Komandosi Łukaszenki w Syrii. Ostatni nabój dyktatora?
Według tych doniesień, białoruskie dowództwa - zachodnie i północno-zachodnie otrzymały rozkazy sformowania dwóch pododdziałów, po 300 żołnierzy każdy. Mieliby oni zostać wysłani w rejon konfliktu we wrześniu 2021 r. i zając się tam patrolowaniem terenu. Na dowódcę zgrupowania został wyznaczony mjr Ihar Hil (Igor Gil). Mimo oferowania niezłego, jak na Białoruś, wynagrodzenia za udział w misji na poziomie ok. 2000 USD miesięcznie, ponoć nie ma wielu chętnych. Żołnierze, którym proponowany jest wyjazd, mają prosić o przeniesienie albo zwolnienie ze służby, a sam Gil bezskutecznie próbuje się przenieść na stanowisko sztabowe. Inaczej rzecz ma wyglądać wśród żołnierzy elitarnych białoruskich Sił Operacji Specjalnych. Część z nich została ponoć zwerbowana do udziału w misji.
Białoruskie ministerstwo obrony nie potwierdziło tych rewelacji, a w oficjalnym komunikacie poinformowało jedynie o „prowadzonych konsultacjach” w sprawie zwiększenia udziału białoruskich sił zbrojnych w zagranicznych misjach. Zapowiadał to już w listopadzie ub. r. Wiktor Chrenin – minister obrony Republiki. Obecnie w misjach za granicą służy zaledwie 10 białoruskich żołnierzy. Po połowie w misjach UNIFIL w Libanie i OBWE w Donbasie.
Zwrot w polityce międzynarodowej Białorusi?
Wiadomość o wysłaniu białoruskich żołnierzy do Syrii byłaby poważnym zwrotem w polityce zagranicznej tego państwa. Łukaszenka wielokrotnie podkreślał, że armia ma służyć wyłącznie do obrony kraju. Mimo kilkukrotnych zapowiedzi, nie wysłał nawet żołnierzy do pełnienia służby w „pokojowej” misji na Ukrainie. Białoruska armia jest jedną z najmniej doświadczonych w Europie w uczestnictwie w takich operacjach. Co prawda w strukturach sił zbrojnych funkcjonuje około 100 osobowa kompania przeznaczona do udziału w operacjach pokojowych, ale jej liczebność jest dalece nie wystarczająca do udziału w podobnej misji. Co zastanawiające, dowódcą kompanii od kilku lat jest właśnie wspomniany wyżej mjr Gil, który po wyszkoleniu żołnierzy do takiego celu, nie wiedzieć czemu miałby na własną prośbę opuścić szeregi pododdziału.
Po zawarciu w maju 2017 r. porozumienia z Astany, przewidującego utworzenie „stref deeskalacji” w Syrii, Rosjanie kilkukrotnie proponowali państwom stowarzyszonym w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym udział w stabilizacji rosyjskiej strefy. Na apele odpowiedziała tylko najbardziej zaangażowana w OUBZ i zależna od Rosji Armenia, wysyłając niewielki kontyngent saperów i medyków.
Łukaszenka kilka razy zapewniał też, że nie wyśle żołnierzy do Syrii. Jeżeli więc informacje przekazane przez BYPOL są prawdziwe, nasuwa się pytanie, co popchnęło go do tak radykalnej zmiany stanowiska. W dodatku podczas trwających od miesięcy protestów Białorusinów, którzy raczej nie będą zachwyceni tą decyzją?
Wdzięczność Łukaszenki
Białoruski prezydent może w ten sposób odwdzięczyć się za wsparcie, jakie otrzymał od Putina po nieuznanych przez opozycję wyborach prezydenckich. Wsparcie, dzięki któremu wciąż jest prezydentem. Przede wszystkim byłoby to więc ustępstwo wobec Rosji. Ograniczony białoruski kontyngent w Syrii mógłby zostać „rzucony na pożarcie” Rosjanom, domagającym się większej integracji Federacji Rosyjskiej z Białorusią i bazy wojskowej z prawdziwego zdarzenia na jej terenie. Łukaszenka jak dotychczas opierał się tym pomysłom, twierdząc, że potrzebuje od wschodniego sąsiada broni, a nie żołnierzy. Jednak jego pozycja po ostatnich wyborach znacząco osłabła, i coraz trudniej jest mu opierać się żądaniom Rosjan. W takiej kalkulacji, nawet uwzględniając obecne nastroje społeczne na Białorusi bardziej opłacalne może być wysłanie białoruskich żołnierzy za granicę, niż przyjęcie rosyjskich u siebie.
