korespondencyjnego. Udało im się wywrzeć presję na firmy zajmujące się mediami społecznościowymi, aby przeciwstawiły się dezinformacji, i wykorzystali strategie oparte na danych do walki z wirusami".
Nowina obwieszczona przez "TIME" i tak nie spotka się z żadną reakcją, bo przecież nawet jeśli Trump został podstępnie usunięty z fotela, to przecież … mili Państwo – opisane przez Molly Ball wysiłki i operacje miały tak naprawdę szlachetny cel, aby "umocnić demokrację"! Tak zresztą, jak przypadkiem życzyły sobie tego wszystkie elity – od Hollywood począwszy, przez BIG TECH i światowych liderów, aż po wyjątkowo elitarny salon warszawski.
Innymi słowy, musimy się nauczyć, że aby bronić demokracji, należy… obalić demokrację. To właściwie nic nowego pod słońcem i tu, nad Wisłą, gdzie także grasują Obrońcy Demokracji w komitetach, opozycji totalnej i w mainstreamowych mediach.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.