Ziemkiewicz: Akcja "Media bez wyboru" zwyczajnie mi śmierdzi
Według niego "projekt opodatkowania przychodów reklamowych jest projektem opodatkowania przychodów reklamowych, a nie likwidacji mediów opozycyjnych". "Choć, oczywiście, to one zapłaciłyby najwięcej, bo po prostu mają największe obroty reklamowe" – dodaje.
Ziemkiewicz uważa, że diabeł tkwi w szczegółach, ale co do zasady, "w próbie opodatkowania wielkich koncernów, które bezczelnie rżną państwo na podatkach – pardon, «optymalizują» je – i od miliardowych przychodów wykazują minimalne zyski, transferując kasę do centrali lub rajów podatkowych" nie widzi nic złego.
Tłumaczy, że obóz lewicowo-liberalny "nie umie wskazać konkretnych zagrożeń dla wolności słowa wynikających z projektu, nie próbuje nawet krytykować jego ewidentnych błędów (a byłoby co) tylko polega na frazesach wygłaszanych z wielką pewnością i emocjonalnym wzmożeniem przez dyżurne autorytety od straszenia PiS-em".
"Ich nagłe przywiązanie do wolności trochę słabo wygląda"
"W pierwszym szeregu bronią teraz wolności ci, którzy nie tylko nie protestowali, ale wręcz przyklaskiwali, kiedy kolesie Tuska załatwiali u Niemca wyrzucenie naczelnego «Faktu», kiedy rękami szemranych cwaniaków niszczyli «Rzeczpospolitą» i «Uważam Rze», kiedy wysyłali ABWerę do «Wprostu». Teraz ich nagłe przywiązanie do wolności trochę słabo wygląda" – przekonuje Ziemkiewicz.
Jak dodaje, społeczeństwu próbuje się wmówić, że wielkie medialne korporacje są gwarancją wolności słowa i poszanowania zawodu dziennikarza.
"Nic bardziej błędnego. Dziennikarz dla korporacji, nawet dziennikarz na redakcyjnej funkcji, jest, pardon, zwykłym ludzkim śmieciem, jak każdy inny pracownik zresztą: wycisnąć, wyżyłować, ile się da, a potem odebrać karty, dać karton i pięć minut na spakowanie betów. Popatrzcie, co się od dawna dzieje w Agorze, co się dzieje w TVN, bez żadnych dodatkowych podatków: cięcie zarobków, wywalanie ludzi, wzgl. wypychanie ich na śmieciówki, a jednocześnie transferowanie kasy do zagranicznej centrali i wysokie premie dla Zarządu. Najświętsza zasada – maksymalizacja zysku, żeby zagraniczny prezes po zrealizowaniu «opcji menadżerskiej» mógł sobie kupić wyspę na Pacyfiku albo przynajmniej nowego gulfstreama, a swoim polskim struplom dał w nagrodę po bananie i garści szklanych paciorków" – pisze Ziemkiewicz.