Mocny apel generałów – prezydent Macron pozostaje głuchy
W swym liście, opublikowanym do wiadomości publicznej 14 kwietnia br. na forum wojskowych Place Armes, powielonym 21 kwietnia przez portal Valeurs Actuelles, wojskowi z największą powagą opisują stan Francji, prowadzący w ich oczach do krwawej wojny domowej, za której ofiary – jeśli nie podejmą się dziś właściwych działań – odpowiedzialność spadnie na obecną klasę rządzącą.
Generalicja wskazuje na trzy powody rozpadu kraju: pompowane napięcia rasowe, dekonstrukcja historyczna, cancel culture itp. doprowadzające do wzajemnej nienawiści między zamieszkującymi Francję wspólnotami; islamizm i „hordy” z przedmieści dużych metropolii, które odrywają kolejne części narodowego terytorium spod prawa Republiki; brutalne represje wobec ludu Francji, gdy ten wychodzi na ulice, organizowane przez władzę, która hasło braterstwa zastępuje nienawiścią. Francuskiej armii, jak widać, nie przypadło do gustu pałowanie Francuzów w ramach protestów żółtych kamizelek.
„Tak jak my, większość obywateli ma dosyć polityki pozorów”
Wobec ciągłego wzrostu zagrożeń i przemocy wojskowi, których służba zobowiązywała onegdaj do gotowości złożenia życia w ofierze za bezpieczeństwo kraju, „nie mogą pozostać biernymi obserwatorami rozwoju sytuacji” i wzywają rządzących krajem, aby „bezwzględnie znaleźli odwagę potrzebną do wykorzenienia tych zagrożeń”. W tym celu „wystarczy stosować bez słabości istniejące już prawa. Nie zapominajcie, że tak jak my, większość obywateli ma dosyć polityki pozorów i waszego winnego milczenia. Jak mawiał kardynał Mercier, prymas Belgii, «gdy wszędzie jest przezorność, nigdzie nie ma odwagi». A więc, Panie i Panowie, starczy już kunktatorstwa, godzina jest poważna, a praca do zrobienie kolosalna; nie traćcie czasu i wiedzcie, że jesteśmy gotowi wesprzeć polityków, którzy rozważą ocalenie narodu”. Tych słów gniewu i kategorycznych oskarżeń komentować nie trzeba.
Odwaga dzisiaj, albo krew na ulicach jutro
„Jeśli jednak nic nie zostanie poczynione, permisywność będzie się nieubłagalnie rozlewać po społeczeństwie, doprowadzając w ostateczności do eksplozji i interwencji naszych kolegów z służby czynnej w śmiertelnej misji ochrony naszych wartości cywilizacyjnych i ocalenia naszych rodaków na terytorium narodowym.
Widać jasno, nie ma już czasu na zwlekanie, jutro wojna domowa zakończy ten wzrastający chaos, a ofiary śmiertelne, za które wy będziecie odpowiedzialni, będą się liczyły w tysiącach”.
Oprócz dwudziestu emerytowanych generałów, list otwarty do prezydenta Macrona, rządu i francuskich deputowanych podpisało przeszło stu pięćdziesięciu pułkowników i podpułkowników, setki innych oficerów, łącznie zaś ponad tysiąc wojskowych w stanie spoczynku, choć wedle komentatorów wśród wojskowych poparcie dla listu jest znacznie szersze.
Prezydent głuchy na wołanie narodu
Paradoksalnie list zbiegł się w czasie z pytaniem, które w ostatnich dniach słuchacz Sud Radio zadał w czasie audycji André Bercoffa podejmującego Philippe’a de Villiers. W kontekście „rozpadu kraju”, rozgoryczony słuchacz pytał co robi armia i czemu od lat milczy gdy idzie o ochronę francuskiej populacji, na co de Villiers przyznał, że zamiast zwalczać islamistów poza granicami kraju, wojsko powinno zacząć od wyczyszczenia z nich samej Francji. Armia, najwyraźniej, myśli podobnie. W tym samym czasie prezydent Macron, w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS NEWS z 18 kwietnia br., głosił potrzebę „dekonstrukcji naszej własnej historii” celem „pozbycia się rasizmu z naszych społeczeństw”. Wątpliwe, aby francuski prezydent miał na myśli rasizm, który co raz częściej spotyka białych w jego własnym kraju. Dramatyczny list otwarty nie trafił na podatny grunt. Pytanie więc czy jakiś polityk zamierza skorzystać z poparcia, które zadeklarowali francuscy oficerzy, i jak będzie ono wyglądało w praktyce.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.