Wysłanie kilkuset żołnierzy na misję może być też na rękę Łukaszence w jego stosunkach z armią. Siły Zbrojne Republiki nigdy nie cieszyły się pełnym zaufaniem dyktatora, i nie były główną podporą jego władzy. Opozycyjne nastroje z pewnością szerzą się teraz również wśród ich kadry. Po reakcjach oficerów opisywanych przez BYPOL widać, że raczej nie w smak im wystawiać się na miny – pułapki syryjskich dzihadystów. Może to być więc wygodna forma wysłania niepokornych żołnierzy z dala od centrum wydarzeń albo przymuszania do opuszczenia szeregów armii.
Wojska specjalne Białorusi
Co innego natomiast wspomniane wojska specjalne. Nie dziwi większy entuzjazm, z jakim ich żołnierze mieli zareagować na możliwość wzięcia udziału w syryjskiej operacji. Białoruskie Siły Operacji Specjalnych są wyjątkowo rozwinięte i odgrywają szczególną rolę w systemie obronnym kraju. Trzy elitarne brygady są postrzegane jako siły szybkiego reagowania, przeznaczone do niekonwencjonalnych działań. Liczą ok. 6000 żołnierzy – mniej więcej 10% stanu sił zbrojnych. To właśnie pododdziały jednej z tych jednostek – 103. Gwardyjskiej Samodzielnej Brygady Mobilnej z Witebska na rozkaz Łukaszenki zostały natychmiastowo dyslokowane w sierpniu 2020 r. w okolicach Grodna, ze względu na „napiętą sytuacje” rzekomo panującą na granicy.
Łukaszenka jeszcze przed wyborami zapowiadał – zapewne spodziewając się masowych zamieszek po ogłoszeniu ich wyników – że jednostki specjalne zostaną użyte również w celu przeciwdziałania wewnętrznej destabilizacji kraju, w razie wojny hybrydowej czy białoruskiej „kolorowej rewolucji”. W istocie pododdziały specjalne z 5. Brygady Specjalnego Przeznaczenia z Maryjnej Górki wsparły siły porządkowe podczas powyborczych demonstracji w Mińsku, a w Brześciu z 38. Gwardyjskiej Samodzielnej Brygady Mobilnej. Wojsko nie uczestniczyło jednak w tłumieniu zamieszek, a jego obecność miała tylko demonstracyjny charakter.
Łukaszenka zapewne traktuje poważnie możliwość przejścia obecnego kryzysu w otwarty konflikt wewnętrzny. Dał temu ostatnio wyraz na spotkaniu z władzami białoruskich uczelni, podkreślając też zagraniczną inspirację społecznych niepokojów. Porównał nawet Białoruś do Syrii i Iraku, dla których zderzenie interesów mocarstw skończyło się tragicznie.
Białoruskiemu dyktatorowi może więc przyświecać inna idea. Podczas misji w Syrii wierne prezydentowi siły specjalne nabyłyby – w operacjach prowadzonym razem z rosyjskimi partnerami - praktycznego doświadczenia, przydatnego do ewentualnej stabilizacji sytuacji w kraju. Wskazywałoby to również na kierunek, w którym może podążyć reżim w reakcji na przedłużające się protesty, które na wiosnę mogą wybuchnąć z nową siłą.
Posiadający doświadczenie wyniesione z asymetrycznego, realnego konfliktu żołnierze mogą też w białoruskiej armii stać się rozsadnikiem zmian, mających na celu przystosowanie sił zbrojnych do nowych warunków prowadzenia działań zbrojnych, jak dzieje się obecnie w armii Federacji Rosyjskiej. Doświadczenie nie do przecenienia w armii szykującej się – zgodnie z powtarzaną jak mantra oceną prezydenta – do odparcia zagrożenia.
Czy białoruskie siły zbrojne naprawdę wezmą udział w misji w Syrii i jaki będzie skład takiego komponentu przekonamy się w najbliższym czasie. Wtedy też będzie można lepiej ocenić prawdziwe intencje Łukaszenki.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.